„Jeszcze będzie pięknie mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie” – powiedział Jan Paweł II. No to założyłam i poszłam na rekolekcje dla bezdomnych.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rano biegłam na tramwaj. „Na skróty”, przez swoje osiedle. Już miałam skręcić na chodnik, kiedy w oddali zauważyłam dwóch mężczyzn przy śmietniku. Pomyślałam sobie, że młodzi ludzie, sobota i 9.00 rano, i taka historia opowiedziana bez słów. Mimo że się śpieszyłam, zatrzymałam się i w ułamku sekundy pomyślałam sobie, że to przecież nie jest przypadek, że się spotykamy: chcę dotrzeć na trzeci dzień rekolekcji dla osób doświadczających bezdomności, ludzi ubogich i samotnych. Podchodzę do śmietnika. – Cześć – zagaiłam. Mam na imię Iwona. Przymrozek, zimno, a wy już w pracy – mówię, patrząc na wielki worek wypełniony zgniecionymi puszkami. – A ja mam na imię Daniel. A to Krystian.
Zaryzykowałam i zwyczajnie, „prosto z mostu”, powiedziałam, że jadę na rekolekcje dla osób w podobnej sytuacji jak oni i, że ich też zapraszam. Cisza. Chwila konsternacji. – Ale my tu puszki mamy, przyda się trochę grosza – tłumaczy mi Daniel. – A ile warte są te wszystkie puszki w złomie? – Jakieś 10 złotych — odpowiada mi Daniel. – To ja te 10 złotych mogę wam dać – negocjuję, choć zastanawiam się, czy to „pedagogiczne”. Ale próbuję w ten sposób zachęcić do porzucenia śmietnika.
“Będziesz się przeze mnie wstydziła”
Daniel z Krystianem odbywają krótką naradę. I decydują, że pojadą ze mną „na te rekolekcje”. Ale najpierw muszą zabezpieczyć poranną pracę i „zdobycze” w pobliskiej skarpie. Idziemy w trójkę. Nie powiem: ludzie się za nami oglądają. Ale nic to. Idziemy. Tuż przed torami tramwajowymi Krystian się zatrzymuje i mówi: – Ja jednak nie pojadę z wami. Pytam się, dlaczego. Cisza. Po chwili Krystian prostolinijnie mówi mi, że śmierdzi i że jest bardzo brudny. – Będziesz się przeze mnie wstydziła.
Odpowiedziałam, że nie wstydzę się i żeby nie zmieniał decyzji dotarcia na miejsce. Pytam, czy mam kupić bilety ZKM, ale chłopaki mówią, że nie, bo znają ich wszystkie „kanary” w Gdańsku i już ich nie zatrzymują. Jedziemy tramwajem, później busem i znowu słyszę, że Krystian rezygnuje, ale w końcu docieramy na Orunię, do domu parafialnego przy kościele św. Ignacego Loyoli. Odetchnęłam z ulgą: teraz może być tylko lepiej.
“Nikt mnie nie chce w domu”
Wchodzimy, a na sali jest już prawie 40 mężczyzn i dwie kobiety. – Można się wielu rzeczy obawiać, przede wszystkim odrzucenia – tłumaczył mi po drodze Daniel – ale nic tak nie rozbraja jak uśmiech, ciepło i życzliwość, pomimo wszystko. No, nawet największego twardziela! – puentuje. Widzę, że są zmarznięci, więc wybiegam jeszcze do kuchni i przygotowuje kanapki i kawę: – Najważniejsze, że ciepłe – dziękuje Krystian.
Tak się złożyło, że są dwie Wspólnoty Betlejem: jedna na południu Polski, a ta druga na północy, na gdańskim Ujeścisku, działająca przy parafii św. ojca Pio od kilkunastu lat. Myśląc o korzeniach słowa Bethlehem: dzielenie się chlebem (i jak dodają niektórzy – miłością), bardzo dobrze charakteryzuje ludzi, którzy idą razem, wspierając się wzajemnie. Ze wspólnoty „popłynęło wiele dzieł”, choćby Fundacja Radość Ewangelii, gdzie Aneta Puszko razem z swoimi przyjaciółmi „z Betlejem” zorganizowała rekolekcje dla osób najbardziej opuszczonych i samotnych.
