„Kibicuję Zimnej Wojnie” – przyznaje Anna Zamecka, reżyserka filmu dokumentalnego „Komunia”, który znalazł się na krótkiej liście 15 kandydatów do Oscara.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z Anną Zamecką, reżyserką filmu dokumentalnego „Komunia”, który znalazł się na krótkiej liście 15 kandydatów do Oscara i zebrał nagrody na najbardziej prestiżowych festiwalach filmowych świata, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Pani film – debiutancki – znalazł się na krótkiej liście do Oscara i choć nie dostał nominacji, sukces jest olbrzymi. Wcześniej otrzymał m. in. Europejską Nagrodę Filmową w Berlinie, nazywaną „europejskim Oscarem”. Jak się je robi tak dobry film za pierwszym razem?
Anna Zamecka: Czasami bywa tak, że ten pierwszy jest najlepszy, a kolejne są mniej dobre.
Miała pani więcej odwagi?
Ja nie mam szkoły filmowej. Zrobiłam roczny kurs w Szkole Wajdy w Warszawie, ale to nie są studia pięcioletnie, które się kończy z tytułem magistra sztuki. Ale to mi dało wolność. Zrobiłam film po swojemu, nikt mi niczego nie narzucał. To nie był film na ocenę w szkole. To po prostu mój film, który zrobiłam wspólnie ze świetną ekipą. Miała ogromny udział w tym, jak film ostatecznie wygląda. Od tych ludzi bardzo dużo się nauczyłam. Nie ma przepisu na sukces. Czasami ze świetnych scenariuszy nie wychodzą najlepsze filmy. Tak zwany „dobry film” to mieszanka ciężkiej pracy i magii kina.
Zamecka: Filmy jak „Komunia” to nie jest kino dla szerokiej publiczności
Przed ogłoszeniem nominacji promowała pani film w Stanach Zjednoczonych. Miał pokazy w Nowym Jorku, Los Angeles i San Francisco, które oglądali członkowie Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Wiele osób się dziwi, ja też, że udało się pani wejść w środek życia rodziny Oli i Nikodema, wydobyć z niej niezwykłe rzeczy. Znalazła sobie pani przestrzeń w relacjach między nimi.
Dla mnie nie ma różnicy między filmem dokumentalnym i fabularnym. Nie rejestruję rzeczywistości, tylko ją interpretuję; przepuszczam ją przez siebie. To nie jest tak, że stawiam kamerę i czekam, aż coś się wydarzy. Jak poznałam tę rodzinę zdawałam sobie sprawę, że ma w sobie ogromny, filmowy potencjał, ale nie od razu miałam pomysł na film. Musiałam spędzić z nimi kilka miesięcy zanim zrozumiałam, o czym chcę zrobić film. Napisanie scenariusza zajęło mi kilka kolejnych.
Jak film został odebrany w Stanach?
Amerykańskie dokumenty, a tam głównie takie się ogląda, są inne od europejskich. Widzowie są przyzwyczajeni do innego języka filmowego. Dominują filmy z gadającymi głowami, często z tezą, na „ważne i aktualne” tematy. Takie filmy jak „Komunia”, to nie jest kino dla szerokiej publiczności. Tym bardziej, że podobno amerykańska publiczność nie lubi filmów z napisami.
Jak długo pani tam była?
2 tygodnie przed ogłoszeniem krótkiej listy do Oscarów i około trzech po jej ogłoszeniu.
Zamecka: Oscary to amerykańskie nagrody, przede wszystkim dla amerykańskich filmów
Jak wygląda „machina oscarowa”?
Polega głownie na networkingu. Robi się jak najwięcej pokazów, które oczywiście kosztują. No chyba, że film akurat w tym czasie dystrybucję w kinach. Za pokazy trzeba zapłacić, a wcześniej – zebrać na to pieniądze. My dostaliśmy wsparcie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i z europejskiego HBO.
Na pokazy zaprasza się decydentów?
Głosujących Członków Akademii, zwłaszcza tych opiniotwórczych, których słuchają pozostali. Oczywiście bardzo ważne jest, żeby zainteresować filmem dziennikarzy. Trzeba dodać, że w tym roku na krótkiej liście filmów dokumentalnych były tylko 3 filmy spoza Stanów. Bardzo często na listę trafiają amerykańskie filmy, znane w Stanach, ale niekoniecznie doceniane na zagranicznych festiwalach. Oscary to amerykańskie nagrody, przede wszystkim dla amerykańskich filmów, na które głosują głównie Amerykanie. Na dokumenty w pierwszej turze głosują Akademicy skupieni w tzw. Documentary branch, to jest jakieś 400 osób. To małe środowisko, w którym wszyscy się znają i lobbują „swoje” filmy i reżyserów. Obcemu bardzo trudno się w tym świecie przebić, nawet z wybitnym filmem. Nie zawsze wygrywa najlepszy.
To pokazuje, że „Zimna wojna” zrobiła kawał dobrej roboty, bo mają nominacje w 3 kategoriach.
Tak, to wielki sukces. „Zimna Wojna” ma ogromnego dystrybutora, Amazona. I oscarowego reżysera.
Anna Zamecka: Kibicuję „Zimnej Wojnie”
To prawda. Komu pani kibicuje?
Nie widziałam wszystkich filmów, zwłaszcza amerykańskich, w tym roku nie miałam na to czasu. Oczywiście kibicuję „Zimnej Wojnie”.
Zetknęliście się gdzieś w trasie z twórcami „Zimnej wojny”?
Tak. Mieliśmy pokazy dzień po dniu w Muzeum Tolerancji w Los Angeles. Byłam na spotkaniu Pawła Pawlikowskiego z publicznością, a sama miałam takie następnego dnia, w tej samej sali i z tym samym prowadzącym. Mam nadzieję, że dostaną Oscara, a może dwa.
W której kategorii?
Duże szanse ma operator, Łukasz Żal. Zwłaszcza po nagrodzie jaką właśnie dostał od Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych. Tego mu życzę.
Czytaj także:
Gorący romans z zimną wojną w tle. Czy warto zobaczyć nowy film Pawlikowskiego?
Czytaj także:
Oscary, Złote Palmy… Polskie filmy ze światowymi nagrodami
Czytaj także:
“Kafarnaum”: Całe zło świata bierze się z przemocy doświadczonej w dzieciństwie