separateurCreated with Sketch.

Choćby się waliło, paliło i było trzęsienie ziemi, Koronka o 15 musi być! Świadectwo pielgrzymkowe

ANDRZEJ SZPAK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Szpak” potrafił przegadać całą noc z swoimi „wychowankami”, aby tylko nie sięgnęli po narkotyki. Tekst poświęcony pamięci ks. Andrzeja Szpaka.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Moja niezwykła piesza pielgrzymka

W liceum, w czasie wakacji, chodziłam na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Decyzja pielgrzymowania była dla mnie tak jasna i „oczywista”, że nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie pójść, nie wybrać się w drogę. Nie analizowałam specjalnie, dlaczego tak myślę, ale dziś z perspektywy czasu odkrywam, że to był dar Opatrzności Bożej.

Po ukończeniu trzeciej klasy licealnej wybrałam się na wakacje w rodzinne strony mamy, na Mazury, i na dłużej niż wcześniej zaplanowałam. Kiedy ruszyły już pielgrzymki z różnych „stron świata”, w to jedno, wyjątkowe miejsce jakim jest Jasna Góra, zreflektowałam się, że już pewnie za późno, aby wybrać się w drogę.

Któregoś dnia rozmawiałam z kolegą, który akurat dostał się na Akademię Sztuk Pięknych. Ciesząc się i gratulując koledze dostania się na wymarzone studia, powiedziałam, że jestem zmartwiona, bo nie wybrałam się na pielgrzymkę.

Zadzwoniłam do koleżanki Danusi z zapytaniem, czy wybierze się razem ze mną na pielgrzymi szlak. Zgodziła się od razu, nasi rodzice też. Zastanawiałyśmy się, jak z Gdańska dojechać na „tę” Górę Św. Anny i podróżowałyśmy całą noc pociągiem do Krakowa, a potem busem dotarłyśmy na miejsce.

Długowłosi i obszarpańcy

Byłyśmy bardzo zaskoczone, widząc gromadzących się uczestników na dziedzińcu klasztoru Św. Anny. Już po pierwszym „momencie” zaskoczenia, powiedziałam ukradkiem do koleżanki, że w drogę wyruszamy o dziwo z hipisami, a nawet punkami. Rozpuściłyśmy z Danką włosy z przedziałkiem po środku, aby nie odbiegać swoim wyglądem od grupy.

Mniszki Dominikanki z klasztoru św. Anny z wielką czułością i dużą dozą empatii zaopiekowały się „nietypową grupą pielgrzymów”, dając zupę, kanapki na drogę i co najważniejsze, dzieląc się „przy okazji” Dobrą Nowiną.

Jedna z sióstr dominikanek opowiedziała mi w detalach, co trzeba zrobić, jeśli ktoś bardzo pragnienie mieć dziecko i tu przyjeżdża właśnie na Górę Św. Anny i w kościele woła do babci Jezusa o pomoc. Przyznaję, że jako nastolatka nie wszystko „ogarniałam” i chyba żyłam w poczuciu, że wszyscy, którzy chcą mieć dzieci, to je zwyczajnie mają.

Na szczęście siostra dominikanka uświadomiła mi, że jest różnie, a ci, którzy nie mają dzieci i rozpaczają, tu właśnie w to święte miejsce przyjeżdżają. Anna - Hanna z hebrajskiego oznacza wdzięk i łaskę – kontynuowała dominikanka. Wszystko zapamiętałam i jak tylko w późniejszym okresie ktoś ze znajomych tęsknił za rodzicielstwem i zwierzał mi się, że jest trudność, to natychmiast opowiadałam całą historię od A do Z, i kierowałam przyjaciół w stronę Góry Św. Anny.

Ruszyliśmy w drogę. Na jednym z przystanków, gdzie odpoczywaliśmy, podeszła do mnie przerażona starsza pani i zagaiła, co ja robię w „takim” towarzystwie, bo schludnie wyglądam i dobrze mi z oczu patrzy. Zatkało mnie. Pani z poczuciem misji ratowania młodego człowieka kontynuowała: Proszę dać sobie spokój z tymi długowłosymi obszarpańcami. Spakować się i wracać do rodziców! I to jak najprędzej!

Ksiądz, który nigdy nikogo nie odrzuca

Duszpasterzem grupy długowłosych okazał się salezjanin, ks. Andrzej Szpak. Najbardziej zapamiętałam sytuację, kiedy ks. Andrzej jeszcze z mokrymi włosami umytymi w zimnej wodzie sprawował msze świętą na łące, w pobliżu Doliny Miłosierdzia i Jasnej Góry, przy pięknie przygotowanym ołtarzu. Piszę „pięknie”, bo zrobiony spontanicznie z kawałków drewna ołtarz był naprawdę niezwykły.

Ale bycie duszpasterzem „długowłosych” nie było takie proste. Słyszałam głosy „pielgrzymkowej starszyzny”: że ks. Andrzeja spotykają różne przykrości i brak zrozumienia, że co on właściwie robi z tymi dziwnymi ludźmi. A może zwyczajnie się zagubił?

Jezu ufam Tobie                           

To, co mnie najbardziej poruszyło w pielgrzymowaniu z hippisami, nie były długie włosy, ekscentryczne zachowanie czy ubiór. Nie. Poruszające było to, że w grupie nie było żadnych kolorowych religijnych obrazów, feretronów, chust. Ale na początku grupy zawsze jedna lub dwie osoby trzymały obraz „Jezusa z promieniami”, bo tak to sobie wtedy tłumaczyłam.

Mając kilkanaście lat, nie znałam dokładnie kultu i wizerunku Jezusa Miłosiernego. Dla mnie wielkim świadectwem było to, że każdego dnia o godz. 15.00 odmawialiśmy, a właściwie śpiewaliśmy z towarzyszeniem gitar „Koronkę do Miłosierdzia Bożego”. Muzyka i charakterystyczne dźwięki brzmią w mojej pamięci do dzisiaj.

"Choćby się waliło, paliło i było trzęsienie ziemi, Koronka o piętnastej musi być!" – mówił jeden z pielgrzymów, który miał długie, poplątane włosy i zniszczoną przez narkotyki twarz. Nie uwierzycie, ale to zdanie - jak dłoń przyłożona na sercu - pozostało na zawsze w moim życiu i tego się trzymam: Jezu, ufam Tobie w codziennym wędrowaniu.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!