Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zrozumiał, że to nie status materialny jest źródłem radości i satysfakcji z codzienności, ale dzielenie się emocjami i uczuciami z bliskimi. Choroba stała się dla niego ważną lekcją.
Przesłanie, które zostawił Richard Teo Keng Siang porusza serce i uzmysławia, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. „Od najmłodszych lat przekonywano mnie i ja sam miałem takie wrażenie, że bycie szczęśliwym to sukces. Sukces oznacza bogactwo. Kierowałem więc swym życiem zgodnie z tym mottem” – mówił podczas jednego ze swych przemówień.
Kariera, którą przerwała choroba
Mężczyzna był lekarzem. Na początku zajmował się okulistyką, a następnie skończył specjalizację z chirurgii plastycznej. Jego kariera zawodowa w medycynie zaczęła błyskawicznie się rozwijać. W pierwszym roku działalności jego prywatna klinika medycyny estetycznej zarobiła miliony.
Teo nie spodziewał się takiego sukcesu w tak krótkim czasie. Nie był przygotowany również na to, że może dosięgnąć go coś niespodziewanego i tragicznego - złośliwy nowotwór płuc. Wtedy dopiero zmieniło się jego nastawienie do życia i dóbr materialnych.
Pieniądze nie przynoszą szczęścia
Doktor zdał sobie sprawę, że prawdziwe szczęście wcale nie polega na wzbogacaniu się. Radość człowiek może czerpać z celebrowania życia z ludźmi, z najbliższymi wokół siebie i gdy może dzielić się z nimi swoimi radościami, ale i smutkami.
Filmy z jego przemówieniami wciąż są bardzo popularne.
Ich małżeństwo trwało 6 lat, nie doczekali się potomstwa.
Przesłanie Teo jest zwięzłe i nadzwyczaj proste: „Życie jest zbyt krótkie, aby zaniedbywać ludzi wokół siebie”.
Jego życie było krótkie. Dotkliwy ból, z którym obudził się pewnego dnia, okazał się rakiem. Myślał, że być może bolą go plecy z powodu intensywnego treningu na siłowni, który odbył dnia poprzedniego. Nowotwór rozprzestrzenił się na jego mózg, kręgosłup, na płucach pojawiały się kolejne guzy. Mężczyzna popadł w depresję, szukał odpowiedzi dotyczących sensu swojego cierpienia, często płakał. Dokuczliwy był również ból fizyczny po chemioterapii, ale i ten psychiczny. Niestety lekarze dawali mu nie więcej niż trzy, cztery miesiące życia. Choroba była dla niego zaskoczeniem tym bardziej, że nikt z jego krewnych nie miał raka.
Nie można przytulić się do ferrari
Keng Siang uwielbiał samochody sportowe, posiadał kilka najnowszych modeli, kochał życie, lubił towarzystwo i spotkania ze znajomymi. Nowoczesne samochody były dla niego wyznacznikiem statusu. W chwilach cierpienia i choroby stały się dla niego nic niewartymi przedmiotami.
Wcześniej te wszystkie rzeczy były dla niego powodem do dumy, często chwalił się swoimi nowymi zdobyczami motoryzacyjnymi przed rodziną i znajomymi. Było to dla niego źródłem zadowolenia.
„Nie znalazłem żadnej radości w żadnych przedmiotach” – mówił w czasie choroby. Zrozumiał, że nie można się przytulić nawet do najbardziej ekskluzywnego modelu samochodu. W okresie dobrobytu nie potrafił poradzić sobie z bogactwem, miał już nawet obsesję i nic poza dalszym bogaceniem się nie miało dla niego znaczenia. Pacjenci stali się dla niego jedynie źródłem pieniędzy.
„Czasem pewnych rzecz trzeba się nauczyć na własnej skórze”
Mężczyzna słyszał wewnętrzny głos, który upewniał go, że jego cierpienie jest konieczne i potrzebne, by on sam mógł się czegoś nauczyć. Jego żona w jednym z wywiadów powiedziała: „Chciał zainspirować tych, którzy stoją w obliczu trudności, że życie ma więcej do zaoferowania niż napełnianie się nienawiścią i pustką”.
Richard w jednym z ostatnich swoich przemówień do studentów medycyny podkreślał, by nie zatracili jako młodzi ludzie „moralnego kompasu” i potrafili zrozumieć swoich przyszłych pacjentów, by traktowali ich jako ludzi, a nie tylko jako nieodłączną część swojej praktyki lekarskiej.
„Myślałem, że mam wszystko pod kontrolą” – powtarzał w czasie choroby.
Zwrócił uwagę studentom, że sam nie wiedział, jak czują się pacjenci, dopóki nie stał się jednym z nich i sam potrzebował pomocy, zainteresowania i empatii. „Czasem pewnych rzeczy trzeba się nauczyć na własnej skórze” – stwierdził.
Teo Keng Siang zmarł w wieku 40 lat (2012 r.). Pozostawił po sobie piękną, wciąż żywą lekcję i słowa, które należałby sobie przyswoić: „Ironią jest to, że wiele razy kiedy uczymy się umierać, uczymy się, jak żyć”.
Źródła: asiaone.com; nextshark.com