separateurCreated with Sketch.

Daga Gregorowicz: Nie trzeba grać muzyki chrześcijańskiej, by dawać świadectwo [wywiad]

DAGA GREGOROWICZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Mam poczucie, że teraz jest czas wielu możliwości dla relacji polsko-ukraińskich, czy w ogóle relacji wielokulturowych. Ludzie zapominają, jak kiedyś wyglądała Polska – obok siebie mieszkał Żyd, Białorusin, Niemiec, Polak. To był wielokulturowy kraj! – mówi Daga Gregorowicz z DAGADANY, zespołu łączącego elementy polskiej i ukraińskiej.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

DAGADANA łączy elementy polskiej i ukraińskiej kultury za pomocą jazzu, elektroniki i world music. Jedną z członkiń zespołu jest Daga Gregorowicz. Nam artystka opowiada o tym, czy wiara stanowi dla niej muzyczną inspirację, jak dba o relację z Bogiem i czym jest dla niej patriotyzm.

Co jest dla ciebie najważniejsze?

Daga Gregorowicz: Miłość. Ważna jest dla mnie rodzina, przyjaciele. Coraz bardziej rozumiem potrzebę kochania siebie samej. Myślę, że dużo chrześcijan ma problem z przykazaniem miłości. Próbują kochać innych, zapominając o „jak siebie samego”. Nie kochając siebie, nie będziemy kochać innych. Próbuję siebie zrozumieć, pokochać. We wszystkim wspólnym mianownikiem powinna być Miłość.

A kiedy kocha się siebie za bardzo, może pojawiać się egoizm. Jak mądrze kochać siebie?

Jestem daleka od ideału (śmiech). Pozwalam sobie na małe przyjemności, nie mam na myśli tylko deseru czy wypicia kawy w dobrym towarzystwie. Przede wszystkim znajduję dla siebie czas i dzielę go między bliskich, wtedy miłość dociera do mnie z różnych stron. Nie mam jeszcze męża i dzieci, mam za to chrześniaków i widzę, że regularne rozmowy z nimi, nawet przez Skype, wiele nam dają. Dbam też o rozwój duchowy.

Jakiś specjalny patent? 

„Tam, gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w imię moje…” – to ma sens. Gdy otaczam się ludźmi podzielającymi moje wartości, jest łatwiej. Samemu łatwo popaść w pułapki. Dla mnie bliscy stanowią „punkty kontrolne”, umieją zwrócić mi uwagę, pokazać inną perspektywę. Kiedy jest miłość, wszystko jest na właściwym miejscu. Kiedy się kurczy, warto mieć bliskich, którzy rozpoznają, co się dzieje i skierują na dobry tor.

Daga Gregorowicz: Chrześcijaństwo to dla mnie możliwości

Zasady wiary też są dla ciebie tymi „punktami kontrolnymi”. Czasem ludzie postrzegają religię jako zbiór zakazów utrudniających życie, a nie drogowskazy.

Jeśli ktoś idzie na skróty, wciąż narzeka, to może widzieć zakazy, a nie możliwości i wyzwania. Dla mnie chrześcijaństwo to możliwości. Czasem nie chcemy ich dostrzegać, bo są trudne do realizacji. Ale jeśli spojrzeć na nie, jak na wyzwania, zmienia się perspektywa. To trudne, ale efekt końcowy wynagradza, jest piękny. Czasem chcielibyśmy iść na skróty, omijając wyzwania. Jasne, mnie też to się zdarza, ale to nie jest dobra droga.

Bóg to dla ciebie kochający Ojciec?

Dobry Nauczyciel. Ciężko mi o Nim myśleć jak o kochającym Ojcu. Zawsze mogę na Niego liczyć, przyjść z trudnościami. Pan Bóg jest dla mnie bardzo ważny, ale jest nade mną, darzę Go największym szacunkiem. Kiedy patrzę z perspektywy, to w moim życiu zawsze najważniejszymi ludźmi byli nauczyciele. A Bóg to mój najważniejszy nauczyciel. Wprawdzie nie zawsze Go słucham, ale wiem, że zawsze ma rację. Mogę Mu powiedzieć: „O Boże, ale głupia byłam!”. To nauczyciel, który chce, żeby uczeń zaszedł jak najdalej.