– Nikt mnie nie chce w domu – powiedziała mi Kasia. – Nawet nie wiem, czy mogę powrócić, bo może brat nie wpuści mnie i co ja wtedy zrobię?
– Ja też nie wiem, czy żona wpuści mnie do domu – mówi Mirek. – Żyję po raz kolejny na ulicy z powodu alkoholizmu. Poza tym nie poradziłem sobie z tym, że mamy z żoną niepełnosprawnego syna. W jakimś sensie zacząłem uciekać…
Kiedy w pierwszym dniu rekolekcji Jacek Uznański, lider Wspólnoty Betlejem, opowiada w formie świadectwa historię swojego życia i powrotu do Boga, słyszę od jednego z uczestników rekolekcji, że aż trudno uwierzyć, że taki fajny gość jak Jacek miał tak pod górkę. – To może i dla mnie jest jakaś nadzieja?
“Ja tak dawno nie byłem w kościele”
Zaczynamy rozważania drogi krzyżowej, wszyscy zaangażowani pod ojcowską i duszpasterską opieką ks. Wiesława Mielewczyka z parafii św. Ignacego Loyoli i Ks. Przemysława Zocholl z parafii św. ojca Pio. Każda stacja to fragment z życia uczestników rekolekcji:
Jezu, Ty wiesz, jak rzadko ktoś robi dla mnie coś bezinteresownie, jak rzadko ktoś okazuje mi miłość. Chce przyjąć tą prawdę, że z miłości do mnie oddałeś swoje życie. Chcę od dziś zmienić swoje życie, które dostałam od Ciebie. Chce lepiej żyć! – czyta głośno Daniel i ukradkiem ociera łzy.
Na zakończenie rekolekcji idziemy na mszę świętą, a Władek, jeden z uczestników rekolekcji, chce być ministrantem. – W dzieciństwie byłem, więc teraz mam okazję powrócić. Słyszymy ewangelię o Synu Marnotrawnym, ta przypowieść zresztą towarzyszyła nam przez całe rekolekcje.
Wspólna modlitwa jednoczy, tak jak jednoczy później wspólny stół i obiad. – Tak jak w domu – zauważa Kasia. Można powiedzieć, że od dobroci i życzliwości wszystkich zaangażowanych w rekolekcje stół uginał się od pierwszego i drugiego dania oraz deserów. Każdy też z uczestników trzydniowych spotkań otrzymywał „pakiet” żywnościowy na drogę, chciałaby się powiedzieć, do domu.
Marlena ze Wspólnoty Betlejem przygotowała niespodziankę dla wszystkich: każdy mógł zrobić krzyż z drewnianych elementów. – Ja tak dawno nie byłem w kościele – mówi mi Daniel. Cieszę się, że stało się to możliwe po latach. Mirek dodaje: – Jestem wdzięczny ludziom z Betlejem za wszystko: Norbertowi, Markowi, Tomkowi, Basi, Bogdanowi i wszystkim, których imion nie jestem w stanie zapamiętać! Kasia zdecydowała się pojechać do domu na południe Polski: Marek wykupił bilet kolejowy do domu i dał jej „trzos” na drogę. Odprowadzam Kasię na pociąg i słyszę – do zobaczenia za rok na rekolekcjach. Mam nadzieję, że już będę mieszkać w swoim domu!
Z serca ci tego życzę Kasiu, abyś znalazła swoje miejsce.
Czytaj także:
Pustostany, śmietniki i altanki. Ksiądz poszedł z kolędą do bezdomnych
Czytaj także:
Po latach fotografowania osób bezdomnych znalazła wśród nich… swojego ojca