Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
“Otrzymałem informacje od kilku osób, że dzięki modlitwom do pani Wandy Błeńskiej w ich życiu zadziały się rzeczy niewytłumaczalne. Gdyby nie przyjmowała codzienne Eucharystii, nie miałaby sił pracować – usłyszałem”. Rozmowa z ks. Jarosławem Czyżewskim, postulatorem procesu beatyfikacyjnego dr Wandy Błeńskiej.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dorota Mazur OV: Księże Jarosławie, jest ksiądz postulatorem procesu beatyfikacyjnego pani Wandy Błeńskiej. Na swoim facebookowym profilu ma ksiądz przepiękne zdjęcie, na którym widać, jakby składał ksiądz życzenia. Czyżby to w ramach urodzin? Czy poza tym spotkaniem dane księdzu było bezpośrednio spotkać panią Wandę?
Ks. Jarosław Czyżewski: Jestem poznaniakiem z urodzenia, więc znałem panią Wandę Błeńską „od zawsze”. Co prawda najpierw tylko ze słyszenia. Natomiast osobiście spotkałem ją kilkukrotnie. Pierwszy raz podczas studiów politologii, w czasie których działałem w Akademickim Kole Misjologicznym.
W tym czasie poznałem kwestię wykorzystywania dzieci jako żołnierzy w konfliktach zbrojnych. Proceder ten w dużym stopniu dotyczył Ugandy, gdzie przez lata pracowała właśnie Wanda Błeńska. I odwiedziłem ją w tym temacie.
Czytaj także:
Edykt ws. procesu beatyfikacyjnego dr Wandy Błeńskiej
Było to pierwsze spotkanie osobiste. Potem miałem z nią kontakt podczas spotkania wspomnianego już Akademickiego Koła Misjologicznego, którego pani Wanda była gościem. Trzecie spotkanie „oko w oko” miało miejsce podczas setnej rocznicy urodzin Matki Trędowatych.
Byłem już wówczas klerykiem i z kilkoma kolegami w ramach delegacji seminarium składaliśmy jej życzenia, co zostało uwidocznione na wspomnianym przez panią zdjęciu. Kiedy zaś zostałem już księdzem, w domu pani Wandy zorganizowaliśmy jako studenci Koła Misjologicznego mszę świętą. Jak się okazało, było to na kilka miesięcy przed jej śmiercią.
Niedawno Stolica Apostolska wydała zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Wandy Błeńskiej, co oficjalnie będzie miało miejsce w Światową Niedzielę Misyjną 18 października br. w katedrze poznańskiej. Jak to się stało, że został ksiądz postulatorem tego procesu?
Zapewne związane to było z moimi misyjnymi zainteresowaniami. Dwa miesiące po śmierci dr Błeńskiej abp Stanisław Gądecki zlecił mi zbieranie materiałów na jej temat, które można byłoby w przyszłości wykorzystać w ramach ewentualnego procesu beatyfikacyjnego.
Jaka jest najradośniejsza i najtrudniejsza strona pełnionej przez księdza posługi?
Radością jest odkrywanie nieznanych wcześniej faktów, czasami to działania wręcz detektywistyczne (uśmiech), a przez to coraz głębsze odkrywanie Wandy Błeńskiej – jej życia i duchowości. Ta radość wynika zatem w dwójnasób: odkrywając pewne fakty, odkrywam jej osobowość.
Jeśli zaś chodzi o trud, jest nim wielość materiałów do opracowania w stosunku do możliwości czasowych związanych z innymi moimi obowiązkami.
Pamięta ksiądz jakąś konkretną historię, która dzięki wspomnianym „detektywistycznym” dociekaniom zakończyła się sukcesem i utkwiła księdzu w pamięci?
Przeczytałem kiedyś w jednej z gazet z lat 90. wypowiedź pani, która jako licealistka pisała o swoim spotkaniu z Wandą Błeńską. Jako młoda dziewczyna napisała do niej list, na który otrzymała osobistą odpowiedź z Ugandy.
