separateurCreated with Sketch.

Pan Michał mieszka w lesie. “Ochrzciłem się, bo uwierzyłem. Najwyraźniej coś się Bogu we mnie spodobało”

PAN MICHAŁ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 13.07.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Pan Michał jest bezdomny. Choć ma za sobą kilka wyroków, bardzo chce, by jego ścieżki w końcu zaczęły się prostować. I tak się dzieje. Zrobił kilka kursów zawodowych, pracował, gdzie mógł. A potem przyszedł koronawirus. Mimo wszystko nie traci nadziei i mówi, że skoro jest wierzący, to musi żyć dobrze.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

“Duszę miałem trochę rogatą”

Pan Michał ma 64 lata, urodził się na Solcu w Warszawie, wychował na Grochowie. Jak sam o sobie mówi, “duszę miał trochę rogatą”, więc i w szkole trudno było się utrzymać. Wywalali, choć stopnie miał jako takie, tylko zachowanie nie najlepsze. – Zawsze wchodziłem w jakieś nienormalne sytuacje, z własnej woli oczywiście, nikt mnie do tego nie zmuszał. No i tak to się zaczęło.

Ojciec umarł, gdy pan Michał miał 6 lat. Mama wychowywała go sama. Kiedy zachorowała na płuca, trafił do domu dziecka. Miał jeszcze babcię, ale ta chorowała na astmę, więc nie mogła się nim zająć. Po domu dziecka był zakład poprawczy.

A potem pierwszy wyrok, kolejny… W sumie około 12 lat. Ostatni raz w więzieniu był dwa lata temu. – Znowu towarzystwo, trochę łatwiejszego życia. Pieniądze robią swoje, a ja jakoś nie potrafiłem uczciwie zarobić. I tak się zaczęły a to oszustwa, a to złodziejstwa, kombinacje, lewe handle, dancingi, knajpy, dolary… A jak interesy, to i gorzała, ale jakoś nie wpadłem w picie. Bokiem mi to przeszło.

Dziś omija Grochów, bo “zna te mety, i wie, że to nie byłaby szczęśliwa impreza”. Twierdzi, że “w więzieniu nie powinno być dobrze, żeby człowiek nie wracał”.

 

“Wylądowałem w lesie”

Nie zawsze był bezdomny, nie zawsze mieszkał w lesie. Teraz, z przerwami na więzienie, las jest jego domem od 8 lat. – Jak miałem wynajęty pokój na trzy dni w hostelu, to ściągnąłem kołdrę i poszedłem na podłogę, bo mi było za miękko, nie chciałem się przyzwyczajać.

Mówi, że nawet zaczęło mu się w tym lesie podobać. Ma tu “Boże radio – śpiewające ptaki, dywany z trawy i niebo, i gwiazdy”. Żartuje, że 5 razy w roku zmienia ściany i sufity. – Jak jest ulewa, to trochę zmoknę, ale nie bardzo. Zbudowałem sobie taką gawrę w tym lesie. Mam taki kij, mojego pomocnika, bo w tym lesie różnie bywa, czasem tam biją bezdomnych, okropne czasy, więc trzeba się bronić. Tam sobie śpię tak do 6.00-7.00, wysypiam się, nikt mi nie chrapie, najwyżej ptak czy jeż, jak mu w puszce zostawię trochę jedzenia. Parę razy dzik do mnie podszedł. Ale zwierzę normalnie nie rusza człowieka, to człowiek dla człowieka jest czasem jak zwierzę…

Na Grochowie ma starych znajomych, ale nie chce do nich wracać. Raz nawet jednego spotkał, ale, jak mówi, jakby wsiadł do jego mercedesa i pojechał na stare śmieci, to “byłoby to samo, co wcześniej”. Mówi, że to przez wiarę. Jest teraz chrześcijaninem i chce żyć uczciwie. – No prowadziłem to życie tak, jak prowadziłem. Nie ma innej drogi, taką mam, chcę ją teraz przejść z Bogiem. Nie dlatego, że się boję, że nie będę miał życia wiecznego, nie o to chodzi. Po prostu uwierzyłem.

Przyznaje, że “głowę ma jeszcze trochę w więzieniu, a obowiązki już wolnościowe”, dlatego momentami nie jest mu łatwo. Ale stara się doceniać pomoc, którą otrzymuje i z nadzieją patrzy w przyszłość. – Mam dobrych urzędników, robią, co mogą, żeby mi pomóc, ale też mają swoje ograniczenia.

