Czy Europejczyk nieopamiętany w swoim konsumizmie jest lepszy od pobożnego szamana z Amazonii? Jeden i drugi potrzebują dobrego egzorcyzmu. Ale obaj muszą wejść do Kościoła. Nie możemy z nimi rozmawiać przez drzwi i proponować, żeby przyszli dopiero, kiedy się sami oczyszczą.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Europa wyprowadzona z mentalnego komfortu
Od kiedy papież Franciszek zaproponował, żebyśmy duszpasterstwo w Kościele urządzili w kluczu misyjnym (Evangelii Gaudium, 25), coraz częściej spotykamy się z sytuacjami, które wyprowadzają nas w Europie z pewnego mentalnego komfortu.
Po synodzie na temat rodziny musieliśmy oswoić się z postulatem rozeznawania wobec par pozostających w tzw. sytuacjach „nieregularnych”. Z kolei wokół niedawno zakończonego synodu o Amazonii pojawiło się wiele pytań wobec gościny, jaką papież dał symbolom religijnym z tamtych regionów.
Nie byliśmy dotąd przyzwyczajeni do papieży budzących tyle kontrowersji. Raczej spodziewaliśmy się definitywnych deklaracji i dogmatycznie jednoznacznych zachowań. A przecież tego typu zaskoczenia są czymś zupełnie naturalnym w sytuacjach misyjnych.
Czytaj także:
Czego jako ksiądz nauczyłem się na misjach w Boliwii?
Uczestniczyć, żeby zrozumieć
Pamiętam jedno z moich pierwszych misyjnych spotkań z pobożnością ludową w Boliwii. Było to w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, które jednocześnie jest obchodzone jako indiańskie Święto Płodności.
Ceremonia z ofiarami z liści koki, alkoholu i tytoniu na placu przed miejscowym kościołem w mieście Cochabamba pozostawiła we mnie więcej pytań niż odpowiedzi. Ale jako początkujący misjonarz wiedziałem, że muszę w tym uczestniczyć, żeby zrozumieć, przynajmniej próbować zrozumieć ludzi, z którymi pracowałem.
Pytałem, dlaczego w tej ceremonii nalega się na picie alkoholu, dlaczego moi katechiści, którzy mi towarzyszyli, mają jakąś dziwną satysfakcję w tym, że inicjuje się poniekąd w ich zwyczaje plemienne. Inni katechiści, którzy nie poszli z nami, stanowczo mi odradzali mieszania się w te sprawy.
Dlaczego wszystko dzieje się w dniu święta kościelnego i przed drzwiami kościoła? Najwidoczniej proboszcz nie dał zgody na wejście do środka. Powolutku docierało do mnie, jak ta religijność z jednej strony łagodzi pewne ludzkie lęki, ale jednocześnie z drugiej strony nie pozwala duchowym aspiracjom człowieka wybiec na spotkanie z nadprzyrodzonym, z Kimś, z osobą Boga. Zaczynałem dostrzegać mankamenty swoistej synkretycznej przystawki indiańskiej religii, która nie potrafiła wrosnąć w chrześcijańską tkankę wiary.
Zobaczcie zdjęcia autora z misji w Ameryce Łacińskiej:
Wszyscy potrzebujemy oczyszczenia
Kiedy patrzę na papieża Franciszka, wyobrażam sobie go jako misjonarza, który nie boi się wchodzić w nowe sytuacje, może czasem kłopotliwe, może prowokujące dziwną satysfakcję u jednych i święte oburzenie u innych – jak to było z moimi katechistami. Niemniej są to sytuacje, które trzeba rozeznać; miejsca, w które trzeba wejść, żeby pozostać wiernym poleceniu: idźcie na cały świat! (Mk 16,15).
Ostatecznie u nas w Europie dżungla naszych egoistycznych motywacji nie jest mniej nieprzenikniona niż Amazonia, kryjąca w sobie dziwne dla nas kulty i symbole. O tyle bardziej dziwne i podejrzane, że ich nie znamy. Wady i grzechy, które znamy wydają się nam bardziej oswojone, może nawet bardziej chrześcijańskie, czyżby przez to, że już były z nami u spowiedzi?
Czytaj także:
„Szamańskie praktyki” w Watykanie? Wyjaśniamy, czym była krytykowana ceremonia
Czy człowiek nieopamiętany w swoim konsumizmie jest lepszy od pobożnego szamana z Amazonii? Oczywiście jest bardziej chrześcijański przez swój święty chrzest. Niemniej, jeden i drugi potrzebują dobrego egzorcyzmu. Dla jednego to będzie egzorcyzm spowiedzi, dla drugiego egzorcyzm katechumenalny.
Ale obaj muszą wejść do Kościoła, oczyszczą się w liturgii, oczyszczą się w spotkaniu z Bogiem. Nie możemy z nimi rozmawiać przez drzwi i proponować, żeby przyszli dopiero, kiedy się sami oczyszczą.