Jak dbasz o relację z Nim?

Codzienna, najzwyklejsza w świecie rozmowa. Jadę gdzieś, patrzę przez okno, zachwycam się tym. Doceniam drobiazgi – piękno przyrody, pyszne jedzenie. Staram się Mu mówić, że uwielbiam Go w tym, jak stworzył świat. Podstawą wiary jest zachwyt nad małymi rzeczami. Jestem zaangażowana w różne wspólnoty, np. Małą Trzódkę kierowaną przez o. Nowaka i o. Szustaka. Spotykamy się rzadko, ale wiele mi to daje. Podobnie jak spotkania, na których dzielimy się Słowem. Razem z zespołem, w trasie, przed koncertem czytamy Słowo na dany dzień. Rozmawiam o Bogu ze znajomymi, też niewierzącymi. Z kilkoma bliskimi lubię modlić się w domu, na głos. Mam kilku znajomych zakonników, z którymi lubię rozmawiać i kilku spowiedników, do których wracam.

DAGADANA: Chcemy, by ludzie wychodzili z koncertów lepsi, by widzieli w nas Boga

Wiara inspiruje cię też muzycznie?

Kiedy wychodzimy na scenę, mamy jasny powód – chcemy, by ludzie prócz doznań widzieli w nas Boga, by wyszli z koncertów lepsi, by przepływało przez nas dobro. Nie trzeba grać gatunku zwanego muzyką chrześcijańską, by dawać świadectwo.

Zabrzmi patetycznie – muzyka z misją?

Zdecydowanie tak! Muzyka zawsze jest po coś, nawet jeśli to muzyka „tylko” instrumentalna. Uruchamia „coś” w słuchaczu. W tekstach DAGADANY są ludowe opowieści, ale przede wszystkim przekazujemy historie o nas, o polsko-ukraińskiej grupie przyjaciół. Mam poczucie, że teraz jest czas wielu możliwości dla relacji polsko-ukraińskich, czy w ogóle relacji wielokulturowych. Ludzie zapominają, jak kiedyś wyglądała Polska – obok siebie mieszkał Żyd, Białorusin, Niemiec, Polak. To był wielokulturowy kraj! Słysząc „Polska dla Polaków”, myślę, że to najbardziej antychrześcijańskie hasło, jakie może być.

To wypaczenie patriotyzmu. Czym on dla ciebie jest? Czujesz się bardziej patriotką lokalną – poznanianką, czy szerzej – Polką?

Jestem dumna z tego, że urodziłam się w Poznaniu, mieszkam tu od 36 lat. Kocham moje miasto, wartości, które łączą poznaniaków, nawet to nasze skąpstwo, to, że jesteśmy porządni i gościnni, uwielbiam rogale świętomarcińskie. Kiedy coś kochasz, chcesz się tym dzielić – to dla mnie patriotyzm. Kocham moje miejsce i zapraszam do niego, a jednocześnie bronię wartości, jakie tu wyznajemy. To się jednak łączy z tym, że trzeba znać zasady panujące w danym miejscu. Podstawą powinno być to, że jest ono otwarte na wszystkich.

DAGADANA występuje na całym świecie. Gracie muzykę lokalną, zakorzenioną w tradycji np. na azjatyckich scenach. Jakie to uczucie? Pokazujecie Polskę?