 

“Zapragnąłem być ochrzczony”

– Pewnego dnia na tych ulicach, bo byłem tam już parę lat, pomyślałem, że coś muszę zmienić. Nie byłem ochrzczony, bo mój ojciec był z KPP (Komunistyczna Partia Polski), rodzice nie przywiązywali do tego wagi. Poszedłem do brata Michała, kapucyna, i powiedziałem, że chcę się ochrzcić. Zacząłem chodzić na religię, uczyć się do chrztu, no ale znowu musiałem iść siedzieć. Nie było mnie dwa lata. Po powrocie chwilę znów się przygotowywałem, ale znowu mnie zwinęli, no i zniknąłem tym razem na cztery lata… Po powrocie wróciłem do kapucynów i znów zapragnąłem być ochrzczony.

Te cztery lata, o których mówi pan Michał, to sprawa za oszustwa finansowe, do których ostatecznie sam się przyznał, bo gryzło go sumienie. – Ja nie mam do nikogo pretensji, tak nawywijałem, że musiałem zostać ukarany. Siedziałem za swoje, zasłużyłem na to.

– Czemu właściwie chciał się pan ochrzcić? – pytam. – No bo uwierzyłem, że jest Bóg, że jest Jezus Chrystus. Raz, jak byłem w celi, miałem takie wewnętrzne doświadczenie, zobaczyłem taki mur, który się wali. I zrozumiałem, że trzeba zacząć rozwalać ten mur od środka, od swojego wnętrza, bo z zewnątrz to nic nie da. Po chrzcie brat Michał powiedział mi, że moje grzechy są odpuszczone, ale mam sumienie, no i właśnie to sumienie mi nie dawało wtedy spokoju.

Jak mówi, nie jest łatwo być wierzącym i żyć przykazaniami. – Mam lata naleciałości, nie da się tak od razu zmienić, ale krok po kroku… Trudno mi nieraz przebaczać, a powinien, bo jestem chrześcijaninem. Albo wierzysz, albo nie wierzysz. Nie ma, że jutro albo pojutrze… Ale najpierw musiałem siedzieć, żeby to zrozumieć.

 

“Jezusowi najwyraźniej coś się we mnie spodobało”

Ważną osobą w życiu pana Michała jest Joanna, którą bezdomni nazywają “mamą”. Nią też się stała dla pana Michała. Z tym, że chrzestną.

– Poznałem panią Joannę. Ona mi zaufała, takiemu wariatowi, spojrzała na mnie raz, drugi, trzeci, i powiedziała – “wierzę w ciebie”. Jak to usłyszałem, to pomyślałem, że muszę coś ze sobą zrobić, że muszę iść do przodu.

Mówi, że w jego życiu wiele jest sytuacji, które sprawiają, że nie może nie wierzyć. Za cud uważa np. to, że spotkał panią Joannę. I to: – Po chrzcie, wchodząc do lasu, ktoś może powiedzieć, że byłem pijany, ale nie, ja wtedy, chyba oczyma duszy, widziałem Jezusa Chrystusa, który był uśmiechnięty, nie taki poważny, jak na obrazach. I wtedy pomyślałem, że coś Mu się we mnie spodobało, skoro tak się uśmiecha.

 

“Chciałbym uczciwie pracować”

Pan Michał przed epidemią koronawirusa pracował w różnych miejscach. Zrobił nawet kursy zawodowe, ma uprawnienia pomocnika kuchennego i pomocnika gospodarczego. Odbył też staż. Żeby mu “żadne głupoty do głowy nie wpadały”, chodził też pomagać ojcom kapucynom, którzy prowadzą jadłodajnię dla bezdomnych.

Tak organizował sobie czas, by od rana mieć zajęcie. Teraz jest gorzej. – Najgorsza jest sobota i niedziela, bo wszystko jest pozamykane, nie ma gdzie pójść. Siedzę trochę w parku, jeżdżę metrem, no i tak mi ten czas leci, raz pada deszcz, raz jest głód.

Ale pan Michał mimo wszystko nie narzeka i ma nadzieję na lepszy czas.

Jakie ma plany? Uczciwie pracować, wynająć jakiś pokój. – Dwa tysiące by mi wystarczyło, mało jem, żołądek mi się przez to moje życie skurczył. Chcę normalnie, uczciwie żyć. Trochę jest z tym problemów, ale mam nadzieję, że to wszystko się poukłada. Uważam, że bardzo dużo ludzi mi pomaga, nawet bardziej niż powinni.


KONRAD KRAJEWSKI
Czytaj także:
Kard. Krajewski: biskupi, kardynałowie, księża, wyjdźcie do bezdomnych!


BEZDOMNY
Czytaj także:
Po latach fotografowania osób bezdomnych znalazła wśród nich… swojego ojca

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.