Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Słowa też mogą przytulać
Krzyś urodził się na początku siódmego miesiąca ciąży z poważną wadą serca. Rodzice drżeli o każdy jego oddech. Dzisiaj jest już pogodnym i dobrze rozwijającym się pierwszoklasistą, ale pierwsze wspólne miesiące spędzone w szpitalu rodzice pamiętają do dziś.
Jednym z najbardziej wzruszających wspomnień z tego czasu były chwile, kiedy w swojej bezbronności, otoczony kablami w inkubatorze, otwierał oczka i odwracał maleńką główkę w kierunku, z którego szła mama. Słysząc jej głos, poruszał się, jakby chciał powiedzieć: „nareszcie jesteś, czekałem na ciebie”.
Początkowo z przyczyn medycznych nie mogli go przytulać. Jedyną formą ich bliskości były słowa. Słowa czytane, śpiewane, opowiadane, słowa pełne miłości. Czy to „Kołysanka do okruszka”, czy opowieść o babci, która czeka na niego w domu, za każdym razem przykuwały uwagę, stopniowo rysowały uśmiech i zbliżały do rodziców.
Nie ilość, ale jakość
Widzimy więc, jak ważne w rozwoju i pielęgnowaniu więzi z nowo narodzonym dzieckiem jest mówienie do niego. Z jednej strony wpływa ono na poczucie bezpieczeństwa, czasem uspokaja, z drugiej zaś stanowi podstawę do dalszych etapów rozwoju mowy.
Badacze podkreślają zgodnie, że nie tylko to, że w ogóle mówimy i co mówimy do dziecka jest ważne, lecz także - szczególnie w pierwszych miesiącach jego życia - to JAK mówimy. Nie chodzi tu o jakiś specjalny sposób zwracania się do dziecka, raczej o odpowiednie wyczucie tonu i melodii naszych słów.
Mamy to w sobie
Zazwyczaj po urodzeniu dziecka pojawia się w nas (zwłaszcza kobietach) pewna naturalna aktywność uczuciowa - każda drobna czynność przy maluchu skłania nas do „rozmowy” z nim. Dzięki temu coraz silniej budujemy naszą więź. Warto pamiętać o tym, żeby do dziecka mówić w sposób dość swobodny, powiedzmy „normalny”. Przede wszystkim warto unikać dwóch skrajności:
„Trzeba unikać tak niestety częstego w naszych rodzinach spieszczania […]. Należy wystrzegać się też w obcowaniu z dzieckiem szorstkości i cierpkości”.
Złotym środkiem wydaje się więc mówienie do dziecka naszym naturalnym, swobodnym tonem, który można określić ciepłym - ani dziecinnym i piskliwym, ani chłodnym. Dlaczego emocjonalność mówienia jest tak ważna?
Twoje emocje to emocje dziecka
Początkowo niemowlę czyta bardziej samą melodię głosu niż to, co mówimy. Dla przykładu - mamę stresuje kąpiel malucha, ma wątpliwości, czy tata dobrze go trzyma, non stop go poprawia i w końcu cała „procedura” kończy się niepotrzebną kłótnią. W większości takich przypadków dziecko nie będzie chciało współpracować i płaczem odpowie na nieprzyjemną atmosferę. Co więcej, nawet jeśli kolejna kąpiel odbędzie się bez nieporozumień, maluch może pamiętać ten moment jako nieprzyjemny.
„Powtarzane niezliczoną ilość razy sytuacje i czynności, sprawiające niemowlęciu przyjemność, kojarzą się z towarzyszącą im pieszczotliwą melodią wypowiedzi. Rzadko praktykowany ostry ton razi dziecko i wywołuje odpowiednią reakcję”.
Jeśli początkowo trudno nam samym radzić sobie z jakąś zupełnie nową sytuacją związaną z rodzicielstwem, można spróbować ją sobie jakoś oswoić, na przykład przez śpiewanie spokojnej piosenki podczas wykonywania tej czynności. Maluchy uwielbiają muzykę, a rytuały działają na nie uspokajająco.
Źródło ukojenia
Ważne więc, aby niepotrzebnie nie przenosić swoich negatywnych emocji na malucha, dla którego i tak styczność z zupełnie nowymi bodźcami jest czymś trudnym. Możemy zatem mu pomóc, naszym sposobem mówienia sprawiając, że będzie czuł się przy nas bezpieczny.
Nawet jeśli wydaje nam się, że to nasze mówienie jest czasami bez sensu, bo jeszcze wszystkiego nie rozumie, a ludzie się na nas dziwnie patrzą - już samo to, że dziecko słyszy nasz łagodny ton może sprawić, że nowa sytuacja będzie dla niego łatwiejsza do zaakceptowania. Mamo, tato, melodia waszych słów to prawdziwy balsam na serce waszego dziecka!
W artykule wykorzystałam fragmenty książki Leona Kaczmarka "Nasze dziecko uczy się mowy", Lublin 1977 (s. 27─35).