Czesław Lang – legenda polskiego kolarstwa. Wicemistrz olimpijski w kolarstwie z Moskwy z 1980, dwukrotny medalista mistrzostwa świata, a obecnie organizator Tour de Pologne. Po zakończeniu kariery sportowej zaczął zmagać się z kłopotami zdrowotnymi. W czasie choroby jego serce dwukrotnie przestawało bić. To graniczne doświadczenie pomogło mu na nowo odkryć Pana Boga.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Studio Raban (TVP1): Panie Czesławie, pojawia się nagle choroba, staje pan na krawędzi i nagle przybliża się pan do Pana Boga?
Czesław Lang: Ja zawsze byłem blisko Pana Boga. Moja mam była bardzo wierząca. Jak była w ciąży ze mną, to pojechała do Częstochowy i oddała mnie pod opiekę Matce Bożej i ja tę opiekę zawsze czułem.
I zawsze był pan taki religijny? Czy gdzieś pan zboczył, gdzieś był jakiś zakręt?
Będąc sportowcem, niestety często nie miałem czasu praktykować. Na ogół we wszystkie święta miałem wyścigi, żeby inni mogli się bawić. W niedziele, kiedy inni odpoczywają, ja się ścigałem, bo to była rozrywka dla innych. Ale w ostatnich latach bardzo przybliżyli mi wiarę dominikanie. Spojrzałem na Boga z takiej pozycji, że jest nieskończenie miłosierny, że potrafi nam wybaczyć wszystko, że kocha nas bardzo, że trzeba się starać, żeby być lepszym. To mi daje mi inne spojrzenie na wiarę.
Choroba doprowadziła pana do skrajnej sytuacji. Nagle przestało bić serce. Czy ta sytuacja bardzo zmieniła pana życie?
Pokazała jak bardzo ono jest kruche. Jakie są wartości i co jest najważniejsze w życiu. Dawać coś z siebie – i to jest chyba najpiękniejsze w życiu. Nie brać, a dawać.
Czuje się pan autorytetem?
Przeszedłem wszystkie stopnie, od kolarza przez organizatora – więc tu mogę powiedzieć, że czuję się autorytetem, bo wiem, co robię. Ten rok na Tour de Pologne mieliśmy taki trudny, bo mieliśmy na trzecim etapie śmierć kolarza, młodego Belga, 22 lata. Nie wiadomo z jakich przyczyn wjeżdża do rowu. I co zrobić dalej, żeby uhonorować w jakiś sposób uczestnika i żeby impreza w żaden sposób nie straciła. I okazuje się, że my Polacy potrafimy się zachować w takiej sytuacji. Wyszliśmy z tego z wielką klasą. Wiecie co było najpiękniejsze? Zachowanie kibiców. Tysiące kibiców, biało-czerwone flagi przepasane kirem, przez miasteczka jak przejeżdżaliśmy biły dzwony na dzwonnicach.
Zmieniłby pan coś w swoim życiu?
Gdybym wcześniej umiał inaczej patrzeć na Boga, dałoby mi to jeszcze większą radość. Patrzyłbym na Boga jako kogoś pięknego, miłosiernego, a nie jak na kogoś, kogo trzeba się bać.
A bał się Go pan, jak był mały?
No tak. Tak zostałem wychowany. Tego byliśmy uczeni.
Modlił się pan w czasie jazdy?
Tak, „Pod Twoją obronę”, „Zdrowaś Mario”. Modliłem się w myślach, zwłaszcza jak było chłodno, zimno, niebezpiecznie. Można powiedzieć, że jechałem na kole za Panem Jezusem.
Czego możemy panu życzyć?
Na pewno zdrowia i wytrwałości. I jak są marzenia, to są te cele, które chcemy, żeby się spełniały.
Studio Raban (TVP) / Warszawa
Czytaj także:
Kolarze podczas Tour de France zatrzymali się w Lourdes. Zobacz zdjęcia z tej nietypowej pielgrzymki
Czytaj także:
Stulatek bije kolarskie rekordy. Większość z nas może pomarzyć o takiej formie…