separateurCreated with Sketch.

Ksiądz Michał z onkologii. Dzielny wojownik, który odszedł w opinii świętości

KSIĄDZ MICHAŁ ŁOS FDP
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Syn heroicznie przeżywał swoją chorobę i towarzyszące jemu cierpienie. Ale kiedy Michał zmarł na moich rękach, miałem wrażenie, że fizycznie pęka mi serce” – mówi nam tata ks. Michała Łosa, którego bohaterskie świadectwo z oddziału onkologicznego poszło na całą Polskę i poza jej granice.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

- Michał, odkąd pamiętam, zawsze chciał być księdzem. Już nie wiem, ile musiał pokonać przeszkód, aby tak się stało – mówi Mariusz Talarek, kolega księdza Michała Łosa. – Miał tak wielkie w sercu przekonanie, że to jest właśnie jego droga i jego powołanie, że w końcu, nawet pomimo ciężkiej choroby, to marzenie spełniło się. Albo lepiej chyba wybrzmi: wypełniło się.

Podziwiałem Michała, że był dzielny, w takim codziennym życiu i w chwilach najcięższych. Miał w sobie wiele prostoty i wrażliwości. Był dowcipny, wesoły, ale nie wesołkowaty. Skromny i z pokorą w sercu.

Przez jakiś czas, zanim wstąpił do orionistów, aby mieć finanse na swoje utrzymanie, pracował zwyczajnie na kasie w Biedronce. Pracę tę szanował. Zresztą zawsze miał wielki szacunek do ludzi, których spotykał. Nawet jeśli to były trudne spotkania, zawsze mówił, że to spotkanie Jezusa w drugim człowieku. A im bardziej ubogo i skromnie, tym ta bliskość, dobroć i zrozumienie wydawały się sercu Michała bliższe.

Kiedy nagle w kwietniu 2019 r. znalazł się tak niespodziewanie w Szpitalu Wojskowym na Szaserów z diagnozą ciężkiej choroby, wpadliśmy wszyscy w osłupienie. Jak to się mogło stać, bo przecież Michał wydawał się być okazem zdrowia. A tu szokująca wiadomość, że jest to już prawie ostatnie stadium choroby nowotworowej.

Pewnie każdy by się choć trochę załamał, rozpaczając, że miał tyle planów na życie. Ale nie Michał. Miał w sobie tylko jedno marzenie, aby „ten bieg ukończyć” i zostać kapłanem. Współbracia orioniści naprawdę okazali Michałowi wielkie serce, robiąc dosłownie wszystko, aby to się mogło stać.

Kiedy po raz pierwszy opublikowałem zdjęcia neoprezbitera Michała, jak leży na łóżku szpitalnym ściskając w ręku różaniec, nie myślałem o tym, jak gorący i wielki będzie odzew ludzi i to z różnych stron świata.

Z wielkim wzruszeniem też nakręciłem pierwsze błogosławieństwo prymicyjne, jakie ks. Michał przesłał wszystkim wspierającym go w modlitwie. Te zdjęcia i błogosławieństwo poruszyły serca wielu. Czytałem różne „newsy” o tym, czasami wręcz nieprawdopodobne, jak np. publikacja tekstu o Michale aż na Sri Lance.

Słowem, zrozumieliśmy wszyscy razem z Michałem, jak wielki jest głód Boga i świętych kapłanów! I to wbrew temu, co w tym samym czasie działo się w Polsce, kiedy byliśmy świadkami bezpardonowych ataków na Kościół i kapłanów.

Towarzyszenie Michałowi w chorobie było niezwykłe, dużo by mówić i dużo by pisać. Heroicznie wręcz i z wielką godnością przyjął wszystkie cierpienia fizyczne i emocjonalne związane z chorobą. Cieszył się każdą chwilą, nie narzekał i nie utyskiwał. Codziennie przyjmował „pielgrzymki” znajomych, a nawet nieznajomych, którzy chcieli koniecznie odwiedzić niezwykłego księdza i poprosić o błogosławieństwo.

Najbardziej poruszającym wydarzeniem było przyjęcie przez Michała sakramentu kapłaństwa z rąk księdza biskupa Marka Solarczyka. A także moment, kiedy ksiądz Michał udzielił prymicyjnego błogosławieństwa biskupowi Solarczykowi, współbraciom, swojej rodzinie, która przyjechała z Francji oraz nam, przyjaciołom.

Chorego Michała odwiedził również prezydent Andrzej Duda. Dlaczego? Dlatego, że było to marzenie ciężko chorego księdza, aby poznać i choć przez krótką chwilę porozmawiać z prezydentem. I nadarzyła się taka okazja i to w dzień 31. urodzin Michała. Po złożeniu życzeń i rozmowie Andrzej Duda poprosił nowo wyświęconego księdza Michała o prymicyjne błogosławieństwo.

Nasz kolega miał poczucie, że jego młode życia dobiega końca i naprawdę był z tym pogodzony, nie buntował się. Czuł, że jego życie było spełnione, bo został kapłanem. Dla wielu z nas ksiądz Michał odszedł do Domu Ojca w opinii świętości – puentuje Mariusz Talarek

Rozmawiam z tatą księdza Michała, panem Bogusławem. Było już późno i razem z rodzeństwem księdza podróżowali z Kalisza do Warszawy, wioząc m.in. sutannę dla Michała. Pomimo ogromnego zmęczenia zamieniamy kilka słów. Mówię, zamiast standardowych kondolencji, że ks. Michał jest teraz dobrym ambasadorem w Niebie i wstawia się za swoją rodziną i nami wszystkimi. Dodaję, że syn był bardzo dzielny.

Na zakonnym profilu facebookowym księża orioniści po święceniach ks. Michała napisali: „Na zakończenie uroczystości ks. Michał Łos FDP przez nałożenie swoich namaszczonych rąk udzielił błogosławieństwa bp. Markowi, współbraciom obecnym na Mszy Świętej oraz swoim bliskim. Był to moment szczególnie wzruszający, który pokazał, że cud kapłaństwa stał się rzeczywistością w życiu Michała. Ksiądz Tarcisio Viera FDP, przełożony generalny, prosił wszystkich członków zgromadzenia, przyjaciół, dobrodziejów, aby w trakcie święceń całe Zgromadzenie Księży Orionistów w Polsce i na świecie łączyło się duchowo i modliło się za księdza Michała. Dziękujemy wszystkim, którzy towarzyszyli ks. Michałowi w tej pięknej, skromnej, ale też głębokiej i wzruszającej uroczystości. Kapłaństwo jest darem i cudem. Pamiętajmy o tym”.