separateurCreated with Sketch.

Co zrobić z dzieckiem przez dwa miesiące wakacji?

LATO Z DZIECKIEM
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Lipiec i sierpień „uwolnienia” od obowiązku nauki miały sens i były podyktowane głównie rytmem pracy rolniczej. Każde ręce, nawet te najmniejsze, były potrzebne na czas żniw do pomocy.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

W naszym warszawskim mieszkaniu nie mamy telewizora, a dostęp do komputera czy telefonu dla dzieci limitujemy. Zabawek mamy sporo, ale i tak co jakiś czas pojawiają się jak mantra te same trzy słowa, na dźwięk których w każdym rodzicu skręcają się wnętrzności – „nudzi mi się”.

 

Tu nie ma nudy

Latem jest inaczej – na prawie dwa miesiące opuszczamy to miejsce, wybywając z dziećmi do drewnianego domku na Mazurach. Nie jest to totalne odludzie, ale w ciągu tygodnia cisza, spokój i śpiew ptaków. Codziennie odwiedza nas makolągwa, a jeden raz przyłapałyśmy nawet dwa zające. Kocham to miejsce, tu spędzałam praktycznie każde wakacje w dzieciństwie.

Siedzę na tarasie z widokiem na jezioro, przyglądam się dzieciom, które ganiają z patykami, układają ścieżki z szyszek, podlewają za dużą konewką kwiaty. Gdy pada deszcz, chowamy się w domu. Domu, w którym praktycznie nie ma zabawek. Są natomiast kredki, kartki, książki i gry planszowe. To cały nasz dobytek. Jeszcze kominek, kalosze i to ogromne, ogrodzone podwórko z huśtawką. Tyle właśnie w zupełności wystarczy moim dzieciom do szczęścia. Tyle wystarczy, by tekst „nudzi mi się” prawie w ogóle się nie pojawiał.

 

Szczęście

Chodzimy na spacery, oglądamy motyle, ganiamy się bez celu wśród ogólnej wesołości. Uciekamy od komarów i zjadamy maliny prosto z krzaczka. Gdy jest ciepło, kąpiemy się w jeziorze, budujemy zamki z błota, gramy w baba jaga patrzy. Jest tak absolutnie cudownie.

Ze swojego dzieciństwa pamiętam także wyprawy z dziadkami na grzyby, jagody, granie ze starszym rodzeństwem w piłkę, badmintona, mafię i niezliczone gry karciane. Świeże powietrze, przestrzeń, przyroda. Słońce, deszcz, woda. Ciekawa jestem, czy wielu z naszych czytelników także ma takie wspomnienia – z wakacji u dziadków, albo tych w domu, ale spędzonych na rowerze i piłce z rówieśnikami. Ja jestem prawdziwą szczęściarą, że mogłam takich doświadczyć, a w tym roku nawet podzielić się tym doświadczeniem z własnymi dziećmi.

Tym bardziej, że to ostatnie takie nasze wakacje, w których praca zawodowa jeszcze nie dyktuje całkowicie warunków urlopowych. Cieszy mnie i to, większość rówieśników moich dzieci nie ma szans na taki czas nawet jednorazowo. Niektórzy trafiają na dwa tygodnie all inclusive z rodzicami, potem może jakieś kolonie, albo pełne dwa miesiące w ramach tzw. lata w mieście. Coraz częściej słyszę pojawiające się wśród rodziców pytanie – czy rzeczywiście wakacje powinny trwać 2 miesiące?

 

Wakacyjny sport ekstremalny

Choć może wydawać się to pytanie burzące cały porządek wszechświata, nie jest jednak bezzasadne. Szczególnie dla wszystkich tych rodzin (a śmiem przypuszczać, że należą do większości), dla których zorganizowanie opieki nad dzieckiem ciągiem przez 2 miesiące jest po prostu sportem wyczynowym i ekstremalnym.

Dziadkowie nadal aktywni zawodowo albo po prostu nie mają już sił lub chęci. Kolonie i obozy, choć prześcigają się w ofertach, to jednak ogromny koszt, szczególnie jeśli nie mówimy o jedynaku. Urlop rodziców szkoda rozbijać na dwa, tracąc szansę wyjazdów pełną rodziną, ale nawet przy takim rozbiciu nie pokrywa on całego zapotrzebowania. Szczęśliwie zostaje walka o miejsca w zajęciach organizowanych w ramach placówki edukacyjnej, choć jak to koleżanka córki określiła, jest to „taka szkoła w wakacje, tylko bez prac domowych”. A już najbardziej szkoda tego czasu na spędzenie go przed komputerem czy telewizorem. Może wy macie opracowane systemy wakacyjnej opieki nad dziećmi, którymi chcielibyście się z nami podzielić w komentarzach?

 

Czy może być inaczej?

Lipiec i sierpień „uwolnienia” od obowiązku nauki miały sens i były podyktowane głównie rytmem pracy rolniczej. Każde ręce, nawet te najmniejsze, były potrzebne na czas żniw do pomocy. Wakacje nie służyły więc w zasadzie wypoczynkowi, a ciężkiej pracy fizycznej.

Czy teraz jest taka potrzeba? Nie. Tylko czy inny model byłby rzeczywiście lepszy? W innych europejskich krajach wygląda to różnie. Jedne kraje, jak np. Dania, skracają czas letniego wypoczynku na rzecz częstszych i dłuższych przerw śródrocznych, choć sumarycznie dni wolnych i tak mają mniej niż nasze dzieci. Z kolei na Cyprze letnia przerwa trwa nawet 12 tygodni, a i w ciągu roku szkolnego dzieci uzbierają więcej wolnego niż ich polscy rówieśnicy (choć przy takiej pogodzie w kraju nie wzbudza to mojego zdziwienia).

Dni wolne zależą od klimatu, świąt religijnych, tradycji. Czy jest jakieś rozwiązanie optymalne? Tak tylko gdybam, ale może rozwiązaniem byłby odpowiednio długi urlop dla rodziców? 😉


TURKMENISTAN
Czytaj także:
5 krajów, do których naprawdę trudno wyjechać na wakacje


ZABAWA
Czytaj także:
Prawdziwa szkoła zaczyna się… w wakacje! Chyba że rodzice w tym przeszkodzą 😉


WAKACYJNA MIŁOŚĆ
Czytaj także:
Wakacyjna miłość i… co dalej?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!