separateurCreated with Sketch.

Darek Malejonek: Stawiałem w życiu różne mury, które odgradzały mnie od Boga [wywiad]

DAREK MALEJONEK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Choć byłem człowiekiem nieochrzczonym, niewierzącym, Bóg cały czas przy mnie był i mówił do mnie, głównie poprzez moje sumienie. Szukałem Boga, nie wiedząc, że Go naprawdę szukam” – mówi Darek Malejonek.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Darek Malejonek w tym roku obchodził wraz z żoną 30. rocznicę małżeństwa. Z tej okazji para wybrała się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela, gdzie odnowiła przysięgę małżeńską. Nam Maleo opowiada o tym, jak patrzy na żonę po trzech dekadach związku, jakim jest mężem oraz jak definiuje miłość.

Katarzyna Szkarpetowska: Pielgrzymowałeś szlakiem do Santiago de Compostela. Na ile wyprawa szlakiem św. Jakuba była dla ciebie podróżą w głąb siebie?

Dariusz Malejonek: Szlak św. Jakuba symbolizuje drogę życia. Osobiście mam takie poczucie, że cały czas jestem w drodze i że ta droga wiąże się z poszukiwaniem, ale też z moim dojrzewaniem. Pan Bóg posyła mnie w bardzo różne miejsca jak Afryka, Aleppo, Panama, Majdan, a ostatnio właśnie Santiago de Compostela.

Moja żona, Ela, pielgrzymowanie do Santiago porównała do podchodów – gry w terenie, której uczestnicy dzielą się na dwie drużyny: jedna z nich ucieka, a druga rusza jej śladami, przy czym uciekający zostawiają po drodze znaki patrolowe, często są to strzałki. I na szlaku Camino są właśnie takie żółte strzałki, które wskazują pielgrzymom, którędy do katedry w Santiago… którędy do Boga.

Na szlaku Jakubowym strzałki są bardzo wyraźne, w codziennym życiu są o wiele mniej widoczne, dlatego łatwiej zbłądzić. W drodze do Santiago miałem mistyczne wręcz przeżycie. To było w jednym z kościółków, takim dwunastowiecznym, których na szlaku jest wiele. We wnętrzu świątyni rozbrzmiewała muzyka św. Hildegardy z Bingen. Ta muzyka, która sama w sobie była słodyczą, sprawiła, że poczułem słodycz Boga, Jego obecności. Sweet Jesus, jak śpiewają chóry gospel. Ela miało to samo doświadczenie.

Darek Malejonek: Każdego dnia zakochuję się w żonie na nowo

W tym roku obchodzicie z żoną 30. rocznicę małżeństwa. Jak patrzy się na kobietę po trzydziestu latach wspólnego życia?

W Santiago właśnie odnowiliśmy przysięgę małżeńską. Ja cały czas jestem w Eli zakochany. Każdego dnia na nowo. Ona cały czas mi imponuje – tym, jaka jest dzielna, odważna. Udowodniła to też na szlaku, kiedy miała kontuzję, a mimo to samodzielnie pokonywała kolejne odcinki drogi.

W naszym małżeństwie, oprócz miłości, jest też przyjaźń. Mamy podobne zainteresowania, poczucie humoru, słuchamy tej samej muzyki, wspieramy się nawzajem w swoich pasjach. Oczywiście, jak w każdym małżeństwie, zdarzają się też kłótnie, ale u nas nie ma tzw. cichych dni. Nie wyobrażam sobie, że można mieszkać z kimś pod jednym dachem i przez miesiąc nie odzywać się do siebie.

Zakochałeś się w Eli od pierwszego wejrzenia?

Gdy ją poznałem, miała siedemnaście lat i było to tak intensywne uczucie, że aż mnie żyły bolały z miłości.

Jakim starasz się być mężem?

Mam nadzieję, że jestem dla Eli podporą.

Masz swoją definicję miłości?

