Nasz Pan (aby być z nami i dla nas w Eucharystii) zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Chrystus w Eucharystii zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają. Tak się poniża, by móc nam się dawać w Eucharystii. Takie są brutalne konsekwencje Jego miłości do nas. Zaprzeczanie im jest w gruncie rzeczy zaprzeczaniem wierze.
Czytaj także:
12 cudów mocy mszy świętej
Jak sama nazwa wskazuje
„Przeistoczenie” – jak sama nazwa wskazuje – polega na zmianie istoty. Jakiej istoty? Istoty czego?
Klasyczna ontologia (inaczej: metafizyka), czyli nauka o bycie, która leży u podstaw katolickiej nauki o Eucharystii, zakłada, że każdy byt (czyli wszystko, co istnieje – każdy konkretny człowiek, krzesło, drzewo, pies, pchła, widelec i tak dalej) składa się z istoty (zwanej także „substancją” – ale nie w rozumieniu fizyki czy chemii) i przypadłości (czyli cech). Istota (substancja) jest tym, co sprawia że dana rzecz jest tym, czym jest; że jest taka, jaka jest; że w ogóle jest. Istota jest zasadniczo niezmienna. Przypadłości (cechy) mogą natomiast występować w różnym natężeniu i zmieniać się w czasie.
Wytłumaczmy to sobie na przykładzie – dajmy na to – Zuzi. Jest sobie Zuzia. Zuzia ma swoją istotę – esencję swojej „zuziowatości”, dzięki której jest sobą i nikim innym – i pewne przypadłości. Najpierw przypadłościami Zuzi jest bycie małą, lekką, bezradną. Potem ta sama Zuzia robi się duża, ciężka i sprytna. Potem jest duża, średnio ciężka i nieporadna. Cechy Zuzi ulegają zmianie, ale to nadal ta sama Zuzia.
Podczas Eucharystii – jak wierzymy my, katolicy – dokonuje się dokładnie odwrotny proces niż ten, który obserwowaliśmy przed chwilą u Zuzi. Mamy na ołtarzu chleb i wino. One mają swoją istotę oraz komplet przypadłości fizycznych i chemicznych. W momencie przeistoczenia przestają być jednak chlebem i winem, a stają się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa.
Zmienia się ich istota, ale przypadłości pozostają dokładnie te same. Nadal tyle samo ważą, mają ten sam skład chemiczny i właściwości, podlegają tym samym prawom fizycznym i biologicznym, jakim podlegały do tej pory.
Zuzi zmieniały się cechy, ale zostawała Zuzią. Chleb i wino stały się Jezusem i nie są już chlebem i winem, ale nadal mają wszystkie cechy chleba i wina. Na tym polega cud przeistoczenia. Dlatego nazywamy go cudem. To jest największy cud eucharystyczny!
Czytaj także:
Wydarzenie o znamionach cudu eucharystycznego w Legnicy. Czy to tkanka mięśnia sercowego?
A co z „cudami eucharystycznymi”?
Paradoksalnie tzw. „cuda eucharystyczne”, podczas których Ciało lub Krew Pańska zaczynają wykazywać cechy fizyko-chemiczne normalnego ciała i krwi to „mniejszy” cud niż wówczas, gdy zachowują cechy chleba i wina, choć już nimi nie są.
Warto zwrócić uwagę, że „cuda eucharystyczne” dzieją się zazwyczaj wtedy, gdy ludzie (konkretni lub całe społeczności) tracą wiarę w realną obecność Jezusa w Eucharystii.
Jeśli możemy zgadywać cele Pana Boga, to wygląda na to, że celem „cudów eucharystycznych” jest przywrócenie lub wzmocnienie tej wiary – dla katolików kluczowej i fundamentalnej.
Konsekwencje cudu
Podsumujmy więc to, co dotychczas sobie powiedzieliśmy: po przeistoczeniu, dokonującym się podczas każdej mszy świętej, Ciało i Krew Pańskie zachowują nadal zwykłe cechy chleba i wina. Ten sam skład chemiczny, te same właściwości fizyczne. Podlegają więc także tym samym prawom biologicznym, jakim podlegały, będąc chlebem i winem.
W związku z tym Ciało Pańskie może się zeschnąć albo spleśnieć. Krew Pańska może (jak zwykłe wino) skwaśnieć. Brzmi to okropnie. Ale tak jest. To kolejny stopień uniżenia Chrystusa (teologia nazywa je z greckiego „kenozą”). Syn Boży uniżył się we Wcieleniu, stając się człowiekiem i przyjmując na siebie wszystkie tego konsekwencje – wszelkie ludzkie słabości i ograniczenia.
Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa niektórym wydawało się to oburzające i niegodne Boga-Człowieka. W związku z tym głoszono nawet (i wierzono) w pewnych kręgach jakoby Ciało Chrystusa było jedynie ciałem pozornym – wyglądało jak ludzkie, ale w rzeczywistości było tylko „kostiumem” nie podlegającym ludzkim słabościom. Pogląd ten został jednoznacznie potępiony przez Kościół jako herezja zwana „doketyzmem” (od greckiego „dokein” – „udawać”).
W Eucharystii Chrystus idzie w swoim uniżeniu jeszcze dalej. Już nie tylko poddaje się ograniczeniom ludzkiej natury, ale bierze na siebie ograniczenia kawałka nieożywionej materii, jakimi są chleb i wino. I podobnie jak w przypadku Wcielenia, tak i tutaj niczego nie udaje, nic nie pozoruje.
Nasz Pan (aby być z nami i dla nas w Eucharystii) zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają. Jeśli chleb może spleśnieć, albo stać się pożywką dla grzyba, to i On może. Jeśli wino może skwaśnieć, to może i On. Jeśli jedno lub drugie może być nośnikiem bakterii czy wirusów… On także. Tak się poniżył, by móc nam się dawać w Eucharystii.
Takie są brutalne konsekwencje Jego miłości do nas. Zaprzeczanie im (choćby motywowane najszczerszą i najgorliwszą pobożnością) jest w gruncie rzeczy zaprzeczaniem wierze. Bo wiara to nie to, co „czujemy” czy „uważamy”, ale posłuszeństwo temu, czego uczy nas Kościół, przekazując depozyt wiary pochodzący od samego Jezusa.
Czytaj także:
Kulminacyjny moment Eucharystii: patrzeć na hostię lub kielich czy schylać głowę?
Na narożniku Świątyni
Powtarzanie katolickiej nauki o Eucharystii wydaje się konieczne zwłaszcza dziś – w dobie epidemii wiadomego wirusa. Raz po raz słychać bowiem głosy nawołujące do ignorowania wskazań i apelów (zarówno episkopatu, jak i lekarzy) odnośnie sposobu przyjmowania Komunii świętej.
Przyjmowanie Komunii „na rękę” też nie jest oczywiście stuprocentowo bezpieczne. Ale – o ile zadbamy sami o higienę swoich dłoni – jest dużo bezpieczniejsze od przyjmowania „do ust”. A to dlatego, że składając hostię na dłoni przyjmującego szafarz unika tego, że kolejni przyjmujący „chuchają” mu na ręce (nie mówiąc o sporadycznym kasłaniu czy kichnięciach), a on tymi „obchuchanymi” rękami podaje Ciało Pańskie prosto do ust następnych osób wraz ze wszystkim, co poprzednie „wychuchały”.
Wszelkie nawoływania do ignorowania zaleceń przyjmowania Komunii na rękę w imię „wiary” i „zaufania” Chrystusowi, który „nie zaraża” są w rzeczywistości nie tylko aktem nieposłuszeństwa Kościołowi, ale i uleganiem pokusie, której oparł się Zbawiciel postawiony przez diabła na narożniku Świątyni. „Rzuć się w dół – mówił diabeł – Wszak Bóg w swoim Słowie (!) obiecał Cię chronić”. Na dowód kusiciel cytował nawet odpowiedni psalm. Odpowiedź Jezusa pamiętamy: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (por. Mt 4,5-7).
Zaprzeczanie prawom, którym Chrystus sam ze swej woli podlega, stając się naszym pokarmem w Eucharystii, jest wystawianiem Pana Boga na próbę. Narażanie w imię swoiście (czyli „po swojemu”) pojmowanej wiary i pobożności bliźnich, tudzież odsądzanie ich od tejże wiary jest grzechem przeciw miłości – i bliźniego, i samego Boga.
A to dlatego, że – jak uczy święty Jakub – „religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami” (por. Jk 1,27). Ignorancja – zawiniona (na przykład niedouczeniem), a następnie karmiona i pielęgnowana – również.
Czytaj także:
Konfesjonały: zabezpieczyć kratki folią. Wskazania prymasa Polski na czas pandemii