separateurCreated with Sketch.

Czerwona kokardka przy wózku wciąż w modzie, czyli w co tak naprawdę wierzymy

STŁUCZONE LUSTRO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marta Wolska - 21.10.19
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
To tylko kokardka? Nie tylko. Każdy podobny nawet mikromanifest w postaci takiego symbolu świadczy o nas samych i o tym, w co tak naprawdę wierzymy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kokardkowa moda

Byliśmy kiedyś na mszy w dużym mieście, podczas której chrzczono kilkoro dzieci. Uroczystość to piękna i ważna, jednak moją uwagę wciąż rozpraszał pewien niewielki szczegół. Albo raczej szczegóły. Do większości wózków przyczepione były czerwone kokardki.

Przyznam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Widywałam już takie gadżety na placach zabaw czy w supermarkecie. Wówczas tylko trochę mnie śmieszyły. Ale w kościele? Coś tu jest nie tak… Ten widok wcale zabawny nie był.

Z ciekawości zaczęłam się baczniej przyglądać wózkom w kościele. I rzeczywiście. Bardzo, bardzo często można na nich dostrzec małe czerwone dodatki. Niezależnie od tego, czy to w mieście, czy w małym wiejskim kościółku. Są wszędzie.

To tylko na szczęście!

Wśród rodziców można usłyszeć podobne zdania: „To tak na wszelki wypadek”; „Teściowa przyczepiła, i tak zostawiliśmy”; „To na szczęście!”. Nawet całkiem niedawno na Instagramie jednej z najbardziej znanych polskich aktorek (deklarujących wiarę katolicką), która dopiero co została mamą, przeczytamy pod zdjęciem na spacerze z wózkiem: „Ach, te przesądy. Czerwona kokarda musi być. Zgadzacie się?”.

Ten zabobonny zwyczaj jest mocno utrwalony w świadomości (a może raczej w nieświadomości) ludzi. Świadczy o tym choćby fakt, że kokardki nie wystarczy zrobić sobie z czerwonej wstążki. Są już specjalne sklepy produkujące podobne akcesoria. Można kupić na przykład kokardkę z wyhaftowanym imieniem dziecka w ładnym, pamiątkowym opakowaniu.

Nie przez próg

Kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy z nowo narodzonym dzieckiem do domu rodzinnego, moja babcia, wpatrując się w niego, powiedziała: „Ładny chłopiec, tfu, tfu, na psa urok!”. Rany, pomyślałam sobie, co za głupie zwyczaje. Naprawdę jeszcze dzisiaj się wierzy, że można „zauroczyć” dziecko?

Niestety, tak. Kilka razy słyszałam, żeby nie obcinać włosów do roczku. Gdy pytałam, z jakiego powodu, spotkałam się ze zmieszaniem i odpowiedziami w stylu „nie wiem, tak zawsze mówili”. Albo wróżenie dzieciom w dniu pierwszych urodzin. Co wybierze: różaniec, pieniądze czy kieliszek? Tak jakby od przypadkowego wyboru ciekawskiego malucha miało zależeć całe jego życie, a dzisiejsze problemy z alkoholem wynikały z tego, że kiedyś wybrało się gadżet numer trzy.

Jesteś tym, co nosisz

Jest pewnie jeszcze wiele przesądów związanych z narodzinami dziecka i nie tylko, w których bierzemy udział. Może trochę w formie żartu, rozrywki, może podążając za modą, zwyczajami albo wskazówkami starszego pokolenia. Wciąż wierzy się w (przepraszam) głupoty, a brakuje nam świadomości i prawdziwej wiary.

„Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” - to nasze pierwsze przykazanie od Ojca. Powtarzamy je czasem jak pacierz, bez głębszej analizy tych słów. To tylko kokardka? Nie tylko. Każdy podobny nawet mikromanifest w postaci takiego symbolu świadczy o nas samych i o tym, w co tak naprawdę wierzymy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.