W sumie to są trudne sprawy. Ja tak naprawdę nie wiem do końca, co to jest chrześcijaństwo, miłość… Cały czas to poznaję. Dla mnie kochać drugiego człowieka to znaczy kochać go na obraz Boży. Wydaje mi się, że tylko wtedy kochamy na obraz Boży, gdy mamy w sobie ducha Chrystusa. Czytałem jakiś czas temu książkę mnicha z góry Atos, który napisał, że jednym z kluczowych warunków dostąpienia zbawienia, również w przypadku osób niewierzących, jest ich ofiarność w stosunku do innych ludzi.

Przykładem takiej ofiarności może być dla nas św. Albert, o którym mówiono, że jest dla innych dobry jak chleb. Ja taki nie jestem. Chciałbym być, bywam, ale nie jestem. Cały czas brakuje miłości w moich czynach. Ciągle za mało tej miłości okazuję – mojej żonie, dzieciom, innym ludziom. Mógłbym dawać jej dużo więcej. Pracuję nad tym, modlę się o to, ale widzę na tym polu spore deficyty.

„Pamięć o dobroci Boga jest bardzo ważna” 

Co to znaczy dla Ciebie nie tracić Boga z pola widzenia?

Dla mnie to znaczy przebywać w Jego obecności. Modlić się w taki sposób, aby modlitwa płynęła z serca cały czas, bez względu na to, co robię i gdzie jestem. Na przykład u braci franciszkanów jest tak, że gdy ktoś do nich przychodzi, a oni się modlą, to przerywają modlitwę i są dla tego człowieka, bo wierzą, że spotkanie z nim także jest modlitwą. Że w osobie, która do nich przyszła, też jest Chrystus.

Mam wrażenie, że w relacji z Bogiem nie o to chodzi, żeby rozpracowywać Go teologicznie, ale żeby z Nim być. Ja oczywiście bardzo często nie chcę dawać Mu swojego czasu. Wolę posłuchać muzyki, porobić coś „ciekawego”. Jest mnóstwo takich sytuacji, kiedy muszę wybierać – moje przyjemności, moje „ja” vs. moja modlitwa. Boję się tracić siebie. Boję się tracić życie, bo przecież czas to jest życie. Tym, co mnie ratuje, gdy jestem w opresji, jest pamięć o tym, że Bóg jest dobry.

Kiedyś na przykład brałem kartkę papieru i zapisywałem na niej to wszystko, co On dla mnie zrobił. I kiedy przychodził kryzys, kiedy zaczynałem panikować, to sięgałem do tych notatek. One mi przypominały o dobroci Boga. Pozwalały wierzyć, że skoro pomógł mi w tak wielu sytuacjach, to pomoże również w tej, w której aktualnie się znajduję – bo niby dlaczego miałby tego nie zrobić? Kiedyś nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale pamięć o dobroci Boga jest bardzo ważna. Ona pomaga też w poznaniu prawdy o sobie. Izraelici np. noszą filakterie – małe pudełeczka z karteczkami, ze słowami Shema Izrael [Słuchaj, Izraelu].

Bez Boga trudno poznać prawdę o sobie?

Żeby poznać prawdę o sobie, musisz mieć świadomość, że Bóg cię kocha – przynajmniej takie jest moje doświadczenie. Bo człowiek jest zdolny do wszystkiego – nie tylko do dobrych, ale i złych rzeczy, do grzechu. Do bycia złodziejem, mordercą, pedofilem. Kiedy dojdziesz do tego wniosku bez Boga, to możesz totalnie zgorszyć się sobą. Możesz nawet targnąć się na swoje życie.

Darek Malejonek: Bóg cały czas przy mnie był i mówił do mnie

Był taki czas, kiedy szukałeś Boga poza Kościołem, m.in. w religiach Wschodu.

Często myślę o tym, że chociaż byłem człowiekiem nieochrzczonym, niewierzącym – pochodzę przecież z rodziny ateistycznej – to Bóg cały czas przy mnie był i mówił do mnie, głównie poprzez moje sumienie, które zawsze było wrażliwe. Szukałem Boga, nie wiedząc, że to Jego tak naprawdę szukam. Jako młody chłopak miałem w sobie dużo buntu. Odseparowywałem się od ludzi, bo z jednej strony czułem się od nich lepszy, a z drugiej – nie chciałem żyć w matriksie.

