To jest postawa izolacji. „Najpierw my. My… my”: takie myśli rodzą przerażenie. To przesada, która zawsze źle się kończy: prowadzi do wojen.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O zagrożeniach dla chrześcijańskich korzeni tożsamości europejskiej, kryzysie migracyjnym oraz wyzwaniach związanych z Synodem dla Amazonii mówił papież Franciszek w wywiadzie dla dziennika „La Stampa”. Przeprowadził go Domenico Agasso jr, a ukazał się on w wydaniu dzisiejszym turyńskiej gazety.
La Stampa: Wasza Świątobliwość wyraził życzenie, aby Europa powróciła do marzenia ojców założycieli. Czego oczekujesz Ojcze Święty?
Franciszek: Europa nie może i nie powinna się rozpaść. Jest jednością historyczną, kulturową i geograficzną. Marzenie ojców założycieli miało silne podstawy, ponieważ było realizacją tej jedności. Obecnie nie możemy zatracić tego dziedzictwa.
Czytaj także:
“Co do Europy jestem pesymistą”. Ojciec Zięba o przyszłości Starego Kontynentu
Jak dziś Wasza Świątobliwość postrzega Europę?
Z upływem czasu osłabła, także z powodu pewnych problemów administracyjnych, wynikających z nieporozumień wewnętrznych. Ale trzeba ją ocalić. Mam nadzieję, że po wyborach rozpocznie się proces ożywienia i będzie on przebiegał bez przerwy.
Czy Wasza Świątobliwość jest zadowolony z powołania kobiety na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej?
Tak. Również dlatego, że kobieta może być zdolna do ożywienia siły ojców założycieli. Kobiety mają zdolność łączenia, do jednoczenia.
Jakie są główne wyzwania?
Przede wszystkim jedno: dialog. Między stronami, między ludźmi. Mechanizmem mentalnym musi być „najpierw Europa, potem każdy z nas”. „Każdy z nas” nie jest drugorzędny, jest to ważne, ale Europa jest ważniejsza.
W Unii Europejskiej musimy rozmawiać, konfrontować i poznawać. Tymczasem niekiedy widzimy zamiast tego tylko monologi kompromisu. Nie: konieczne jest również słuchanie.
Co jest potrzebne do dialogu?
Musimy wychodzić z własnej tożsamości.
Otóż tożsamości: na ile się liczą? Jeśli przesadzimy z obroną tożsamości, czy nie grozi nam izolacja? Jak reagujemy na tożsamości rodzące ekstremizm?
Podam panu przykład dialogu ekumenicznego: nie mogę uprawiać ekumenizmu inaczej, jak tylko wychodząc od mojego bycia katolikiem, a ten, kto prowadzi ekumenizm ze mną, musi to czynić jako protestant, prawosławny…
Własna tożsamość nie może być przedmiotem negocjacji, umacnia się. Problem z przesadą polega na tym, że zamykamy się w swojej tożsamości, nie otwieramy się. Tożsamość jest bogactwem – kulturowym, narodowym, historycznym, artystycznym – a każdy kraj ma swoją własną tożsamość, ale musi być ona połączona z dialogiem.
To ma decydujące znaczenie: wychodząc z własnej tożsamości należy otworzyć się na dialog, aby otrzymać z tożsamości innych coś większego. Nigdy nie zapominajmy, że całość przewyższa to, co częściowe. Globalizacja, jedność nie powinna być pojmowana jako kula, lecz jako wielościan: każdy naród zachowuje swoją tożsamość w jedności z innymi.
Jakie są zagrożenia związane z suwerenizmem?
Suwerenizm to postawa izolacji. Martwię się, ponieważ słyszymy słowa podobne do przemówień Hitlera w 1934 r. „Najpierw my. My… my”: takie myśli rodzą przerażenie. Suwerenizm to zamknięcie. Kraj musi być suwerenny, ale nie zamknięty. Suwerenności należy bronić, ale należy również chronić i promować stosunki z innymi krajami i ze Wspólnotą Europejską. Suwerenizm to przesada, która zawsze źle się kończy: prowadzi do wojen.
