separateurCreated with Sketch.

Św. Ignacy napisał: „musimy się stawać obojętnymi”. Ale jak to?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 21.05.19
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

A co jeżeli Bóg jednak widzi to inaczej? Słowo „obojętność” ma raczej negatywne zabarwienie, a jednak w tym przypadku opisuje coś pięknego – postawę, która daje Bogu pełną przestrzeń do działania w moim.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wyższa szkoła jazdy

W „Ćwiczeniach duchowych” św. Ignacego z Loyoli czytam:

Toteż musimy się stawać obojętnymi wobec wszystkich rzeczy stworzonych, jeżeli to zostało pozostawione całkowicie swobodnej decyzji naszej wolnej woli, a nie zostało zakazane. Tak więc chodzi o to, byśmy ze swojej strony nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy, życia długiego niż krótkiego; i – co za tym idzie – byśmy spośród wszystkich pozostałych rzeczy pragnęli tylko tego i to tylko wybierali, co nas bardziej prowadzi do celu, dla którego zostaliśmy stworzeni.

Mam poczucie, że te słowa to wyższa szkoła jazdy, która nie znajduje dziś wielu zwolenników. Czasami sam swoim życiem sprzeciwiam się tej nauce. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o “świętej obojętności” Ignacego, wzbudziła ona we mnie zaciekawienie.

Słowo “obojętność” w powierzchownym znaczeniu ma raczej negatywne zabarwienie, a jednak w tym przypadku opisuje coś pięknego – postawę, która daje Bogu pełną przestrzeń do działania w moim życiu i która jest ogromnym wyzwaniem.


CO Z EMOCJAMI
Czytaj także:
Co z tymi emocjami? Św. Ignacy Loyola uczy, jak je docenić i spożytkować

 

Bóg widzi szerzej

Nie chcieć bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy… To dla mnie dobry test. Mogę wypełniać prawo, mieć odhaczone wszystkie 10 przykazań, spełniać uczynki miłosierdzia i być „piątkowym” katolikiem…, ale wciąż mogę w tym wszystkim być przywiązany do mojego zdrowia, moich pieniędzy, mojej pozycji.

Mało tego – mogę tak trwać w jak najbardziej dobrej wierze.

Bo przecież, gdy będę zdrowy, będę mógł działać na chwałę Pana, gdy będę bogaty, moja “kasa” przyda się ubogim, gdy będę na pozycji, będę mógł podejmować jedynie słuszne decyzje nastawione na wypełnianie Bożej woli.

A co jeżeli Bóg jednak widzi to inaczej i wolałby, bym np. działał na Jego chwałę, ale “stacjonarnie”, będąc uziemionym przez choćby złamaną nogę i mając więcej czasu na modlitwę? Być może Bóg wolałby, bym – owszem – dzielił się pieniędzmi, ale od większych sum chce mieć kogoś innego, a ja mam dawać jałmużnę “ze swego niedostatku” (Łk 21, 1-4).

Być może woli mnie widzieć jako szeregowego pracownika w jakiejś firmie czy organizacji, bym nie był za bardzo narażony na pychę. Możliwości można mnożyć. Bóg widzi szerzej, ale ja nie zawsze umiem Mu zaufać.

 

Dać Mu przestrzeń

Najlepsze dla mnie w tej ignacjańskiej “układance” wokół świętej obojętności jest to, że wcale nie oznacza ona zarzucenia starań o moje zdrowie, o polepszenie bytu swojego i swoich bliskich czy o awans w pracy. Mam (znowuż wzorem św. Ignacego) robić wszystko tak, jakby zależało to tylko ode mnie, a modlić się tak, jakby zależało to tylko od Boga.

Mam brać każdą możliwość pod uwagę i w każdej ma mi przyświecać jedna, naczelna intencja: “Ad maiorem Dei gloriam” – na większą chwałę Bożą – dewiza (jakże by inaczej) Towarzystwa Jezusowego założonego przez św. Ignacego.


BRAIN
Czytaj także:
Rekolekcje ignacjańskie zmieniają mózg?

Kiedy myślę i piszę o świętej obojętności, towarzyszy mi przekonanie, że jest to stan, w którym absolutnie wyeliminowane są wszystkie moje złe intencje, ukryte pragnienia i stawianie na swoim. Jeżeli mówię, że chciałbym zostawiać w moim sercu przestrzeń dla Boga, by działał przeze mnie, to mam poczucie, że zrobię to najskuteczniej właśnie przez świętą obojętność.

 

Święty Paweł był pierwszy

Przypieczętowaniem przekonania o tym, że św. Ignacy nie przesadza jest dla mnie Słowo Boże. Przez szereg lat czytałem zdanie: “Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13) – świetne hasło na ewangelizacyjny plakat, refren znanej piosenki religijnej, nośne motywujące zawołanie, które jednak, wyrwane z kontekstu, bywa mocno spłycane.

Jest to fragment Listu do Filipian, w którym św. Paweł dziękuje adresatom za materialne wsparcie. Jak zatem wygląda to zdanie w szerszej perspektywie?

“Ucieszyłem się bardzo w Panu, że wreszcie możecie zatroszczyć się o mnie, ponieważ już wcześniej o tym myśleliście, lecz nie mieliście do tego okazji. Nie chcę przez to powiedzieć, że cierpię niedostatek, gdyż nauczyłem się zadowalać tym, co mam. Umiem żyć biednie i bogato. Potrafię dostosować się do każdej sytuacji: i jeść do syta, i głodować, i żyć bogato, i żyć ubogo. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Słusznie jednak uczyniliście, że wzięliście udział w moich trudnościach” (Flp 4, 10-14).

Słowo Boże jest żywe i działa na przestrzeni wieków. Widać to bardzo wyraźnie, kiedy możemy dostrzec tę samą myśl w nauczaniu człowieka, który zaniósł to Słowo do pogan i człowieka, który 1500 lat później założył jeden z najpotężniejszych dziś zakonów na świecie.


WOMAN,HIKING,MOUNTAINS
Czytaj także:
Świętego Ignacego droga do uzdrowienia. 5 etapów