Nie pociągał mnie hedonizm, nie pociągały zaszczyty. Dla mnie najważniejsza była muzyka. W pewnym momencie zorientowałem się, że ja w gruncie rzeczy buntuję się przeciwko diabłu. Przeciwko grzechowi, systemowi tego świata, a nie przeciwko ludziom. I wtedy przestałem się od nich alienować, patrzeć na nich z pogardą. Przestałem czuć się od innych ludzi lepszy. Czasami zdarza mi się jeszcze poczuć lepszym, wiadomo – egoizm, pycha… Dobrą Nowinę o tym, że Jezus żyje i mnie kocha, usłyszałem z ust Davida Pierce’a, wokalisty zespołu No Longer Music, który przyjechał do Jarocina, aby zagrać koncert.

Słowa o żywym, kochającym Jezusie przewartościowały całe moje życie. Ciekawe jest to, że ja te słowa przyjąłem jakby wbrew wszystkiemu. Nie miałem przecież żadnych podstaw, żeby to zrobić. Stawiałem w życiu różne mury, które odgradzały mnie od Boga. W Piśmie Świętym, w Księdze Jozuego, jest napisane, ze upadek murów Jerycha poprzedził głos trąb, na których zagrali kapłani.

Ten fragment Pisma bardzo do mnie przemawia, bo moje mury też zostały skruszone „w asyście” muzyki. Kiedyś zostałem zaproszony na spotkanie z młodzieżą, które zorganizowano w Zespole Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Jeden z uczniów zapytał mnie wtedy, czy chciałbym mieć znów osiemnaście lat. – Jasne, że tak – odpowiedziałem. Po chwili namysłu stwierdziłem, że jednak nie.

Dlaczego?

Bo nie wiem, czy umiałbym drugi raz wykorzystać czas łaski. Nie wiem, czy drugi raz dałbym się Bogu złapać w Jego sieć. Najważniejszą sprawą w życiu nie są płyty, kolejne fakultety itd. Wydaje mi się, że najważniejszą sprawą w życiu jest dać się złowić Panu Bogu. W moim przypadku to było tak, że gdy Mu na to pozwoliłem, rozpoczął się proces mojego nawrócenia. Po drodze były oczywiście różne etapy – momenty totalnej euforii, zachłyśnięcia się Panem Bogiem, były też upadki.

Zresztą, cały czas są upadki. Niemniej jednak wiem, że On przy mnie jest. My często mamy pretensje, że Bóg czegoś nam nie daje. Że spotykają nas sytuacje, które są dla nas jakimś dyskomfortem. Ale te sytuacje, chociaż po ludzku trudno nam to zrozumieć i zaakceptować, są pożyteczne. Bo one prowokują do szukania Pana Boga. Gdybym miał na wyciągnięcie ręki wszystko, co sobie zaplanowałem, wymarzyłem, to nie wiem, czy bym Go potrzebował. 

Co jest dla ciebie mapą w relacji z Nim?

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to Biblia. Święty Hieronim powiedział, że nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa. Ktoś powie: „Ale przecież ja kocham Jezusa, modlę się do Niego itd.”. To jest trochę tak jak z apostołami – chodzili za Jezusem trzy lata, a w ogóle Go nie rozumieli. W momencie próby też się nie wykazali. Słowo Boże uczy nas, że w życiu nie chodzi o sięganie po półśrodki. Że życie nie polega na niewolnictwie ekonomicznym, na tym, by dużo mieć, „dochrapać się” trzeciego mieszkania czy piątego samochodu, bo nic z tego, co zgromadzimy na tym świecie, nie zabierzemy z sobą na tamtą stronę. Dobra Nowina jest taka, że Bóg wie, jaki jestem, ale nie rezygnuje ze mnie i ciągle mi pomaga. Cala nadzieja jest w Jego miłosierdziu.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!