Pomyślałem, że warto byłoby się z tą osobą spotkać. Choć wiedziałem, że może to być trudne, bo jedyne co miałem to imię i nazwisko. Wpisałem te dane w facebookową wyszukiwarkę i wyświetliło się kilka osób. Na szczęście okazało się, że pierwsza z nich, do której napisałem, była wspomnianą licealistką.
Pani odpisała w środku nocy na Messenger, co mnie nieco zdziwiło. Ale okazało się, że mieszka w Nowej Zelandii i była to dla niej normalna pora ze względu na różnicę czasu. I przyznała, że m.in. dzięki postaci Wandy Błeńskiej została lekarką i miała nawet okazję być w Bulubie, gdzie pracowała Matka Trędowatych.
Kim była Wanda Błeńska?
Na pierwszym miejscu zapewne widać jej poświęcenie jako lekarki. Dyplom lekarza uzyskała na poznańskim Wydziale Lekarskim. Podczas studiów aktywnie działała w Akademickim Kole Misjologicznym.
Po II wojnie światowej, w której uczestniczyła jako żołnierz Armii Krajowej, uzyskała dyplom Instytutu Medycyny Tropikalnej i Higieny na Uniwersytecie w Liverpoolu. W 1950 roku wyjechała do Ugandy, aby w Bulubie nad jeziorem Victoria przez ponad 40 lat służyć chorym, zwłaszcza trędowatym.
Dr Błeńska jest współtwórczynią nowoczesnych metod leczenia trądu.
Czytaj także:
Wspaniała Polka – lekarka ciał i dusz. Powstał film o dr Wandzie Błeńskiej
A co księdza osobiście ujęło w postaci Wandy Błeńskiej?
Miałem przekonanie, że jest to wielki człowiek, który dokonał wielkich rzeczy, a jednocześnie pozostaje zwykłą, prostą i pełną pokory osobą.
Poza tym przebijało się jej podejście do pacjenta, w którym widziała nie tylko konkretną jednostkę chorobową wymagającą leczenia, ale całego człowieka z jego aspektem psychiczno-duchowym: nadziejami i lękami, któremu z tego względu potrzebna jest także – poza leczeniem – czułość, szacunek, przyjaźń, danie poczucia godności.
Wspomniał ksiądz o materiałach, które trzeba opracować. Zapewne są w nich i świadectwa, ale także i być może cuda (na razie te domniemane) za wstawiennictwem pani Wandy. Jak określają ją dający świadectwo?
Pojawiają się pod adresem pani Wandy takie stwierdzenia jak: niezwykła osoba, święta, skromna, pokorna, mająca głęboką wiarę przekładającą się na zaufanie do Pana Boga w codziennych zwykłych rzeczach. Jeden z ojców franciszkanów, który miał z nią kontakt w Ugandzie, wspomniał, że dr Błeńska powiedziała mu, że gdyby nie przyjmowała codzienne Eucharystii, nie miałaby sił tam pracować.
Co do świadectw o ewentualnych cudach, do tej pory otrzymałem informacje od kilku osób, że dzięki modlitwom do pani Wandy Błeńskiej w ich życiu zadziały się rzeczy niewytłumaczalne, ale na obecnym etapie nie mogę nic więcej powiedzieć.
Jakie daje ksiądz nadzieje na ogłoszenie pani Wandy błogosławioną? Kiedy może to nastąpić?
Tego nie da się przewidzieć. Gdy proces ruszy 18 października, rozpocznie się przesłuchiwanie świadków. Specjalna komisja będzie badała także historię jej życia i wszelkie związane z nią dokumenty, szczególnie listy. Jej zapiski będą też analizowane pod kątem teologicznym.
Z reguły droga na ołtarze jest długa, bo wymaga dokładnego zbadania wielu spraw. Patrząc na postać kard. Wyszyńskiego, widzimy, że to proces czasochłonny. Niemniej w porównaniu choćby do Prymasa Tysiąclecia pani Wanda zostawiła po sobie dużo mniej osobistych zapisków itp., dlatego mam nadzieję, że jej proces beatyfikacyjny nie będzie długi.
