Ten czas samotności to cenny czas pracy nad sobą zarówno pod kątem psychicznym, emocjonalnym, jak i duchowym. Warto ten czas wykorzystać, aby odkrywać siebie w różnych obszarach, pracować nad zmianą, jeśli jest konieczna, by potem było łatwiej i prościej dokonać wyboru – mówi Małgosia.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zuzanna Górska-Kanabus: Małgosia, jesteś teraz szczęśliwą żoną, ale długo czekałaś na swój ślub. Ile miałaś lat, gdy stanęłaś na ślubnym kobiercu?
Małgosia: 44, a Jacka, mojego męża, poznałam mając 43 lata.
Wasze spotkanie było dość nieoczekiwane.
To prawda. Dla nas jest to niesamowite. Zadzwoniła do mnie koleżanka i zaproponowała wyjazd do Rybna, do klasztoru Sióstr Miłosierdzia. Ona miała potrzebę modlitwy za syna, a ja znając to miejsce modlitwy, pomyślałam, że się z nią przejadę. Pojechałam, pomimo tego, iż inna koleżanka odradzała wyjazd. Jacek, mój mąż, wybrał się tam tego samego dnia, na prośbę znajomego zakonnika, który miał tam odprawiać mszę. Tak się stało, że weszliśmy razem w tym samym momencie na teren klasztoru. Nasze pierwsze spotkanie było 100 km od Warszawy. Można powiedzieć, że znaleźliśmy się tam przypadkiem.
I właśnie wtedy Jacek zaprosił Cię na randkę?
Nie, nie, nie (śmiech). To było tak, że rozładowała mi się komórka i siedziałam w przedsionku domu, żeby ją podładować. W grupie, w której przyjechał Jacek, były dwie moje koleżanki. W pewnym momencie siedzieliśmy wszyscy razem w tym przedsionku i rozmawialiśmy.
To jak się spotkaliście powtórnie?
Po pewnym czasie od naszego pierwszego spotkania Jacek do mnie zadzwonił. Okazało się, że znalazł mój numer telefonu w Internecie. Kiedyś współorganizowałam kurs Alfa i w sieci został mój numer.
Jacek bardzo się postarał.
Tak, to prawda.
Wspominałaś, że nie od razu otworzyłaś się na tę znajomość. Na początku byłaś zdystansowana.
Tak, to prawda. Zgodziłam się na spotkanie, ale miałam w sobie dystans. Poprzednia trudna relacja bardzo mnie zamknęła na związek. Poza tym, będąc po czterdziestce myślałam, że nic z tego nie będzie, choć znajomi wierzyli i modlili się za mnie.
Wspomniałaś, że poprzednia relacja zamknęła cię na związek. Przed Jackiem spotykałaś się z innymi mężczyznami, byłaś w innych relacjach. I ciągle okazywało się, że to nie ten. Jak sobie radziłaś z rozczarowaniem po kolejnej randce, nieudanej relacji? Co ci pomagało?
Po ostatniej była rezygnacja i raczej nie miałam nadziei na zbudowanie trwałego związku. A wcześniej pomagało mi moje życie towarzyskie. Mam dość dużo koleżanek, przyjaciółek i razem jakoś organizowałyśmy sobie czas. Dawałyśmy sobie wsparcie.
Również, a może przede wszystkim, pomagało mi zaufanie Panu Bogu, wspólnota do której należałam oraz modlitwa. Wierzyłam, że Bóg ułoży moje życie i będę w nim szczęśliwa.
Gdy teraz z perspektywy czasu patrzysz na te poprzednie, nieudane relacje, to widzisz, że one ci coś dały, czegoś nauczyły? A może widzisz w sobie z przeszłości coś co utrudniało ci wejście w relacje? Czy one były potrzebne?
Wiesz, to temat rzeka. Widzę plusy i minusy. Tak generalizując, bo każda relacja jest inna, to wiele mnie nauczyły. M.in. otwartości i żeby wychodzić do drugiego człowieka pomimo tego, że doświadczałam odrzucenia czy niezrozumienia. Ostatnia relacja, po której poznałam Jacka, nauczyła mnie akceptować człowieka takim, jakim jest. Ogólnie mówiąc, teraz łatwiej mi wybaczać, w różnicach widzieć bogactwo, nie mieć wygórowanych oczekiwań.