Kościół na szczęście nie jest prywatnym mieszkaniem, do którego zapraszamy tylko tych, których lubimy, z którymi się dobrze rozumiemy. Bo ci goście przychodzą nie do nas, tylko do Chrystusa. Głową Kościoła jest Chrystus. Amazońscy, azjatyccy czy afrykańscy goście nie chcą przychodzić do naszego Kościoła, ale do Kościoła Chrystusa, gdzie wszyscy jesteśmy gośćmi i pielgrzymami.
Gościnność wiary
Czy papież posunął się za daleko w swojej gościnności? Świat obiegły obrazy figurek Pachamamy w Ogrodach Watykańskich i na auli synodalnej. Najkrytyczniejsi mówili o herezji, o kulcie bożków pogańskich.
Mnie natomiast przypomina to inną historię z moich misyjnych początków. Pierwsze Triduum Paschalne w nowej parafii. Wielki Czwartek, po uroczystej liturgii wzruszony obecnością katechistów zaprosiłem ich na poczęstunek na plebanię. Katechiści – czyli świeccy autochtoni, uformowani, by być prawą ręką misjonarza – chętnie przyjęli zaproszenie, usiedli przy stole, ale żaden z nich nie pomyślał, żeby pomóc w przygotowaniu tej spontanicznej kolacji.
Starszy ksiądz Boliwijczyk, widząc jak obsługuję stół, wziął mnie na bok i upomniał. Mówił: nie wychowujesz katechistów do postawy służby, umacniasz w nich postawy roszczeniowe, jesteś nierozsądny!
Zdawałem sobie sprawę, że moja usłużność wobec nich może zostać niejako wykorzystana przeciwko mnie. Ale z drugiej strony zwyciężyła we mnie nadzieja, że ta kolacja stanie się jakby przedłużeniem liturgii.
Może katechiści pomyślą: jeśli Chrystus umywa nogi uczniom, ksiądz robi nam kolację, to co my możemy zrobić? Skoro Chrystus służy, ksiądz służy, to i my możemy czuć się dumni z naszej służby i nie czekać tylko na przywileje.
Czytaj także:
Kościół, w którym sercem i trzonem są świeccy. To nie jest wspólnota „drugiego sortu”
Bożek czy kapłan Boga
Zastanawiam się, czy nie można rozumieć całej tej historii z Pachamamą w Watykanie właśnie w tym kluczu: papież udziela gościny symbolom, które same w sobie niosą ogromną wartość przywiązania do ziemi, do płodności, są wyrazem wdzięczności i szacunku dla macierzyństwa. Owszem, te symbole mają swoje ograniczenia, chcą zatrzymywać wzrok człowieka na sobie, nie odprowadzają go do jedynego źródła życia – do Boga.
Symbolicznie mówiąc, chcą stać się bożkami, zamiast być kapłanami Boga najwyższego. To jest właśnie ta sama pokusa, której często także my ulegamy, której ulegali moi katechiści: zatrzymać wzrok ludzi na sobie, przestać być kapłanem, który prowadzi do Boga.
Ale jak te symbole mają przekształcić się w kapłanów Boga, jeśli posługujący się nimi nigdy nie spotkają prawdziwych kapłanów i prawdziwego Boga? Czy wiary w Boga uczymy się na rynku, czy w domu? Jak mam wyjawić gościowi kim jestem, jeśli nie zaproszę go do domu? Albo: czy mogę zaprosić do domu gości i nie pozwolić im mówić w swoim języku?
Te symbole pozostają językiem modlitwy ludów Amazonii. Zabierzemy im język, to przestaną się modlić. Raczej chrońmy ich język i otwierajmy go na nowe słowa, a przede wszystkim na to jedyne Słowo, którym jest Chrystus (por. Prolog Ew. wg św. Jana).
Niech Ewangelia powolutku zrasza tę Amazońską glebę, na której Duch Boży już zasiał ziarna Słowa. Może tę glebę będzie trzeba nieco zruszyć, przerwać chwasty. To znaczy: nie gloryfikujemy żadnej kultury, każda, również nasza, niesie ograniczenia i grzechy swoich ludzi. W Ameryce Łacińskiej Kościół mówi o oczyszczaniu pobożności ludowej z pogańskich naleciałości. Ale to oczyszczenie ma się dokonywać na liturgii, niejako wewnątrz domu.
Starzy bywalcy liturgii mogą poczuć się wyrwani z domowego komfortu. Może właśnie o to chodzi, żebyśmy my też zrozumieli, że jesteśmy gośćmi na tej ziemi, że nasz prawdziwy dom mamy w niebie. A tymczasem wsłuchajmy się w proroctwo Izajasza: Rozszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego (mieszkania), nie krępuj się! (Iz 54,2).
Czytaj także:
Helena Kmieć dołącza do grupy Polaków, cichych świadków wiary, którzy swoją krwią posolili boliwijską ziemię