– Nigdy nie jest tak, że ktoś odbiera sobie życie z jednego powodu. To najczęściej splot różnych okoliczności. Profesor Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, tłumaczy, że samobójstwo bardzo często jest spowodowane brakiem miłości albo brakiem odczuwania miłości – mówi dr Halszka Witkowska, suicydolog.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Szkarpetowska: Czy prawdą jest, że w Polsce piętnaście osób dziennie odbiera sobie życie, a na świecie, w skali roku, to aż 800 tysięcy?
Dr Halszka Witkowska*: Tak, przy czym na jedno samobójstwo, jak prognozuje WHO, przypada od dziesięciu do piętnastu prób samobójczych. Należy też pamiętać, że każda śmierć samobójcza wpływa dodatkowo na dwadzieścia osób z najbliższego otoczenia samobójcy. To oznacza, że w samej tylko Polsce z powodu zjawiska, o którym rozmawiamy, cierpi milion osób rocznie.
Jako suicydolog bada pani przyczyny zachowań samobójczych. Dlaczego człowiek postanawia odebrać sobie życie? Jakie czynniki mają na to wpływ?
Nigdy nie jest tak, że ktoś odbiera sobie życie z jednego powodu. To najczęściej splot różnych okoliczności. Profesor Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, tłumaczy, że samobójstwo bardzo często jest spowodowane brakiem miłości albo brakiem odczuwania miłości. Na ewentualne zachowania samobójcze w przyszłości duży wpływ ma nasze dzieciństwo.
Okazuje się, że dzieci, które są sierotami albo półsierotami, a także te, które straciły kogoś w wyniku samobójstwa, częściej dopuszczają się zachowań samobójczyń aniżeli te, które takich doświadczeń nie mają. W grupie ryzyka są także ci, którzy doświadczyli bądź doświadczają przemocy; którzy są np. ofiarami gwałtu. Kolejne czynniki to wszelkiego rodzaju uzależnienia, kłopoty finansowe, utrata pracy. Do tego dochodzą problemy w związkach – rozwody, stan wdowieństwa. U seniorów takim momentem podwyższonego ryzyka jest moment przejścia na emeryturę – człowiek, który przestaje spełniać się zawodowo, może poczuć się niepotrzebny. W grupie ryzyka są także ci wszyscy, którzy wcześniej podjęli próbę samobójczą.
A czy problemy psychiczne mają wpływ na zachowania samobójcze?
Oczywiście. Bardzo wiele osób, które popełniły bądź usiłowały popełnić samobójstwo, miało problemy ze zdrowiem psychicznym – chorowało na depresję, schizofrenię, chorobę afektywną dwubiegunową. I teraz powiem, dlaczego nie wymieniłam tego czynnika jako jednego z pierwszych. Otóż mam wrażenie, że nauczyliśmy się patrzeć na problem samobójstw głównie od strony medycznej. Kiedy słyszymy hasło „myśli samobójcze”, bardzo często umywamy społecznie ręce.
Wychodzimy z założenia, że nie jesteśmy w stanie pomóc i najchętniej odesłalibyśmy osobę w kryzysie do specjalisty – psychiatry, psychologa. Owszem, pomoc specjalisty jest jak najbardziej wskazana, natomiast nie jest prawdą, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Każdy z nas może udzielić tej pierwszej pomocy osobie w kryzysie psychicznym. Stąd też kampania społeczna „Życie warte jest rozmowy”, której celem jest propagowanie wiedzy na temat zapobiegania samobójstwom i pokazanie, że w każdym z nas jest potencjał, żeby pomóc drugiemu człowiekowi.
Nam często wydaje się, że rozmowa to zbyt mało, by uratować ludzkie życie.
A bardzo często okazuje się, że – przynajmniej na początek – tyle wystarczy. To nie znaczy oczywiście, że ktoś, kogo odwiedziemy od próby samobójczej, w przyszłości nie targnie się na swoje życie, ale jest duża szansa, że zanim znowu będzie bliski podjęcia tej decyzji, coś się wydarzy – może zwróci się do kogoś o pomoc, może ktoś otoczy go wsparciem.
Zyskujemy czas.
Tak. W kontekście samobójstw jest on bardzo ważny, ponieważ ktoś, kto ma myśli samobójcze, inaczej postrzega czas niż osoby, które takich myśli nie mają. Dla nas weekend to 48 godzin, dla osoby w kryzysie psychicznym ten czas płynie zdecydowanie wolniej.
Co może być dla nas sygnałem, że ktoś z naszego otoczenia chce odebrać sobie życie? Co powinno wzbudzić naszą czujność?
Osiemdziesiąt procent samobójców, zanim popełni samobójstwo, wspomina o tym. My natomiast te sygnały, to wołanie o pomoc bagatelizujemy, puszczamy mimo uszu. Kiedy ktoś powie: „nie chce mi się żyć”, często odpowiadamy: „daj spokój, inni mają gorzej”. Bywa też, że wpadamy w panikę, nie wiemy, jak zareagować.
