separateurCreated with Sketch.

Razem z osobami bezdomnymi przeżyłam wielkopostne rekolekcje. Wspólna modlitwa i wspólny obiad [zdjęcia]

REKOLEKCJE DLA BEZDOMNYCH
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Jeszcze będzie pięknie mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie” – powiedział Jan Paweł II. No to założyłam i poszłam na rekolekcje dla bezdomnych.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Rano biegłam na tramwaj. „Na skróty”, przez swoje osiedle. Już miałam skręcić na chodnik, kiedy w oddali zauważyłam dwóch mężczyzn przy śmietniku. Pomyślałam sobie, że młodzi ludzie, sobota i 9.00 rano, i taka historia opowiedziana bez słów. Mimo że się śpieszyłam, zatrzymałam się i w ułamku sekundy pomyślałam sobie, że to przecież nie jest przypadek, że się spotykamy: chcę dotrzeć na trzeci dzień rekolekcji dla osób doświadczających bezdomności, ludzi ubogich i samotnych. Podchodzę do śmietnika.  – Cześć – zagaiłam. Mam na imię Iwona. Przymrozek, zimno, a wy już w pracy – mówię, patrząc na wielki worek wypełniony zgniecionymi puszkami. – A ja mam na imię Daniel. A to Krystian.

Zaryzykowałam i zwyczajnie, „prosto z mostu”, powiedziałam, że jadę na rekolekcje dla osób w podobnej sytuacji jak oni i, że ich też zapraszam. Cisza. Chwila konsternacji. – Ale my tu puszki mamy, przyda się trochę grosza – tłumaczy mi Daniel. – A ile warte są te wszystkie puszki w złomie? – Jakieś 10 złotych — odpowiada mi Daniel. – To ja te 10 złotych mogę wam dać – negocjuję, choć zastanawiam się, czy to „pedagogiczne”. Ale próbuję w ten sposób zachęcić do porzucenia śmietnika.

 

“Będziesz się przeze mnie wstydziła”

Daniel z Krystianem odbywają krótką naradę. I decydują, że pojadą ze mną „na te rekolekcje”. Ale najpierw muszą zabezpieczyć poranną pracę i „zdobycze” w pobliskiej skarpie. Idziemy w trójkę. Nie powiem: ludzie się za nami oglądają. Ale nic to. Idziemy. Tuż przed torami tramwajowymi Krystian się zatrzymuje i mówi: – Ja jednak nie pojadę z wami. Pytam się, dlaczego. Cisza. Po chwili Krystian prostolinijnie mówi mi, że śmierdzi i że jest bardzo brudny. – Będziesz się przeze mnie wstydziła.

Odpowiedziałam, że nie wstydzę się i żeby nie zmieniał decyzji dotarcia na miejsce. Pytam, czy mam kupić bilety ZKM, ale chłopaki mówią, że nie, bo znają ich wszystkie „kanary” w Gdańsku i już ich nie zatrzymują. Jedziemy tramwajem, później busem i znowu słyszę, że Krystian rezygnuje, ale w końcu docieramy na Orunię, do domu parafialnego przy kościele św. Ignacego Loyoli. Odetchnęłam z ulgą: teraz może być tylko lepiej.

 

“Nikt mnie nie chce w domu”

Wchodzimy, a na sali jest już prawie 40 mężczyzn i dwie kobiety. – Można się wielu rzeczy obawiać, przede wszystkim odrzucenia – tłumaczył mi po drodze Daniel – ale nic tak nie rozbraja jak uśmiech, ciepło i życzliwość, pomimo wszystko. No, nawet największego twardziela! – puentuje. Widzę, że są zmarznięci, więc wybiegam jeszcze do kuchni i przygotowuje kanapki i kawę: – Najważniejsze, że ciepłe – dziękuje Krystian.

