separateurCreated with Sketch.

Louis Armstrong: bez wiary w Boga nie byłoby jazzu

LOUIS ARMSTRONG
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„A czym myślisz były spirituals, blues, jeśli nie hymnem, naszym uwielbieniem dla Boga?Jak mógłbyś myśleć, że Afrykańczycy mogliby wytrzymać na plantacjach bez Niego, bez wiary, bez nadziei w Boga?” – miał powiedzieć Armstrong do włoskiego dziennikarza.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„A czym myślisz były spirituals, blues, jeśli nie hymnem, naszym uwielbieniem dla Boga?Jak mógłbyś myśleć, że Afrykańczycy mogliby wytrzymać na plantacjach bez Niego, bez wiary, bez nadziei w Boga?” – miał powiedzieć Armstrong do włoskiego dziennikarza.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„What A Wonderful World” zna i potrafi zanucić chyba każdy, tak jak słynną piosenkę „Hello Dolly” w niezwykle ekspresyjnej interpretacji Armstronga.

 

Trudne Dzieciństwo

Barwny Nowy Orlean wieczorową porą. Kilkuletni Louis ukradkiem wymyka się z ubogiego mieszkania na peryferiach, aby słuchać muzyki w pobliskich pubach, jakich było sporo. To była dla chłopca najlepsza rozrywka i odskocznia od smutnego dzieciństwa. Codziennie widział jak mama pracuje ponad siły od rana do wieczora, aby utrzymać jego i siebie. Ojciec Louisa porzucił ich oboje, nie radząc sobie sam ze sobą, z chorobą alkoholową i brakiem stałej pracy.

Zdarzało się, że matka Louisa Armstronga, szukała wieczorami syna w tej czy innej knajpce i dosłownie wyciągała spod stołu, kiedy Louis był świadkiem awantur podchmielonych słuchaczy. Ale te przykre incydenty nie przysłoniły chłopcu radości słuchania muzyki: zwyczajnie na ulicach Nowego Orleanu, czy w pobliskich barach i knajpkach.

Wszędzie można był usłyszeć muzykę improwizowaną, zwłaszcza ulubione przez Louisa solówki płynące z trąbki, saksofonu czy klarnetu. Louis jest wielkim fanem orkiestry Joe Oliwiera, najlepszej w Nowym Orleanie. Oliwier ulubiony przez wszystkich, od czasu do czasu wyróżnia małego Louisa… i daje mu do potrzymania trąbkę. Chłopiec marzy, aby i on mógł w przyszłości zagrać na tym niezwykłym, magnetycznym instrumencie.

 

Dom w przytułku

Noworoczne świętowanie i noce w Nowym Orleanie były zawsze gorące: muzyka afrykańska, sztuczne ognie, ale też strzelanie z broni. Louis również postanowił przyłączyć się do sylwestrowej gorączki, mając w ręku pistolet, wyciągnięty z starego kuferka. Ale świętowanie nie trwało długo, bo został zatrzymany przez policjanta. Louis pomimo wielkich próśb i błagań o wypuszczenie z rąk władzy, został zaprowadzony do przytułku dla opuszczonych dzieci.

Tak wspominał to po latach w swoich prasowych wypowiedziach: “Kiedy przyszliśmy do przytułku, zobaczyłem, że wszyscy siedzieli przy długim stole, na którym stał wielki garnek z fasolą. Zrobiło mi się bardzo smutno, nie byłem w stanie jeść, bo bardzo tęskniłem za domem”.

Louis, delikatnie ujmując, miał trudności adaptacyjne. Trudno było uwierzyć, że się chłopiec zmieni na lepsze. Jedyną osobą, która dostrzegła w zbuntowanym Louisie potencjał muzyczny, był szef orkiestry, Peter Davis, który zapytał go, czy chciałby grać w orkiestrze.

To było spełnienie dziecięcych marzeń Louisa. Kiedy otrzymał trąbkę ćwiczył w każdej wolnej chwili! Chłopiec został wyróżniony, grał m.in. rano na pobudkę i co wieczór na ciszę nocną. Powiedzenie, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, w przypadku Louisa było wręcz opatrznościowe: w przytułku mieszkał 1,5 roku, wystarczająco, aby się nauczyć podstaw gry na trąbce. Kiedy w orkiestrze brakuje kogoś, kto gra na trąbce, Louis z wielkim entuzjazmem zastępuje muzyka. Od Joe Oliwiera otrzymuje w prezencie wymarzoną trąbkę i razem tworzą świetny duet, grający muzykę improwizowaną, coraz częściej nazywaną przez wszystkich jazzem. Świat zaczyna słyszeć charakterystyczne dźwięki i tony Louisa Armstronga.

 

Rodzina, miłość i małżeństwo

Jasnym punktem, w trudnych życiowych zmaganiach Louisa była jego mama Mary Ann, o której mówił: „Była kobietą o miłej twarzy i bardzo pięknej duszy. Pracowała ciężko, aż strach pomyśleć”.

