To, że ulice są wyludnione a restauracje zamknięte nie oznacza, że w Polsce przestały się rodzić dzieci. Codziennie przychodzi ich na świat około tysiąca. Jak wyglądają porody “w koronie”? Największa zmiana to likwidacja porodów rodzinnych.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jak w klubie
Julia kilka dni temu urodziła czwarte dziecko w dużym warszawskim szpitalu ginekologiczno-położniczym. Początkowo myślała o kameralnym oddziale w innym szpitalu, ale akurat trwał tam remont. W ogóle wybór był ograniczony, bo kilka placówek w Warszawie zostało zamkniętych z powodu koronawirusa. „Taksówki podjeżdżały co chwilę pod szpital, jak pod jakiś modny klub. Tej nocy urodziło się tam trzydzieścioro dzieci” – wspomina Julia.
Jej mąż nie mógł nawet przekroczyć progu szpitala. W całej Polsce wstrzymane są teraz bowiem do odwołania tzw. porody rodzinne. 20 marca takie zalecenie wydali krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa oraz prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
Julia wolałaby rodzić synka razem z mężem, tak jak poprzednie dzieci. Czułaby się pewniej i bezpieczniej. Okazało się, że opieka była bardzo dobra, a poród przebiegł bez komplikacji, ale przydałaby się dodatkowa para oczu, która mogłyby zauważyć ewentualne problemy. Poza tym jej mąż został ograbiony z ważnego doświadczenia. Tę sytuację pewnie znacznie gorzej przeżywają pary, którym rodzi się jedyne, wyczekane dziecko – zauważa Julia. Nieoczekiwanym plusem zamiany szpitala w twierdzę było to, że pacjentki miały zapewnionych wiele rzeczy, które normalnie musiałaby przywieźć ze sobą, np. przekąski i wodę do picia, wszystkie środki higieniczne. Niektóre szpitale podczas epidemii zapewniają nawet ubrania dla dzieci. Ale warto wcześniej zapytać o zasady, bo każdy placówka ma własne.
Trochę dziwnie…
Nieco gorzej wspomina swój poród Katarzyna, która urodziła synka miesiąc wcześniej w innym szpitalu w Warszawie. „Nie mam jakiejś traumy, ale było trochę dziwnie, samotnie, trochę smutno” – mówi. Akcja porodowa przebiegła szybko, więc większość porodu odbyła się na izbie przyjęć, gdzie Kasia głównie patrzyła, jak lekarz walczy z komputerem. Położne były miłe i pomocne, ale było ich mało i były bardzo zajęte. Kiedy dotarła na porodówkę, musiała się sama przebrać, co przy intensywnych skurczach było sporym wyzwaniem. Bardzo bolały ją lędźwie, więc poprosiła o położną, żeby ją pomasowała. Ta obiecała pomóc i… pobiegła gdzieś. Kiedy wróciła, trzeba już było przeć.
„Wtedy się okazało, że w szpitalu jest mnóstwo ludzi – wspomina Kasia. – Po urodzeniu główki przestałam mieć skurcze, więc nagle zobaczyłam nad sobą chyba z dziesięć osób, które zastanawiały się, co teraz robić. Na szczęście barki zaraz się urodziły, ale od razu wzięli ode mnie synka do badania – zamiast najpierw kangurować go skóra od skóry. Później prosiłam, żeby położyli mi go na brzuchu bez pieluszki, ale założyli mu pieluchę. To drobiazgi, ale miałam wrażenie, że to, co mówię, niespecjalnie może się przebić. Może byłoby trochę inaczej, gdyby był przy mnie mąż?” – wspomina.
A może w domu?
Katarzyna i Julia rozważały poród w domu. „Moja ginekolog wybiła mi ten pomysł z głowy – chociaż jest naszą sąsiadką i w razie czego mogłaby przyjść – mówi. – W szpitalu jest jednak bezpieczniej. No chyba, że wszędzie byłby koronawirus i pobyt w szpitalu oznaczałby takie samo ryzyko jak poród domowy”. Natomiast Katarzynie położna powiedziała, że na poród domowy nie należy się decydować w ostatniej chwili. „Trzeba przygotować się do tego psychicznie, przygotować ciało, a wreszcie – przygotować dom (a nasz jest teraz placem budowy) – wspomina. – A ja już sama nie wiedziałam, czego się bardziej boję: czy koronawirusa, czy porodu bez męża, czy porodu domowego. Trzeba było jakoś te lęki zracjonalizować”. Przyznaje, że gdyby podczas porodu w domu nagle ustały skurcze, to pewno by spanikowała, a w szpitalu jednak miała poczucie, że jest pod opieką.
Na takie rozwiązanie decyduje się jednak teraz znacznie więcej rodziców niż przed pandemią. Porodami domowymi zajmuje się np. Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych Dobrze Urodzeni.
Trudne dla wszystkich
Nikoleta Broda, położna ze szpitala w Otwocku, potwierdza, że wszędzie w Polsce brakuje teraz położnych, a te, które pracują, są przeciążone. Średnia wieku w tym zawodzie to ok. 45 lat. „Sytuacja, w której teraz się znaleźliśmy jest trudna dla wszystkich” – zauważa. Ojciec powinien mieć prawo być przy urodzeniu swojego dziecka, a kobieta powinna mieć możliwość, żeby towarzyszyła jej bliska osoba. Ale podczas epidemii trzeba się podporządkować zaleceniom.