Tak się złożyło, że są dwie Wspólnoty Betlejem: jedna na południu Polski, a ta druga na północy, na gdańskim Ujeścisku, działająca przy parafii św. ojca Pio od kilkunastu lat. Myśląc o korzeniach słowa Bethlehem: dzielenie się chlebem (i jak dodają niektórzy – miłością), bardzo dobrze charakteryzuje ludzi, którzy idą razem, wspierając się wzajemnie. Ze wspólnoty „popłynęło wiele dzieł”, choćby Fundacja Radość Ewangelii, gdzie Aneta Puszko razem z swoimi przyjaciółmi „z Betlejem” zorganizowała rekolekcje dla osób najbardziej opuszczonych i samotnych.

– Nikt mnie nie chce w domu – powiedziała mi Kasia. – Nawet nie wiem, czy mogę powrócić, bo może brat nie wpuści mnie i co ja wtedy zrobię?

– Ja też nie wiem, czy żona wpuści mnie do domu – mówi Mirek. – Żyję po raz kolejny na ulicy z powodu alkoholizmu. Poza tym nie poradziłem sobie z tym, że mamy z żoną niepełnosprawnego syna. W jakimś sensie zacząłem uciekać…

Kiedy w pierwszym dniu rekolekcji Jacek Uznański, lider Wspólnoty Betlejem, opowiada w formie świadectwa historię swojego życia i powrotu do Boga, słyszę od jednego z uczestników rekolekcji, że aż trudno uwierzyć, że taki fajny gość jak Jacek miał tak pod górkę. – To może i dla mnie jest jakaś nadzieja?

 

“Ja tak dawno nie byłem w kościele”

Zaczynamy rozważania drogi krzyżowej, wszyscy zaangażowani pod ojcowską i duszpasterską opieką ks. Wiesława Mielewczyka z parafii św. Ignacego Loyoli i Ks. Przemysława Zocholl z parafii św. ojca Pio. Każda stacja to fragment z życia uczestników rekolekcji:

Jezu, Ty wiesz, jak rzadko ktoś robi dla mnie coś bezinteresownie, jak rzadko ktoś okazuje mi miłość. Chce przyjąć tą prawdę, że z miłości do mnie oddałeś swoje życie. Chcę od dziś zmienić swoje życie, które dostałam od Ciebie. Chce lepiej żyć! – czyta głośno Daniel i ukradkiem ociera łzy.

Na zakończenie rekolekcji idziemy na mszę świętą, a Władek, jeden z uczestników rekolekcji, chce być ministrantem. – W dzieciństwie byłem, więc teraz mam okazję powrócić. Słyszymy ewangelię o Synu Marnotrawnym, ta przypowieść zresztą towarzyszyła nam przez całe rekolekcje.

Wspólna modlitwa jednoczy, tak jak jednoczy później wspólny stół i obiad. – Tak jak w domu – zauważa Kasia. Można powiedzieć, że od dobroci i życzliwości wszystkich zaangażowanych w rekolekcje stół uginał się od pierwszego i drugiego dania oraz deserów. Każdy też z uczestników trzydniowych spotkań otrzymywał „pakiet” żywnościowy na drogę, chciałaby się powiedzieć, do domu.

Marlena ze Wspólnoty Betlejem przygotowała niespodziankę dla wszystkich: każdy mógł zrobić krzyż z drewnianych elementów. – Ja tak dawno nie byłem w kościele – mówi mi Daniel. Cieszę się, że stało się to możliwe po latach. Mirek dodaje: – Jestem wdzięczny ludziom z Betlejem za wszystko: Norbertowi, Markowi, Tomkowi, Basi, Bogdanowi i wszystkim, których imion nie jestem w stanie zapamiętać! Kasia zdecydowała się pojechać do domu na południe Polski: Marek wykupił bilet kolejowy do domu i dał jej „trzos” na drogę. Odprowadzam Kasię na pociąg i słyszę – do zobaczenia za rok na rekolekcjach. Mam nadzieję, że już będę mieszkać w swoim domu!

Z serca ci tego życzę Kasiu, abyś znalazła swoje miejsce.


BEZDOMNY
Czytaj także:
Pustostany, śmietniki i altanki. Ksiądz poszedł z kolędą do bezdomnych


BEZDOMNY
Czytaj także:
Po latach fotografowania osób bezdomnych znalazła wśród nich… swojego ojca

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!