Czujemy się ambasadorami kultury, myśli słowiańskiej. Sam fakt, że śpiewamy w swoich językach stanowi część przekazu kultury. Chcemy przekazać ładunek emocjonalny zawarty w słowiańskiej muzyce. Grając w Azji, porozumiewamy się z odbiorcą, choć on nie rozumie naszych tekstów. Czuje emocje, wyczuwa, czy to piosenka o miłości czy wojnie. Ludzie są ciekawi DAGADANY – w Polsce, Singapurze, Kanadzie. Różnie ją odbierają, ale są ciekawi. Jasno określamy cele: chcemy, by ludzie poczuli się lepiej, stali się lepszymi, żeby tak im się spodobało, by pomyśleli (choć przez chwilę) o odwiedzeniu Polski i Ukrainy.

Docierają do was głosy, że ktoś faktycznie za DAGADANĄ tu przyjechał?

Pewnie, wiele osób pisze nam, że odwiedziło Polskę czy Ukrainę. Ostatnio mieliśmy wzruszającą sytuację – na koncert w Londynie przyszła Japonka, która śpiewała teksty wszystkich naszych piosenek! Nie zna języka, prosiła o napisy wraz z tłumaczeniem, bo śpiewa z nami, ale nie bardzo wie co. To kosmos, że po polsku (najtrudniejszy język świata!) śpiewa Japonka.

Daga Gregorowicz: Im więcej się modlę, tym mam większy dystans

Język muzyki przełamuje bariery, pozwala dogadać się ponad granicami?

Zdecydowanie! Ostatnią płytę nagraliśmy z muzykami z Chin i Mongolii. Nie mówią po angielsku, a my po chińsku. Zaczęliśmy grać i tylko w paru sytuacjach potrzebowaliśmy pomocy tłumacza. Ukraiński i mongolski step, polska i chińska melodyka spotkały się na naszym albumie. Zawsze można się dogadać, trzeba tylko szukać wspólnego języka, a muzyka z pewnością nim jest.

Jesteś nieustannie w drodze, w trasie. Jak to robisz?

Jest mi łatwiej, bo nie mam jeszcze rodziny. Czas, który poświęciłabym mężowi, dzieciom mogę poświęcać muzycznej rodzinie. Wyciskam życie jak cytrynę, każdą sytuację. Z drugiej strony, trzeba też umieć odpuszczać, nie robić wszystkiego perfekcyjnie, umieć zlecać część zajęć innym, delegować zadania. Założyłam zespół Dobre Bo Dobre, biorę obecnie udział w kilku projektach i mam jeszcze mniej czasu, ale kiedy to mądrze poukładać, zaufać ludziom, to da się.

W jednym z wywiadów, zapytana o poradę dla młodszej siebie, powiedziałaś: więcej się modlić. Modlitwa to dla ciebie chwila wytchnienia w tym biegu?

Relaks, skupienie, spojrzenie z dystansu. Ale to przede wszystkim dziękowanie – za wszystko w danym dniu. Bez wdzięczności nie pójdziesz dalej. Kiedy dziękuję, wszystko wchodzi na właściwy tor. Zaczynając od próśb, będziesz chcieć więcej, niż ci trzeba. A kiedy dziękujesz, widzisz, że właściwie najważniejsze już masz. Czy serio potrzebuję tego, o co miałam prosić? Im więcej się modlę, tym mam większy dystans, jestem spokojniejsza.

Zaczęłyśmy od miłości i na niej skończmy. Powiedziałaś, że jest dla ciebie najważniejsza. Miłość kojarzy się z czymś stałym, skałą. Z drugiej strony, w jednej z piosenek śpiewacie, że najważniejsze są ulotne chwile. Jak to pogodzić?

Zapraszamy miłość do swojego życia, ale nie mamy gwarancji, że zostanie na zawsze. Stąd ważne jest dbanie o każdą chwilę. Bez detali nie będzie całości. Skała to nie jeden wielki twór, a suma wielu drobnych składowych, mocno zespolonych. Dlatego staram się dziękować Bogu za każdą małą rzecz. Jeśli umiesz dziękować za drobiazgi, będziesz umiał docenić rzeczy wielkie. A żeby mówić o rzeczach wielkich, trzeba rozumieć te najmniejsze. I o nie dbać.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.