Zanim wejdziesz w relację z drugim człowiekiem, wejdź w zdrową relację ze sobą.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Zanim się zakochasz, weź ślub”. To zaproszenie, które do ciebie kieruję, może być opacznie zrozumiane. Nie zachęcam cię do wejścia w rzeczywistość przypominającą reality show, w której ludzie najpierw decydują się na ślub z nieznajomymi, a dopiero później sprawdzają, czy jest im razem dobrze (w rzeczywistości raczej przekonują się, że dobrze wcale im nie jest).
Zdrowa relacja ze sobą
Moje zaproszenie dotyczy pewnej fundamentalnej kwestii. Przedstawię je jeszcze raz w mniej chwytliwy, ale o wiele jaśniejszy sposób: zanim wejdziesz w relację z drugim człowiekiem, wejdź w zdrową relację ze sobą. Propozycje, które ci złożę w tej serii artykułów, są owocem mojej wieloletniej pracy z małżeństwami, narzeczonymi oraz osobami, które chcą przygotować się do budowania miłości w zdrowy sposób, ponieważ przeszły przez piekło chorych relacji, albo pragną dobrze przeżyć pierwszą miłość.
Moje porady zostały zebrane w książce o śmiałym tytule „Gra w miłość”, której podtytuł brzmi: „10 kroków do szczęścia w związku”. Pierwszy z tych kroków to „miej odwagę być sobą”.
Oswój swoją samotność i wyjątkowość
Mogłoby się wydawać, że bycie sobą czy też chęć bycia sobą to rzecz oczywista, ale niestety tak nie jest. Psycholog Carl G. Jung przypomina, że „w każdym z nas jest druga osoba, której nie znamy”. Poeta Rainer Maria Rilke wyjaśnia pewnemu młodzieńcowi, że „żyć – to w istocie przeobrażać się w siebie samych”. Jak wyjaśnia święta mistyczka katolicka, Teresa od Jezusa: „największym złodziejem człowieka jest on sam”. Stąd, z wrażliwością lisa, który zwraca się do Małego Księcia, kieruję do ciebie moje zaproszenie: „oswój siebie samego”, „oswój swoją samotność i swoją wyjątkowość”.
Słowo „oswoić” jest bardzo piękne. Przywołuje na myśl dom i rodzinę. Mówi o gościnności, o zaproszeniu do domu (łac. ad domus). Wobec tego oswojenie samotności jest aktem pogodzenia się z samotnością, która jest i musi być częścią ludzkiego życia.
Żaden człowiek nie może sprawić, żebyś poczuł się dobrze, jeśli sam ze sobą czujesz się źle. Dlatego bardzo ważne jest, żeby nauczyć się czuć dobrze we własnym towarzystwie. Jeżeli w swoim towarzystwie czujesz się źle, nie zmieni tego obecność innych osób. Twój sposób tworzenia relacji będzie zawsze interesownym przywiązaniem. Inni będą dla ciebie jedynie środkiem do uciszenia dręczącego cię odosobnienia.
Ktoś, kto nie czuje się dobrze w swojej skórze, nie będzie traktował drugiej osoby jak człowieka, tylko jak kamizelkę ratunkową. Człowiek niepogodzony ze sobą wchodzi w relacje z innymi jedynie po to, żeby uciec przed samym sobą. Spotkanie z taką osobą jest spotkaniem z duszą przeżywającą katusze, wciąż przed czymś uciekającą. Z duszą, która szuka ratunku w czyimś miłującym spojrzeniu. Z duszą należącą do „ja”, które nie kocha samego siebie.
Nie można przeżywać miłości uciekając od siebie samych, ponieważ jej istotą jest dawanie siebie. Wnętrze człowieka można porównać do pokoju. Ktoś, dla kogo jego wewnętrzny pokój nie jest ładny i przytulny, unika przebywania w nim i woli spędzać czas na zewnątrz. Im dłużej pokój pozostaje zamknięty, tym bardziej jego stęchły zapach sprawia, że nie da się w nim przebywać. Żeby przerwać tę dynamikę, właściciel pokoju musi znaleźć w sobie odwagę do pokonania początkowego dyskomfortu, związanego ze znoszeniem przykrego zapachu i porządkowaniem pomieszczenia. Musi zacząć w nim przebywać i przyzwyczaić się do mieszkania w nim.
Ucieczka przed wolnością
Ucieczka przed sobą to tak naprawdę ucieczka przed wolnością. Według Etty Hillesum jednym z najbardziej uwalniających odkryć w życiu człowieka jest odkrycie tzw. „cichego pokoju”. Osoba, która go odnajdzie, zaczyna nosić ze sobą i w sobie „wielką i owocną samotność. Bywa, że najważniejszym momentem dnia jest spokojna chwila między dwoma głębokimi oddechami, powrót do kontaktu ze sobą podczas pięciominutowej modlitwy”. Kto chce kochać (i kochać siebie samego), musi nauczyć się modlić!
Wiele par powstaje nie z wyboru, ale w wyniku pewnego fatalizmu; nie jako skutek przepełnienia miłością, ale ze strachu przed pustką emocjonalną. Nie mamy odrzucać naszej samotności, ale się w niej ćwiczyć. Niezdolność do czucia się dobrze z samym sobą popycha ludzi do traktowania miłości jako leku przeciwdepresyjnego, jako narkotyku albo środka uspokajającego. W rezultacie powstaje mnóstwo niedojrzałych par, w których ludzie szukają schronienia przed swoją niepewnością. Sztuka dobrego kontaktu ze sobą otwiera nas na ogromny przywilej: wybór osoby, z którą chcemy być.
Dlatego pierwszego filaru, który chcę ci podarować, nie znajdziesz w nikim innym, tylko w sobie. A teraz ostatnia rada. Dla osoby wierzącej ślub z samym sobą wydarza się w niezwykłej atmosferze. Nazywamy ją modlitwą. Modlitwa to nie wypowiadanie formułek, ale wchodzenie w obecność Boga. To patrzenie na siebie Jego oczami. Patrząc na siebie Jego kochającymi oczami, będzie ci łatwiej kochać i przyjmować. Odkryjesz, że w twojej samotności nie jesteś sam i że jesteś „cudem”.
Ćwiczenie dla ciebie
Znajdź czas na pobycie ze sobą samym, tak zwany czas na rewizję życia, czyli na życzliwe spojrzenie na nie, nie mające na celu oceniać go, ale spojrzeć na nie z wdzięcznością. Żeby żyć wdzięcznością, jak przystało na wierzącego człowieka. Wcale nie potrzeba godzin. Na początek wystarczy dziesięć minut dziennie. Zasługujesz na nie!
Czytaj także:
Kochaj małżonka swego jak siebie samego
Czytaj także:
Piękno jest w tobie. Spójrz na siebie kochająco!