Zapytana, jaki sens ma zakaz wstępu na porodówki dla ojców, skoro do szpitali wchodzi personel, mówi: „My zmieniamy ubranie, przestrzegamy rygorystycznych procedur dotyczących higieny, mamy robione testy raz-dwa razy w tygodniu. A wiadomo, że osoby towarzyszące kobietom wchodzą i wychodzą, nie zawsze dokładnie myją ręce. To wszystko bardzo zwiększa ryzyko przenoszenia wirusów. Nie chcielibyśmy przecież dopuścić do sytuacji, kiedy kobiety nie mają gdzie rodzić, bo wszystkie szpitale są zamknięte” – mówi.
Godny poród
Brak porodów rodzinnych wywołał jednak protesty. Rodzice należący do facebookowej grupy „Rodzimy Razem – porody rodzinne podczas pandemii” przygotowali petycję do ministra zdrowia z prośbą o zmianę tej decyzji, określanej w liście jako okrutna. „Prosimy o #godnyporód! Prosimy o obecność ojca dziecka podczas porodu! Prosimy o możliwość budowania relacji ojca z dzieckiem od chwili narodzin! Prosimy o zadbanie o nasze zdrowie psychiczne, ochronę przed traumą i depresją poporodową” – czytamy w liście podpisanym przez kilkaset osób.
O powtórne rozpatrzenie zalecenia dotyczącego porodów rodzinnych prosi też Fundacja Rodzić po Ludzku w apelu podpisanym również przez osiem innych organizacji, m.in. Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, Fundację Promocji Karmienia Piersią, Fundację na rzecz Wspierania Położnych. „Kobieta, która mieszka z osobą zakażoną, najprawdopodobniej również jest nosicielką wirusa i stanowi takie samo zagrożenie jak osoba towarzysząca. Nieobecność męża nie eliminuje ryzyka w tym zakresie” – czytamy w apelu.
Sygnatariusze apelu wnoszą o powołanie interdyscyplinarnego zespołu, który wypracuje procedurę umożliwiającą przywrócenie porodów rodzinnych w Polsce. Ważne jest też doposażenie szpitali w dobrej jakości maseczki, przyłbice i fartuchy, które zapewnią bezpieczeństwo personelowi i umożliwią wstęp na porodówki osobom towarzyszącym.
Nie straciłaś praw
Aleksandra Wilk-Przybysz z Fundacji Rodzić po Ludzku podkreśla, że epidemia nie spowodowała, że kobiety rodzące straciły swoje prawa. Nadal obowiązuje dokument „Standard Organizacyjny Opieki Okołoporodowej”, który mówi m.in., że kobieta może wybrać pozycję do porodu, że ilość interwencji medycznych powinna być ograniczona do minimum i że należy je stosować tylko w sytuacjach, w których jest to konieczne. „Prosząc o poszanowanie swoich praw i decyzji nie jesteśmy osobami roszczeniowymi” – zauważa.
W niektórych szpitalach niesłusznie wymaga się od kobiet noszenia maseczek podczas porodu. „To krzywdzące, bo wiemy, jak ważny podczas porodu jest oddech. Sala porodowa nie jest miejscem ogólnodostępnym, a więc noszenie maseczki nie powinno być tam wymagane” – mówi. 28 kwietnia potwierdziło to Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na list fundacji. Wolontariusz Fundacji Rodzić po Ludzku zachęca kobiety do przygotowania planu porodu i omówienia go z personelem po przyjeździe do szpitala. A przede wszystkim – nie warto tracić energii na to, na co nie mamy wpływu, i skupić się na tym, co od nas zależy.
Poród podczas epidemii – co jeszcze można zrobić?
Rady naszych rozmówczyń:
– Wprawdzie nie możesz być z mężem na sali porodowej, ale wiele przygotowań od porodu możecie zrobić razem, np. odbyć zajęcia w szkole rodzenia (wiele szkół prowadzi teraz takie zajęcia online, niektóre bezpłatnie), spakować torbę do szpitala, zastanowić się wspólnie, co jest dla was ważne podczas porodu i jak można to przeprowadzić.
– Uwierz, że dasz radę. Jesteś w stanie urodzić dziecko – niezależnie od okoliczności.
– Prawdopodobnie nie planujesz jechać do szpitala, gdy tylko poczujesz pierwszy skurcz. Wykorzystajcie dobrze początek porodu spędzony w domu.
– Podczas porodu możesz mieć przy sobie jakiś drobiazg, który będzie ci przypominał męża.
– Weź pod uwagę to, że dziecko może się urodzić większe albo mniejsze, niż wskazuje badanie usg. W ogóle w tej sytuacji lepiej spakować trochę więcej ubrań i innych potrzebnych rzeczy niż później mieć ich za mało.
– Rzeczy w torbie warto dobrze posegregować, a nawet opisać – żeby ułatwić zdanie osobom, które będą ci pomagały.
Czytaj także:
Mama wcześniaka: „Bez pomocy Opatrzności nie da się tego udźwignąć” [wywiad]
Czytaj także:
Czy pierwsze dziecko naprawdę zmienia wszystko? A co zmieniło u ciebie?