separateurCreated with Sketch.

Brali mnie za rękę i nie chcieli puścić. A ja nigdy nie byłam z ludźmi, którzy mieli zaraz umrzeć

INES
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Robiłam to wszystko ze względu na moją wiarę. Gdybym się nie modliła, nie potrafiłabym tego wszystkiego zrobić. Chciałam, żeby ci pacjenci, którzy będą się ze mną spotykać, będą spotykali się jednocześnie z Nim. Wiem, że jestem narzędziem Boga. Z tymi wszystkimi talentami, jakimi mnie obdarzył”.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Inés ma 23 lata i jest na 6. roku medycyny. To jej ostatni rok studiów. Ma za sobą długie godziny nauki, które spędziła, żeby dostać się na wymarzone studia i jeszcze więcej trudnych praktyk, które musiała przejść na drodze do bycia lekarzem.

Tak jak pewnie my wszyscy, Inés nigdy by nie przypuszczała, że będzie musiała się zmierzyć ze światową pandemią. Każdy z nas na swój sposób odczuł konsekwencje koronawirusa. Niektórzy stracili kogoś bliskiego albo na własnej skórze odczuli, czym jest COVID-19.

Inés jest jedną z takich osób. Pandemia zastała ją, kiedy miała praktyki na SOR-ze, a ona była jedną z pierwszych osób, które zakaziły się wirusem. Jednak wcale nie dlatego piszą o niej teraz wszystkie gazety w Hiszpanii…

 

Co robić z umierającymi ludźmi?

Jej historia zaczyna się, kiedy do jej domu wprowadza się ciotka Mercedes, która również jest lekarzem i pracuje w jednym z ważniejszych szpitali w kraju, na oddziale opieki paliatywnej. Chce się odizolować od swoich rodziców, żeby nie zarazić ich koronawirusem, a w domu Inés jest bezpieczna, bo ta przeszła już COVID-19. I wtedy Mercedes proponuje młodej lekarce wolontariat w szpitalu Laguna.

Powiedziała jej: “to strasznie przykre, że osoby zakażone są zupełnie same”. Jej szpital charakteryzuje się tym, że na oddziale paliatywnym leżą pacjenci terminalnie chorzy – tacy, którzy wkrótce zapewne umrą.

– Co ja tam będę robić, z tymi umierającymi ludźmi? – zapytała Inés.

– Na pewno się coś znajdzie. Lepsze to niż nudzenie się w domu – odparła ciotka.

 

Wolontariat w dobie koronawirusa

Inés już wiele razy uczestniczyła przy różnych okazjach w wolontariacie, ale nigdy w takim miejscu i w takim czasie. Czując się spokojna o własne zdrowie i będąc przekonaną, że w szpitalu na oddziale opieki paliatywnej będzie bardziej potrzebna niż u siebie w domu, ruszyła na wolontariat.

Na początku pracowała na oddziale osób chorych na COVID-19. Niestety, większość personelu była zakażona, więc wykonywała to, co powinny robić pielęgniarki: ścieliła łóżka, karmiła, a przede wszystkim była blisko tych, których nikt z rodziny w tym trudnym czasie nie mógł odwiedzić.

Młoda, 23-letnia dziewczyna, która studiowała, by zostać pediatrą albo lekarzem rodzinnym, porankami przygotowała się do kolejnych zajęć, a wieczorami towarzyszyła śmiertelnie chorym pacjentom.

“Byłam przygotowana do bycia lekarzem, takim który jest 5 minut z pacjentem ­- wspomina Inés.  – A tam na oddziale zauważyłam, że pacjenci opowiadają mi rzeczy, których nie mówią normalnie swoim lekarzom prowadzącym. Zaczęłam zauważać, czego tak naprawdę oczekuje pacjent od lekarza. Że osoby chore potrzebują mieć kogoś obok, z kim mogą spędzić trochę czasu i kogoś, kto ich wysłucha. To dla nich bardzo ważne”.

Inés wspomina, że wiele pacjentów, chciało ją całować, przytulać… nawet jak była ubrana w pełen kombinezon ochronny.

Brali mnie za rękę i nie chcieli puścić. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z pacjentami, którzy mieli zaraz umrzeć. To było bardzo przejmujące. Te sceny dotykały, ale z drugiej strony wśród tych ludzi widziałam wielki spokój, z jakim czekali na koniec swojego życia.

Pracownicy szpitalu Laguna w Madrycie są przyzwyczajeni do takich doświadczeń. „Lekarze, którzy przyjeżdżali z innych placówek robić praktyki w naszym szpitalu, byli bardzo poruszeni, jak traktowani są pacjenci w Lagunie. Pacjenci bardzo potrzebują czasu, żeby porozmawiać ze swoim lekarzem. Oni są bardzo wrażliwi, dlatego trzeba dobrze traktować takich ludzi”.

Inés wspomina, że dopiero w tym szpitalu zdała sobie sprawę, jak ważne jest towarzyszenie, bycie blisko. „Była tam np. taka pani, z którą było bardzo trudno się skontaktować. Ona umierała, mąż już nie żył. Nie wiedziałam, jak do niej trafić, bo nie chciała ze mną rozmawiać. Więc któregoś dnia postanowiłam usiąść obok niej i wspólnie obejrzeć telewizję. I wtedy ona zaczęła się do mnie odzywać”.

Historia Inés to jedno z wielu świadectw, jakie ujrzało światło dzienne w ostatnim czasie. Wśród tej tragedii pojawiło się wielu świętych, mieszkających tuż za drzwiami. Inés wyznaje, że codziennie przed wejściem na oddział wchodziła do kaplicy się pomodlić.

Robiłam to wszystko ze względu na moją wiarę. Gdybym się nie modliła, nie potrafiłabym tego wszystkiego zrobić. Chciałam, żeby ci pacjenci, którzy będą się ze mną spotykać, spotykali się jednocześnie z Nim. Wiem, że jestem narzędziem Boga. Z tymi wszystkimi talentami, jakimi mnie obdarzył.


JAN PAWEŁ II, JADWIGA WISŁOCKA
Czytaj także:
Mówiliśmy do niego „Wujku” i to nie było dziwne. O Janie Pawle II z córką papieskiego lekarza


MARYA AGYEIWAA AGYAAPONG
Czytaj także:
28-letnia ciężarna pielęgniarka umiera na COVID-19. Tuż przed śmiercią lekarze ratują jej córkę


CHRIST THE REDEMEER
Czytaj także:
Figura Chrystusa w Rio de Janeiro w stroju lekarza [ZDJĘCIA]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.