Mohan Paswan zarabiał na życie, będąc kierowcą tuk-tuka – popularnego w Indiach pojazdu przypominającego mały samochód. W styczniu jednak uległ wypadkowi. Niedługo później wybuchła epidemia koronawirusa, która jeszcze bardziej pogorszyła jego sytuację.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mohan dotychczas wspierał swoją rodzinę finansowo, wysyłając pieniądze do żony i dzieci mieszkających w odleglej części kraju. Teraz nie mógł pracować – zarówno z powodu obrażeń, jakie odniósł w wypadku, jak i dlatego, że kraj „zamykał się” przez wirusa, a turyści błyskawicznie znikali.
Zostając, umarlibyśmy z głodu
Jego córka, nastoletnia Jyoti Kumari, mimo wszystko zdecydowała się przyjechać i zająć się ojcem. Szybko jednak zaczęły kończyć im się oszczędności i pieniędzy nie starczało już nawet na opłacenie czynszu za maleńki pokoik, który zamieszkiwali. Na początku maja całym ich majątkiem była suma odpowiadająca wartości 20 dolarów.
Musieli opuścić miejsce, w którym mieszkali. Kończyło im się jedzenie. Jyoti zaproponowała, aby za ostatnie pieniądze kupić rower, na którym mogliby pojechać do domu.
Początkowo Mohan odrzucił ten pomysł. Po wypadku nadal nie doszedł jeszcze do siebie, nie był w stanie pedałować, a od domu dzieliło ich około 1200 kilometrów. „Jak moglibyśmy pojechać tak daleko, we dwójkę na jednym rowerze?” – długo nie dowierzał, że to mogłoby się udać. „Moja córka mnie przekonała. Zostając, umarlibyśmy z głodu. Musieliśmy przynajmniej próbować” – tłumaczy mężczyzna w rozmowie z National Public Radio.
1200 kilometrów w 7 dni
Za pozostałą gotówkę kupili różowy damski rower z przymocowanym z przodu koszykiem. Cały swój dobytek upchnęli w przywiązanym z tyłu worku i 8 maja wyruszyli w drogę.
„Bolały mnie ręce i nogi, ale wszyscy ludzie, których poznaliśmy po drodze dodawali mi siły i odwagi” – wspomina Mohan. Rzeczywiście, to od przypadkowo napotkanych osób dostawali jedzenie w czasie podróży. Pewien kierowca ciężarówki zgodził się podwieźć ich za damo na jakimś odcinku trasy. Spali na ziemi w pobliżu dróg, żeby nie tracić energii na dodatkowe przemieszczanie się.
Po siedmiu dniach udało im się dostać do wioski, w której mieszkała reszta rodziny. W końcu mogli odpocząć i poczuć się względnie bezpiecznie.
Film o niezwykłej podróży
W jakiś sposób wieść o podróży ojca z córką bardzo szybko się rozniosła i kilka dni po powrocie Jyoti dostała telefon z federacji cyklistów. Zaproszono ją – jak tylko pandemia się skończy – na w pełni finansowany wyjazd do New Delhi z szansą na dołączenie do narodowej drużyny kobiet. W takim przypadku nie musiałaby martwić się również o swoje koszty utrzymania. „Powinna być wynagrodzona za taki rodzaj odwagi” – mówi Onkar Singh, przedstawiciel federacji.
Bardzo szybko w wiosce Jyoti zaczęli pojawiać się dziennikarze, a jej historię na Twitterze udostępniła nawet Ivanka Trump. Do rodziny zgłosiła się też agencja chętna do nakręcenia filmu fabularnego na temat niezwykłej podróży, w którym główną rolę miałaby odegrać sama Jyoti.
Dziewczynka wydaje się jednocześnie przytłoczona i szczęśliwa z powodu tak wielu zmian. „Cieszę się, ponieważ dziewczyny takie jak ja samo obejrzenie filmu traktują jako luksus i nigdy nawet nie marzyłyby o zagraniu w jakimś. To, co zrobiłam, było wynikiem okoliczności i mojego obowiązku jako córki. Ojciec i ja mieliśmy tylko tę szansę i wykorzystaliśmy ją. To wszystko zmieniło mnie, naszą relację, cały mój świat” – mówi w rozmowie z magazynem “The Week”.
Czytaj także:
Relacja ojciec – córka: jak odbija się na przyszłości dziecka?
Czytaj także:
„Patrzyła tylko na rower. A nam pękły serca”. Dziadek vs. marzenie wnuczki