Świadectwa*
„Była nadzwyczaj wrażliwa na ludzką biedę i wspierała finansowo wiele rodzin w Afryce, które nazywały Ją swoją matką. Na ten cel przeznaczała prawie w całości lekarską emeryturę, pozostawiając sobie tylko to, co było niezbędne na utrzymanie. Nie słyszałam nigdy, aby o kimkolwiek wypowiedziała się negatywnie; wolała przemilczeć i zapomnieć to, co było dla niej przykre. Uważam, że była świętą osobą, która zrealizowała ideał życia chrześcijańskiego nakierowanego na służbę drugiemu człowiekowi”.
Jadwiga Grysa, Sekcja Misjologiczna Klub Inteligencji Katolickiej w Poznaniu.
„Gdy przebywała w parafii, codziennie uczestniczyła w Eucharystii. Codziennie msze święte odbywały się w bocznej kaplicy. Największe wrażenie robiło na mnie jej uczestnictwo w Eucharystii: zasłuchanie, pobożność, a zwłaszcza przyjmowanie Komunii świętej. Nie zapomnę nigdy Jej twarzy zatopionej w modlitwie po przyjęciu Komunii świętej. Mówiłem wielu osobom, że takie skupienie, rozmodlenie widziałem tylko, gdy byłem bardzo blisko św. Jana Pawła II podczas mszy świętej oraz na twarzy pani dr Wandy Błeńskiej. Pani dr Wanda Błeńska jako świecka osoba była i jest dla mnie wzorem zjednoczenia z Bogiem i ludźmi”.
Ks. Krzysztof Skowroński, proboszcz par. św. S. Kostki w Poznaniu, były wikariusz parafii Dobrego Pasterza w Poznaniu, na terenie której mieszkała dr Błeńska po powrocie do Polski.
„O Pani Doktor Wandzie Błeńskiej pierwszy raz dowiedziałam się, jak byłam w liceum i rozeznawałam, jaka jest moja droga życiowa. I gdy poczytałam o Pani Doktor i jej pracy wśród trędowatych w Ugandzie, pojawiła się mega radość w moim sercu i myśl, że to też coś dla mnie! Bycie medykiem na misjach! Tak więc spróbowałam dostać się na studia na Uniwersytecie Medycznym, z medycyną nie wyszło, ale trafiłam na fizjoterapię, co rozeznałam jak Boży plan dla mnie (i z roku na rok coraz bardziej się w tym utwierdzałam). Tak więc jeszcze przed poznaniem Pani Doktor przeczytanie o jej życiu pomogło mi podjąć ważne w życiu decyzje i rozeznać Boży plan dla mnie. Potem na studiach, działając też w Akademickim Kole Misjologicznym) tym samym, do którego Pani Doktor też należała, studiując w Poznaniu i które teraz nosi jej imię) miałam okazję kilkukrotnie ją spotkać. Początkowo na wydarzeniach organizowanych przez AKM, a potem także u Pani Doktor w domu, w kameralnej atmosferze. Za każdym razem uderzał mnie ogrom miłości i dobra, który od niej promieniował. Sprawiała, że każdy w jej otoczeniu czuł się kochany, czuł się ważny, poprzez nią dawało się poczuć, że jest się bardzo kochanym przez Boga. Pani Doktor promieniowała Bożą Miłością. I też była dla mnie przykładem pobożności – tak wiernie, codziennie uczestnicząc we mszy świętej i czerpiąc z niej siły”.
Magdalena Plekan, świecka misjonarka kombonianka, w latach 2015-2019 pracowała w Etiopii.
* „Wanda Błeńska. Spełnione życie”, J. Gadzińska, M. Jelonek, Wydawnictwo Świętego Wojciecha, Poznań 2019 (wyd. II).
Czytaj także:
Wanda Błeńska. Polska Matka Trędowatych