To prawda, że „dzieci potrzebują granic”. Można tylko zapomnieć, że one je mają. Zapisane głęboko we własnym ciele. Potrzebują szacunku dla swoich granic i dorosłych, którzy opowiadają o swoich granicach w sposób, jaki ich nie krzywdzi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wieczór w markecie. Wymęczony trzylatek podchodzi do półki z pączkami i mówi, że chce jednego. Mama krzyczy, że nie kupi. Chłopiec próbuje sięgnąć sam. „Zachowujesz się jak dziecko, które nigdy nie było w sklepie”, „nie wytrzymam z tobą”, „zostawię cię tu”. Chłopiec płacze. Pęka mi serce. Potem czuję wściekłość. Co myśmy przez tyle stuleci zrobili, rozumiejąc „stawianie granic” w ten sposób, że uczucia, potrzeby i możliwości dzieci nic nie znaczą?
„Granicami” nie są te rzeczy, które robimy w pośpiechu, gdy brakuje nam zasobów albo powtarzamy złe traktowanie, jakiego sami może doświadczyliśmy w dzieciństwie. To prawda, że „dzieci potrzebują granic”. Można tylko zapomnieć, że one je mają. Zapisane głęboko we własnym ciele. Potrzebują szacunku dla swoich granic i dorosłych, którzy opowiadają o swoich granicach w sposób, jaki ich nie krzywdzi.
Dlatego warto sprawdzać, co jest dbaniem o granice, a co już nie. Poza biciem, czyli po prostu jest nadużywaniem siły, pokazywaniem granic nie jest:
Poniżanie
Wynika z podwójnych standardów traktowania dorosłych i dzieci, wypracowanych przez pokolenia. Współpracownikowi nie powiemy: „Masz chlew na biurku” (lub wielokrotnie znacznie gorzej), ale już nastolatkowi tak. Nie mówimy koleżance: „Taka duża, a poplamiła sobie sukienkę”, a tymczasem trzylatce – wolno. Koledze, który się wzruszył, raczej nikt nie powie: „Nie bądź babą i nie płacz” – tylko raczej posiedzi obok w ciszy albo położy rękę na ramieniu. A w parku, sklepie i na plaży często słyszymy takie słowa wobec małych chłopców.
Podobnie pokazywaniem granic nie są obelżywe epitety i przekleństwa.
Etykietowanie
Dzieci nie rozwijają się, słysząc: „jesteś egoistą”, „jesteś niegrzeczny”, „jesteś flejtuchem”. Zapamiętują jedynie (i to na całe życie), że coś jest z nimi nie tak. Uczą się wycofywać swoje potrzeby, uczucia i granice, i nie wnosić ich potem do relacji, jakie tworzą ze światem.
Groźby
Wielu rodziców tak sobie właśnie wyobraża granice. „Jak nie posprzątasz w ciągu godziny pokoju, te rzeczy trafią na śmieci/wylecą przez okno itd.”. Jednak jedyną logiczną konsekwencją niesprzątania pokoju jest bałagan. „Jak nie posprzątasz, będzie tu brudno”. Zupełnie czym innym jest umawianie się (i to stosownie do wieku dziecka) na jakiś ciąg zdarzeń. „Jak posprzątamy pokój, to będziemy mieć miejsce na grę w Grzybobranie”, „pobawimy się, gdy się ubierzesz”.
Poza tym, że groźby nie wspierają w żaden sposób wewnętrznej motywacji do wybierania wartości, na jakich nam zależy, prawie zawsze w wychowaniu przychodzi moment, gdy groźby, nawet najgorsze, przestaną działać. W wieku nastu lat dzieci są większe, silniejsze i nie przejmą się nawet utratą kieszonkowego. Zależy im na tym, by być przez rodziców rozumianymi i kochanymi, i łatwo rozszyfrowują nasze tanie transakcje i szantaże.
Rozkazy
Jedna z książek Elaine Mazlish i Adele Faber opisuje warsztat, w którym rodzice zostali poproszeni o nazwanie uczuć, jakie pojawiłyby się w nich, gdyby ktoś zwrócił się do nich tak, jak oni sami „proszą dzieci o coś”. „Natychmiast tu przyjdź!”. „W tej chwili siadaj robić lekcje!”. „Odłóż ten telefon!”. Odebralibyśmy takie komendy jako szczyt grubiaństwa i deptanie naszych praw. Jak się dziwić oporowi dzieci?
Można na tak wiele sposobów rozmawiać o granicach i z dziećmi je współtworzyć – w poszanowaniu zarówno ich, jak i naszych potrzeb i możliwości. Używając słowa „nie” i „tak”, które nie ranią. „Chciałabym teraz skończyć pisać ten artykuł, bo potrzebuję go wysłać za godzinę, i potem możemy się pobawić”. „Zależy mi na tym, żebyśmy się teraz usłyszeli – proszę, odłóż telefon, bym wiedziała, że jesteś tu ze mną”. „Chcesz umyć podłogę teraz czy za godzinę?”.
Jasne, że do tego potrzeba czegoś więcej niż zestawu słów. Potrzeba wzajemnego zaufania, dobrego kontaktu. Przekonania, że dziecko chce dobrze, jego świat jest ważny, a nasza relacja – ważniejsza niż szybkie, krótkotrwałe efekty, jakie możemy osiągnąć krzykiem, groźbami i poniżaniem. Żeby nie okazało się kiedyś, że „stawiając dzieciom granice”, pozbawiliśmy je ich własnych.
Czytaj także:
Dzieci potrzebują mądrych granic
Czytaj także:
Posiadanie granic – dzieci też mają do tego prawo!