Wstyd, strach, brak zaufania, duma, hardość, udowodnienie, że sam sobie poradzę… Wszystko to wstrzymuje mnie od wołania o pomoc. Jak długo jednak można udawać, że wszystko jest OK?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Chaos vs porządek
Jordan Peterson w swojej książce „12 życiowych zasad” opisuje w ten sposób stan, w którym żyjemy: jesteśmy zawieszeni pomiędzy chaosem a porządkiem, pomiędzy kontrolą a przypadkiem. Porządek stanowi to, co nam znane. Uśmiech dziecka, ciepły dom po powrocie z pracy. Przysięga małżeńska, obiecująca trwanie mimo wszystko. Chaos z kolei to zmiana pracy, wyjazd za granicę, ale wkrada się także wtedy, gdy dowiadujemy się o poważnej chorobie. Gdy nasz ukochany oświadcza, że chce rozwodu, a nasz świat lub jego część rozsypuje się w drobny mak. Czujemy się zagubieni i bezbronni.
Zwykle balansujemy pomiędzy jednym a drugim, dążąc do zachowania odpowiednich proporcji. Jedną nogą stoimy pewnie w świecie uporządkowanym, stałym, a drugą wysuwamy naprzód w nieznane. Eksplorujemy, doświadczamy nowego, by móc się rozwijać. Nie na tyle jednak, by to, co obce, zburzyło nasze poczucie bezpieczeństwa. Za dużo chaosu bowiem to zastygnięcie w paraliżującym nas strachu. Obezwładniający stres, marazm depresji. Za dużo porządku – również stagnacja, brak wyzwań, rozwoju.
Wzburzone kręgi
Rozwód dotyczy obydwojga małżonków, ale dotyka całej rodziny. Jest jak kamień rzucony w z pozoru spokojną taflę jeziora, burzący dramatycznie gładkie poczucie bezpieczeństwa, ukazując na chwilę cały chaos, który dział się pod powierzchnią. Wzburzona woda rozchodzi się, zatacza coraz szersze (choć słabsze w swej mocy) kręgi na zewnątrz. Porusza krąg najbliższej rodziny, potem tej dalszej, przyjaciół, znajomych.
Taka wiadomość doszła i do mnie, burząc moje własne, prywatne poczucie „porządku wszechświata”. Nic nie jest pewne, wszystko można zakwestionować, zburzyć, skończyć w krótką chwilę.
Powraca natrętne pytanie
Czy można było temu zapobiec? Czy ja, osoba postronna, mogłam jakoś temu zapobiec? Czy dałabym radę? Nigdy się już pewnie tego nie dowiemy. Może jedynie zyskalibyśmy czas na oswojenie się z trudną sytuacją, a przede wszystkim poczucie, że zrobiliśmy, co się dało. A może jest jednak cień szansy, że coś by się udało, ruszyło się do przodu. Czasem widzę wśród znajomych par gniewne spojrzenia. Czasem słyszę kąśliwe uwagi. Jednorazowo lub częściej. Rodzi się we mnie potężny dylemat. Czy mam coś mówić? Czy przekroczenie pewnej linii będzie wścibskim wtrącaniem się w nie swoje sprawy? A może jednak wyrazem troski, zwróceniem uwagi na to, co czasem w wirze codzienności umyka? A nad czym warto się pochylić i popracować?
Dlaczego nie mówimy o tym co nas boli otwarcie?
Dlaczego nie prosimy o pomoc, nie wołamy, że toniemy? Widzę, jakie spustoszenie następuje, gdy cała ta gra pozorów i tak prędzej czy później upada. Mimo wstydu, mimo lęku, dać prawo innym naprowadzać mnie, upominać i przestrzegać. Czasem właśnie z zewnątrz widać to, czego nie dostrzega się jako bezpośredni zainteresowany. Dać sobie prawo do głośnego wołania o pomoc, ratunek i wsparcie. Oferować swoją pomoc, gdy widzę, że ktoś zmierza ku przepaści.
„Jeśli ktoś z was jest mądry i rozsądny, niech tego dowiedzie swoim nienagannym postępowaniem, czynami pełnymi delikatności i mądrości. (…) Mądrość natomiast, która pochodzi od Boga, jest przede wszystkim nieskazitelnie czysta, przynosi pokój, jest życzliwa i wyrozumiała, uległa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, jest bezstronna i bez obłudy”.
Daleko raj, gdy na człowieka się zamykam.
Czytaj także:
4 sygnały alarmowe: twoje małżeństwo zmierza ku rozpadowi
Czytaj także:
Twoje małżeństwo ma większe znaczenie, niż myślisz
Czytaj także:
GRA WSTĘPNA – gra dla par, jakiej jeszcze nie było!