A populizmy?
Ta sama sprawa. Na początku nie potrafiłem tego zrozumieć, ponieważ studiując teologię, zgłębiałem kulturę ludu – popularyzm: ale czym innym jest sposób, w jaki wyraża się lud, a czym innym narzucanie ludowi postawy populistycznej.
Naród jest suwerenny (ma swój sposób myślenia, wyrażania siebie i odczuwania, oceniania), natomiast populizmy prowadzą nas do suwerenizmów: ten przyrostek „izmy” nigdy nie jest dobry.
Jak podchodzić do kwestii migrantów?
Przede wszystkim nigdy nie zapominajmy o najważniejszym ze wszystkich praw: prawie do życia. Imigranci przybywają głównie, aby uciec przed wojną lub głodem, z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Jeśli idzie o wojnę – musimy zaangażować się i walczyć o pokój. Głód dotyczy głównie Afryki. Kontynent afrykański jest ofiarą okrutnej klątwy: wydaje się, że jest wykorzystywany w zbiorowej wyobraźni. Natomiast częścią rozwiązania jest zainwestowanie tam, aby pomóc rozwiązać im ich problemy i zatrzymać w ten sposób przepływy migracyjne.
Czytaj także:
Obowiązki względem natury to element naszej wiary. Grzechy przeciwko stworzeniu
Ale skoro do nas przybywają, jak powinniśmy się zachowywać?
Trzeba przestrzegać kryteriów. Po pierwsze: przyjmować, co jest także zadaniem chrześcijańskim, ewangelicznym. Drzwi muszą być otwarte, a nie zamknięte. Po drugie: towarzyszyć. Po trzecie: promować. Po czwarte integracja. Jednocześnie rządy muszą myśleć i działać roztropnie, bo roztropność jest cnotą rządzących. Muszą oni ustalić, ilu migrantów można przyjąć.
A jeśli liczba jest większa niż możliwości przyjęcia?
Sytuację można rozwiązać poprzez dialog z innymi krajami. Są państwa, które potrzebują ludzi, myślę o rolnictwie. Widziałem, że coś takiego wydarzyło się ostatnio w sytuacji kryzysowej: rodzi to we mnie nadzieję.
A poza tym potrzebna była by także kreatywność. Na przykład powiedziano mi, że w pewnym kraju europejskim istnieją miasta w połowie puste z powodu spadku liczny ludności: niektóre społeczności migrantów mogą się tam przenieść, co między innymi może ożywić gospodarkę tego obszaru.
Na jakich wspólnych wartościach powinno opierać się ponowne ożywienie Unii Europejskiej? Czy Europa nadal potrzebuje chrześcijaństwa? I w tym kontekście, jaką rolę odgrywają prawosławni?
Punktem wyjścia i wyruszenia na nowo są wartości humanistyczne osoby ludzkiej. Wraz z wartościami chrześcijańskimi: Europa ma korzenie humanistyczne i chrześcijańskie, mówi nam o tym historia. A kiedy to mówię, nie oddzielam katolików, prawosławnych i protestantów. Prawosławni odgrywają bardzo cenną rolę dla Europy. Wszyscy opieramy się na tych samych wartościach.
Przenieśmy się w myśli na drugi brzeg oceanu i pomyślmy o Ameryce Południowej. Dlaczego Wasza Świątobliwość zwołał synod o Amazonii w październiku w Watykanie?
Jest on dzieckiem „Laudato si’”. Ci, którzy nie czytali tej encykliki, nigdy nie zrozumieją Synodu o Amazonii. Laudato si’ nie jest „zieloną” encykliką, jest encykliką społeczną opartą na „zielonej” rzeczywistości, ochronie stworzenia.
Czy jest dla Waszej Świątobliwości jakieś znaczące wydarzenie?
