Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Abby Johnson, była dyrektorka kliniki aborcyjnej i bohaterka filmu „Nieplanowane”, w nowej książce przedstawia historie opowiedziane przez pracowników ośrodków aborcyjnych, którzy porzucili to, co robili. Wszystkie są prawdziwe, choć momentami wolelibyśmy, by należały do świata fikcji literackiej.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Tytuł nowej książki Abby Johnson nawiązuje do głośnego filmu „Gdyby ściany mogły mówić” opowiadającego historie kobiet zaprezentowane tak, by widz miał wrażenie, że aborcja jest dla nich jedynym właściwym rozwiązaniem. Abby pokazuje inną, przerażającą czytelnika rzeczywistość. Jej przesłanie niesie jednak ze sobą nadzieję i zapewnienie, że nie ma takiego zła, które nie mogłoby zostać przezwyciężone przez prawdę i miłość.
Abby Johnson o byłych pracownikach klinik aborcyjnych
Rożne były motywacje do pracy w przemyśle aborcyjnym osób, które podzieliły się doświadczeniami w książce. Niektórzy pochodzili z domów, w których aborcję uważano za coś złego i przez długi czas podzielali ten pogląd. Później jednak, musząc utrzymać rodzinę, poszukiwali pracy i kiedy okazywało się, że jedyna propozycja zatrudnienia jest w ośrodku aborcyjnym, przyjmowali ją. Na początek zlecano im głównie prace biurowe albo niezwiązane bezpośrednio z aborcją, z czasem przenoszono do innych zadań.
Inni chcieli szczerze pomagać kobietom i wierzyli, że w ten sposób wesprą te w najtrudniejszej sytuacji. Wspominają poczucie siły, wspólnoty i walki w dobrej sprawie, jakie towarzyszyło im na proaborcyjnych manifestacjach. Odwrócenie się od tego oznaczałoby zakwestionowanie całego swojego życia.
A jednak bohaterki książki odeszły i zmieniły wszystko.
Dziewiąta aborcja Angie…
Opowiadają nie tylko o swoich przeżyciach, ale także historiach kobiet, które korzystały z usług klinik aborcyjnych. Jedną z nich była Angie (imię zmienione).
Zgłosiła się na dziewiątą aborcję, co irytowało nawet niektórych, bardziej wrażliwych, pracowników. Ona sama jednak była, jak za każdym razem, w świetnym humorze, żartowała z pielęgniarkami. Śmiała się, że wystarczy, jeśli w recepcji skserują jej kartę i po prostu będą zmieniać daty.
Procedura była dla niej rutynowa. Kiedy lekarz zakończył zabieg, spytała jedną z pracownic, czy z czystej ciekawości mogłaby sprawdzić, jak „to” wygląda. Choć w przypadku innych pacjentek odpowiedź byłaby odmowna, u Angie nikt nie spodziewał się żadnych problemów. Dziecko miało 13 tygodni i kobieta zobaczyła je już „poskładane” w całość – procedury w ośrodku nakazywały to, żeby sprawdzić, czy zostało usunięte w całości. Nikt nie mógłby przewidzieć jej reakcji.
Przez długi czas bez ruchu wpatrywała się w to, co jej pokazano. Nagle jednak zaczęła krzyczeć. „To jest dziecko! To było moje dziecko! Co ja zrobiłam?” – szlochała. Inne pacjentki rozpłakały się razem z nią. Chcąc uspokoić sytuację, zaciągnięto ją do łazienki. Nic to jednak nie pomogło. Prosiła, aby pozwolono zabrać jej szczątki dziecka do domu, ale nie otrzymała na to zgody. W końcu przyjechał do niej chłopak. Gdy wychodzili obejmował ją ramieniem i płakali oboje. Nie wiadomo, jak potoczyły się ich losy.
Dziecko żyje. „To znak od Boga!”
Melanie nie miała pieniędzy na aborcję i chciała zażyć środki podarowane jej przez przyjaciółkę. Gdy poinformowała o tym pracownicę kliniki, ta zaoferowała jej dużą zniżkę na aborcję farmakologiczną. Czuła, że w ten sposób pomaga młodej, przestraszonej dziewczynie, chroniąc jednocześnie jej zdrowie.
Tak jak było umówione, Melanie po zażyciu środków poronnych zgłosiła się na wizytę kontrolną. W trakcie USG okazało się jednak, że dziecko nadal żyje! O dziwo, dziewczyna odetchnęła z ulgą, słysząc tę wiadomość i położyła sobie ręce na brzuchu opiekuńczym gestem. Mimo namawiania na aborcję chirurgiczną i niekończących się telefonów w kolejnych dniach, nie zgodziła się już na takie rozwiązanie. „To znak od Boga. Nie powinnam tego robić. Nie powinnam była próbować pozbyć się mojego dziecka” – mówiła.
Abby Johnson jest po stronie pro-life dzięki Bogu i przebaczeniu
Czytając książkę, czuje się żal obejmujący zarówno poddające się aborcji kobiety, jak i pracowników klinik. Jednocześnie pojawia się przekonanie, że to właśnie miłość ma moc dotarcia do najtwardszych serc. Trzeba podejmować wysiłki, choć nigdy nie wiadomo do końca, czy przyniosą one owoc.
Dlaczego Abby Johnson stoi teraz po stronie pro-life?
Dzięki przebaczeniu. Dzięki łasce. Dzięki Bogu. I dzięki prawdziwym pro-liferom. Ludzie, do których się zwróciłam, zaakceptowali mnie taką, jaką byłam – z całym bagażem. Wiedzieli, że byłam rozbitym człowiekiem i pokochali mnie mimo wszystko. Wiedzieli, że potrzebuję prawdziwego uzdrowienia i pomogli mi je otrzymać. Kiedy mamy w sercu nienawiść, szkodzimy swojej duszy. Uważaj na swoje słowa.
Czytaj także:
Abby Johnson: To miłość wyprowadziła mnie z kliniki aborcyjnej [nasz wywiad]
Czytaj także:
7 tysięcy kobiet zrezygnowało z aborcji w Meksyku po obejrzeniu filmu “Nieplanowane”
Czytaj także:
„Nieplanowane”: ważna lekcja dla działaczy pro-life