Co sprawiło, że z Jackiem było inaczej, że wam się udało?
Powiem kolokwialnie, że chyba nasz wiek i to, że nam bardzo zależało i byliśmy ukierunkowani na małżeństwo. Oboje dość szybko chcieliśmy się przekonać, czy coś z tego będzie. Można powiedzieć, że pominęliśmy ten etap randkowania i takiej niepewności. My od razu sprawdzaliśmy, czy możemy razem stworzyć małżeństwo. Była też w nas duża elastyczność i akceptowanie siebie nawzajem. To miało naprawdę duże znaczenie.
Czy można powiedzieć, że byliście wobec siebie bardziej autentyczni i unikaliście gierek?
Tak, myślę, że staraliśmy się pokazać w prawdzie i być autentycznymi. Nie interesowało nas randkowanie bez końca. Każde z nas musiało odpowiedzieć sobie na pytania, czy w to idzie. Dużo rozmawialiśmy i spędzaliśmy razem każdą chwilę.
Z czasem miałaś mniejsze oczekiwania wobec mężczyzn?
Wiesz, ja nie miałam nigdy jakiejś listy cech, w stylu przystojny brunet z poczuciem humoru. Ważne dla mnie było to, żebym była przyjęta taka, jaka jestem, z moją historią życia. Myślę, że przez różne moje doświadczenia byłam otwarta na różnych mężczyzn, a cechy fizyczne były mniej istotne. To, co dla mnie się liczyło, to poczucie bezpieczeństwa w relacji, na które wpływają różne cechy, np. odpowiedzialność, opanowanie, ciepło, zrozumienie, wysłuchanie.
A czy myślisz czasem – dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej?
Tak, oczywiście. Ale w takich momentach z mężem mówimy sobie, że jest jeszcze wieczność na naszą miłość. Poza tym, widać nie mogliśmy się wcześniej spotkać. Nie wiem, czy w innym czasie byśmy się na siebie otworzyli, dojrzale i odpowiedzialnie siebie przyjęli. To był po prostu najlepszy czas. Bardzo doceniamy i celebrujemy każdą chwilę razem.
Późno zaczęło się wasze małżeństwo, ale weszliście w nie gotowi.
Tak, to był cenny czas przygotowania do małżeństwa, ale też dojrzewania do bycia sobą. Do stawania się takim dobrym darem dla drugiej osoby.
Wiem, że można pytać, czy to musiało aż tyle trwać? Ale za tym stoi historia naszego życia, nasze domy rodzinne, zaniedbania naszych rodziców, różne doświadczenia etc. Wierzę, że to był dobry i potrzebny czas.
Czytają nas dziewczyny, którym doskwiera samotność. Przed którymi jeszcze małżeństwo. Jakbyś miała spojrzeć na swoje życie i coś im poradzić, tak z serca, to co byś powiedziała?
Warto czekać na tę jedyną, najważniejszą relację, która stanie się relacją małżeńską. Nie zniechęcać się tymi „nieudanymi” po drodze, a wręcz odkrywać siebie w tych relacjach. Być otwartym na poznawanie drugiego człowieka, również z takim ryzykiem, że to może nie być to. Ja się tego długo uczyłam, bo na początku wchodziłam w relacje z determinacją, że to musi być małżeństwo, a później przychodziło rozczarowanie. Zegar przecież tykał.
Ten czas samotności to cenny czas pracy nad sobą zarówno pod kątem psychicznym, emocjonalnym, jak i duchowym. Warto ten czas wykorzystać, aby odkrywać siebie w różnych obszarach, pracować nad zmianą, jeśli jest konieczna, by potem było łatwiej i prościej dokonać wyboru i być jemu wierną.
Tekst pochodzi ze strony kierunekmalzenstwo.pl
Czytaj także:
Mam 40 lat. Czy mam jeszcze szansę na małżeństwo?
Czytaj także:
Singielko, weź odpowiedzialność za swoje życie. Nie narzekaj
Czytaj także:
Czy każda singielka szuka męża?