Armstrong na początku swojej drogi muzycznej grał w lokalach, a potem zaczął grywać na statkach, jak mawiał, „o wielkich kołach”, które woziły podróżnych w górę i dół Mississipi. Joe Oliwier, który przeniósł się do Chicago, zaprasza Louisa do swojej orkiestry, mówiąc, że na pewno zmieni się jego życie. I rzeczywiście tak się stało. Louis po wielu latach, tak wspomina ten moment: „Kiedy stanąłem pod drzwiami klubu i usłyszałem, jak wspaniale gra Joe i jego zespół, pomyślałem: nie, ja nie potrafię tak grać, jak oni! Ale już następnego wieczora zacząłem grać w orkiestrze: to była piękna chwila. I tak to się zaczęło”.

W orkiestrze Louis poznaje pianistkę Lil Hardin, która widzi w młodym trębaczu wielki talent. Zaczyna wspierać Louisa i uczyć muzyki, jako jedyna, która w orkiestrze ukończyła akademię muzyczną. W naturalny sposób przyjaźń i troska przerodziły się w miłość. Zawierają związek małżeński, a w życiu Louisa pojawiają się lata niezwykłego, twórczego rozwoju i niezapomnianych nagrań. Jednak, jak podkreślał muzyk, nie był tak wytrwały w miłości jak w muzyce.

 

To cud, że swoją trąbką nie wymiotę całej publiczności

Szybko rozwija się sława charyzmatycznego trębacza. Muzyk zostaje zaproszony do Nowego Jorku, a na plakatach widnieją napisy: Louis Armstrong „Najwspanialsza trąbka świata”. Fenomen talentu muzyka, który potrafi wygrać 300 kolejnych tonacji C dur, w sposób idealnie czysty i przejrzysty. “To cud, że swoją trąbką nie wymiotę całej publiczności”, żartował artysta. Zdarzało się, że razem z orkiestrą koncertował cztery razy dziennie! Publiczność zawsze wiwatowała „jeszcze jedno solo”. Ciężko! Ale Louis powtarzał w duchu „wytrzymam, dam radę”.

Płyty z nagraniami Armstronga rozchodzą się w milionach egzemplarzy i przekraczają magiczny Atlantyk. Z dnia na dzień rośnie grono słuchaczy muzyka w Europie, dlatego zaczyna trasę koncertową na starym kontynencie, mając ponad trzydzieści lat.

Jest kochany i podziwiany, dlatego chętnie tu wraca i koncertuje prawie we wszystkich europejskich stolicach. Nazwisko Armstrong to symbol jazzu. Podczas swoich koncertowych wojaży w Europie był przyjmowany przez królów i prezydentów odwiedzanych krajów z wielkim szacunkiem. Trudno w to uwierzyć, ale w tym samym czasie (a były to lata 30 i 40 ubiegłego wieku) w swojej rodzimej Ameryce na Południu zdarzało się, że nie mógł normalnie przenocować w hotelu, który był „tylko dla białych”.

 

Czy naprawdę wiesz, kim jest Bóg

W czasie jednej ze swoich podróży po Europie, będąc w Rzymie, Armstrong poprosił o audiencję u Piusa XII i został życzliwie przyjęty. W czasie spotkania słynny muzyk zwierzył się papieżowi, że nie ma dzieci, a papież odpowiedział, że będzie się za niego modlił.

Artysta chętnie i często rozmawiał z dziennikarzami, którzy towarzyszyli mu w niejednej trasie koncertowej. Wypowiadał się nie tylko na tematy muzyczne, ale też np. o połączeniu jazzu z wiarą. Oto, co mistrz trąbki powiedział włoskiemu dziennikarzowi Carlo Mazzarella dla „Il Giorno”: „Od dawna chciałem ci o tym powiedzieć, (…) zrozumiałem niestety, że nie jesteś wierzący. Nie chce ci wygłosić kazania, szanuje wszelkie poglądy, ale z tobą to inna sprawa: mówisz, że kochasz jazz, poświęciłeś tej muzyce wiele lat życia. Twój dom w Rzymie pełen jest moich płyt i starej muzyki z Nowego Orleanu. Dlatego musze ci powiedzieć, że niewiele zrozumiałeś z muzyki jazzowej. Jak mógłbyś ją zrozumieć, jeśli nie wierzysz w Niego? A czym myślisz były spirituals, blues, jeśli nie hymnem, naszym uwielbieniem dla Boga?Jak mógłbyś myśleć, że Afrykańczycy mogliby wytrzymać na plantacjach bez Niego, bez wiary, bez nadziei w Boga?”.

Historia życia Louisa Armstronga, w którym musiał pokonać niejedną „ciemną dolinę” jest opowieścią o „Wonderful World”, który mimo wielu przeciwności można przeżyć dobrze. Wystarczy wyruszyć w podróż i otworzyć się na nieznane.


GGDUO
Czytaj także:
Połączyła ich muzyka. Mąż i żona tworzą zespół GGDuo


OJCIEC ANDRZEJ BUJNOWSKI OP
Czytaj także:
O. Andrzej Bujnowski – jazzuje, tworzy muzykę, jest jak da Vinci!


RAFAŁ BLECHACZ
Czytaj także:
Rafał Blechacz: Przybliżanie ludzi do Boga przez muzykę to najpiękniejszy prezent

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.