Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zdrowi, czyli chorzy
Kiedy byłam w trzeciej ciąży, miałam rutynowo zrobione badanie poziomu cukru. Okazało się, że dopadła mnie cukrzyca. Lekarze pytali mnie oczywiście, czy ktoś w rodzinie też na to choruje. Absolutnie nie, pierwsze słyszę… Ale w ciągu kilkunastu następnych miesięcy okazało się, że cukrzycę ma także mój tata i kilka osób z jego rodziny: babcia, dwaj bracia taty i córki tych braci. Prawdopodobnie tata chorował od wielu lat i problemy, które mu dokuczały – od kłopotów kardiologicznych przez kamienie nerkowe aż po dolegliwości skórne – najprawdopodobniej miały źródło w cukrzycy albo zostały przez nią nasilone.
Jak to możliwe, że po raz pierwszy sprawdzono mu cukier, kiedy był miał 60 lat? To jest badanie, które w najprostszej wersji trwa kilka sekund i polega na pobraniu kropli krwi z palca i naniesieniu jej na pasek glukometru. Można by je wykonywać przy każdej wizycie u lekarza, tak jak np. pomiar ciśnienia krwi.
Cukrzyca albo nic
Moja cukrzyca szczęśliwie okazała się cukrzycą ciężarnych i minęła po urodzeniu syna, ale, nauczona tym doświadczeniem, kupiłam glukometr i co jakiś czas kłuję się w palec. Okazało się, że generalnie wszystko jest OK, tylko cukier na czczo często zbliża się do górnej granicy normy. Mówiłam o tym dwóm czy trzem lekarzom przy okazji wizyt w innych sprawach. Robiono mi badania, ale potem za każdym razem słyszałam pełne zażenowania: „Proszę pani, nie ma pani cukrzycy”.
Wcale nie mówiłam, że mam! Chodzi mi właśnie o to, żeby nie mieć. Chciałabym, żeby ktoś mi poradził, co mam robić – oczywiście poza wykluczeniem sacharozy, pilnowaniem wagi i ruszaniem się. Np. dowiedziałam się, że podwyższony cukier poranny mogą mieć osoby, które nie jedzą kolacji – a ja przez lata właśnie tak robiłam. Pewno popełniam jeszcze inne błędy i chętnie bym się dowiedziała jakie. Kiedyś w końcu wysupłam kilkaset złotych i zorganizuję sobie trochę czasu na prywatne wizyty u lekarskie i badania, ale przecież nie każdy ma takie możliwości, a przede wszystkim – nie każdy wie, że ma problem.
Wśród cukrzyków, a nawet wśród lekarzy diabetologów temat jest niestety dobrze znany. Dopóki na glukometrze nie ukaże się magiczna liczba, która potwierdza cukrzycę, system uznaje, że problemu nie ma. Nawet jeśli ta liczba jest niższa o jednostkę czy dwie od granicznej. To poważny błąd.
Słodkie miliony
2,6 mln osób w Polsce ma stwierdzoną cukrzycę, a prawdopodobnie co najmniej kolejny milion nie wie, że choruje. Szacuje się, że następne 3 miliony mają stan przedcukrzycowy albo insulinooporność (czyli obniżoną wrażliwość tkanek na insulinę, będącą często wstępem do cukrzycy). Nie pojmuję, dlaczego NFZ tak się broni przed zauważeniem tej ostatniej grupy.
Chodzi zapewne o to, że lądując w worku z napisem „cukrzyca” zyskuje się prawo do różnych rzeczy (np. refundowane paski do glukometru dla osób ze stwierdzoną cukrzycą kosztują od 3,20 zł do 6,16 zł, a dla osób zdrowych albo nawet mających stan przedcukrzycowy – kilkadziesiąt złotych). Tylko że takie działanie jest nie tylko szkodliwe dla pacjentów, ale również na dłuższą metę nieopłacalne dla NFZ. Jeśli w końcu zachoruję na cukrzycę, będę znacznie kosztowniejsza niż teraz, kiedy tylko potrzebuję wsparcia w obronie przed chorobą.
Cukrzyca bardzo długo nie daje niepokojących objawów. Nie boli, nie zmusza do położenia się do łóżka, nie zabija... Chroniczne zmęczenie można sobie wytłumaczyć przepracowaniem, wysuszoną skórę – klimatyzacją itd. Tylko że zbyt duża ilość cukru we krwi działa na organy wewnętrzne jak trucizna. Może uszkodzić m.in. system krwionośny i nerwowy, nerki, wątrobę i wzrok. A z kolei to może doprowadzić do śmierci, wielu chorób albo niepełnosprawności.
Sami sobie winni?
Mówi się, że cukrzyca typu II (czyli pojawiająca się w dojrzałym wieku) jest chorobą cywilizacyjną, wywołaną przez złą dietę i niezdrowy tryb życia. Nieraz towarzyszą temu aluzje, że diabetycy są sobie sami winni. Przecież słyszeli, że objadanie się i brak ruchu są niezdrowe, prawda?
W moim przypadku faktycznie trochę tak było, bo zbyt często jadłam słodycze, a kiedy miałam małe dzieci, nie uprawiałam żadnego sportu. Tylko że takie myślenie ma co najmniej cztery wady. Po pierwsze: niektórzy zaczynają chorować, chociaż są szczupli i prowadzą zdrowy tryb życia. Ryzyko cukrzycy podnosi także – poza oczywiście uwarunkowaniami genetycznymi – np. stres i zespół policystycznych jajników.
Po drugie: wiedza o zagrożeniu cukrzycą potrafi zmienić podejście do prozdrowotnych zaleceń. Inaczej reaguje się na informację: „odstaw słodycze, bo są niezdrowe”, a inaczej „odstaw słodycze, bo inaczej za kilka lat będziesz oślepniesz i dostaniesz zawału serca”.
Kolejny fakt jest taki, że dzisiaj coraz więcej wiemy o uzależniającym działaniu cukru. Chyba nikt dziś nie mówi alkoholikowi, że po prostu powinien przestać pić. Osoby objadające się cukrem też chyba powinny się spotykać z większym zrozumieniem. Poza tym organizm, który ma problem z metabolizowaniem węglowodanów, znacznie szybciej przerabia składniki odżywcze czerpane z jedzenia na tkankę tłuszczową, a jednocześnie wolniej spala zmagazynowany tłuszcz.
U wielu osób, którym się wydaje, że „tyją od powietrza”, źródłem problemów może być insulinooporność albo cukrzyca. A otyłość pogłębia problemy diabetyczne. I powstaje błędne koło.
Cukrowe dołki
Aktorka Anna Powierza w książce „Insulinooporność. I co dalej?” pisze, że przez lata okupowała szczupłą figurę coraz bardziej drakońskimi dietami i coraz intensywniejszymi treningami, a kiedy w ciąży musiała poluzować reżim, przytyła bez wyraźnego powodu 35 kilogramów. Na szczęście odkryła, że ma problemy z insuliną, i wprowadziła radykalne zmiany w żywieniu. Gdyby nie to doświadczenie, dzisiaj pewno miałaby już cukrzycę.
Anna Powierza napisała jeszcze jedną ciekawą rzecz. Od dzieciństwa uważała się za osobę wybuchową i skłonną do obniżonego nastroju. Kiedy wzięła chorobę w karby, odkryła w sobie pokłady optymizmu i spokoju, a ludzie zaczęli ją pytać, jak to robi, że nawet w stresujących sytuacjach zachowuje pogodę ducha. Wahania nastroju to chyba najmniej znana konsekwencja cukrzycy i problemów przedcukrzycowych. Ale niestety równie prawdziwa.