Kilka miesięcy temu siedmiu rybaków powiedziało mi: „W ciągu ostatnich kilku miesięcy zebraliśmy 6 ton plastiku”. Któregoś dnia przeczytałem o ogromnym lodowcu na Islandii, który stopił się niemal całkowicie: zbudowali dla niego pomnik nagrobny. Wraz z pożarem na Syberii roztopiły się pewne lodowce na Grenlandii.
Mieszkańcy jednego z krajów Pacyfiku przeprowadzają się, ponieważ za dwadzieścia lat wyspy, na której mieszkają, już nie będzie. Ale dane, które mnie najbardziej zaszokowały, to co innego „Dzień Długu Ekologicznego”: 29 lipca wyczerpaliśmy wszystkie zasoby odnawialne roku 2019. Od 30 lipca zaczęliśmy konsumować więcej zasobów niż te, które planeta regeneruje w ciągu roku.
To bardzo poważne. Jest to globalna sytuacja kryzysowa. Nasz synod będzie synodem w trybie pilnym. Ale chciałbym zwrócić uwagę: Synod nie będzie spotkaniem naukowców czy polityków. To nie jest parlament: to coś całkiem innego. Rodzi się z Kościoła i będzie miał misję i wymiar ewangelizacyjny. Będzie to dzieło komunii pod kierunkiem Ducha Świętego.
Ale dlaczego koncentrować się na Amazonii?
Jest to miejsce reprezentatywne i decydujące. Wraz z oceanami w decydujący sposób przyczynia się do przetrwania planety. Większość tlenu, którym oddychamy, pochodzi stamtąd. Dlatego wycinka lasów oznacza zabijanie ludzkości. Ponadto Amazonia obejmuje dziewięć państw, więc nie dotyczy tylko jednego. Myślę też o bogactwie Amazonii, różnorodności biologicznej roślinnej i zwierzęcej: jest wspaniała.
Czy podczas synodu omawiana będzie także możliwość święcenia „viri probati”, mężczyzn starszych i żonatych, którzy mogli by zaradzić brakowi duchowieństwa. Czy będzie to jeden z głównych tematów?
Absolutnie nie: jest to tylko jeden z punktów Instrumentum Laboris (dokumentu roboczego). Ważne będą posługi ewangelizacji i różne sposoby ewangelizowania.
Co jest przeszkodą w ochronie Amazonii?
Zagrożenie dla życia ludności i dla tego obszaru wynika z ekonomicznych i politycznych interesów dominujących warstw społeczeństwa.
Jak więc powinna się zachowywać polityka?
Wyeliminować swoje zmowy i demoralizację. Musi podjąć konkretną odpowiedzialność, na przykład w odniesieniu do kopalni odkrywkowych, które zatruwają wodę, powodując wiele chorób. Ponadto istnieje kwestia nawozów.
Czego Wasza Świątobliwość obawia się najbardziej w odniesieniu do naszej planety?
Zaniknięcia różnorodności biologicznej. Nowych śmiertelnych chorób. Zmian i dewastacji przyrody, które mogą doprowadzić do śmierci ludzkości.
Czy Wasza Świątobliwość dostrzega jakiekolwiek uświadomienie sobie problemu środowiska i zmian klimatycznych?
Tak, szczególnie w ruchach młodych ekologów, takich jak Greta Thunberg, „Piątki dla przyszłości”. Widziałem ich plakat, który wywarł na mnie wrażenie: „Jesteśmy przyszłością!”.
Czy nasze codzienne postępowanie – recykling odpadów, dbałość o nie marnowanie wody w domu – może wpływać czy też jest niewystarczające, aby przeciwdziałać temu zjawisku?
Wpływa, a jakże, ponieważ jest to kwestia konkretnych działań. A ponadto przede wszystkim tworzy i upowszechnia kulturę niezanieczyszczania stworzenia.
Czytaj także:
Kościół, ekologia i polski węgiel. Rozmowa z abp. Skworcem