Osoby, które mają myśli samobójcze, nie mówią wprost, z czym się zmagają. Mówią na przykład: „zastanawiam się, jak to by było, gdybym nie istniał”. Albo: „może wam lepiej byłoby beze mnie?”. Jeśli do tego zaobserwujemy, że wcześniej ta osoba była wesoła, towarzyska, a teraz jest smutna, małomówna, stroni od innych, to powinno to wzbudzić naszą czujność. Kolejna kwestia, którą należy wziąć pod uwagę, to ta, że każdy z nas ma inną odporność, inną siłę życiową. Dla jednego człowieka utrata pracy będzie sytuacją, z którą sobie poradzi, a dla drugiego to będzie koniec świata – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Ludzie, którzy popełniają samobójstwo, nie chcą śmierci, ale nie widzą dla siebie wyjścia z sytuacji, w której się znaleźli. Życie staje się dla nich ciężarem nie do udźwignięcia. Osoba, która myśli o samobójstwie, znajduje się w izolacji. Możemy to porównać do sytuacji na drodze. Kiedy stoimy w korku, to mamy możliwość otworzyć szybę, popatrzeć na innych kierowców, zorientować się, co dzieje się dookoła, ile samochodów przed nami, ile za nami… Powiedzielibyśmy: normalna sytuacja. Osoba w kryzysie widzi tę sytuację inaczej. Nie potrafi ocenić, kiedy skończy się korek, bo szyby, przez które patrzy, są czarne. Nie widzi przed sobą żadnej perspektywy.
Jak ważna jest rola osób duchownych, Kościoła w prewencji i profilaktyce samobójstw?
Uważam, że osoby duchowne mają przed sobą wielką misję i mogą na tym polu dużo zrobić. Otóż do zdecydowanej większości samobójstw – co dla wielu może być zaskoczeniem – dochodzi nie w dużych miastach, ale na wsiach i w małych miasteczkach, gdyż – po pierwsze – utrudniony jest dostęp do specjalisty, po drugie – jest to kwestia mentalności. Ludzie w małych miejscowościach pójdą do ortopedy, ale przed wizytą u psychiatry będą się wzbraniać. Księża zazwyczaj znają swoich parafian. Jest też sakrament pokuty i pojednania, w trakcie którego kapłan może coś podpowiedzieć, zachęcić taką osobę, żeby otworzyła się na pomoc. Żeby spojrzała na życie jak na dar, który otrzymała od Boga.
Ponadto osoby duchowne mogą być wsparciem dla rodzin, które straciły kogoś bliskiego w wyniku samobójstwa. Mogą próbować nadać sens ich cierpieniu. Ta bliskość, nie tylko w modlitwie, ale też w takim codziennym byciu z człowiekiem, który przeżywa żałobę, jest niesłychanie ważna. Żałoba po śmierci samobójczej kogoś bliskiego wiąże się z tzw. fenomenem książki telefonicznej. Polega on na tym, że nie odzywają się do nas, milczą osoby, na które liczyliśmy, a dzwonią i odwiedzają nas ci, po których byśmy się tego nie spodziewali.
Nie dzwonią, milczą, bo być może nie wiedzą, co powiedzieć…
Nikt tak naprawdę nie wie, co powiedzieć, bo to jest wielka strata i ogromny ból. Nie ma idealnych słów, żeby pocieszyć osoby w żałobie, ale to, co można zrobić, to być. Nie bać się, jeżeli bliscy samobójcy będą potrzebowali popłakać albo jeżeli będą mieli potrzebę porozmawiać o tym, co się wydarzyło. Rodziny samobójców są często piętnowane. Mówi się, że rodzina, która straciła kogoś w taki sposób, jest rodziną patologiczną, co jest bardzo krzywdzące.
Często patrzymy na samobójców, czy – jak pani wspomniała – ich bliskich, z wyższością, pogardą. Ci surowsi z nas wchodzą nawet w buty Pana Boga, dokonując nad nimi sądu. Nierzadko można też usłyszeć, co chyba smuci najbardziej, że dla samobójców bramy nieba są zamknięte.
Słuchałam kiedyś wywiadu z księdzem ze Stanów Zjednoczonych, który zajmuje się pomaganiem osobom w kryzysie psychicznym. Ludziom, którzy usiłowali targnąć się na swoje życie. Duchowny powiedział, że nie możemy oceniać samobójcy, twierdzić, że jego czyn przekreśla go w oczach Stwórcy, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, czy w ostatniej chwili życia człowiek ten nie żałował i nie prosił Boga o przebaczenie. Nie wiemy, co działo się w jego duszy, ani z jak wielkim cierpieniem się zmagał.
dr Halszka Witkowska – suicydolog, inicjatorka i koordynatorka kampanii społecznej „Życie warte jest rozmowy”. Członek Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oraz Zespołu roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie do spraw Zdrowia Publicznego w Ministerstwie Zdrowia. Prowadzi zajęcia z obszaru suicydologii na Wydziale „Artes Liberales” UW.
Czytaj także:
Nie tylko zawód miłosny. Coraz więcej prób samobójczych wśród nastolatków
Czytaj także:
Nie boli, jest dziedziczne, nie da się go powstrzymać. 16 mitów na temat samobójstw