Eksplozja z 4 sierpnia sprawiła, że centrum Bejrutu do złudzenia przypomina dziś centrum Aleppo. W Liban uderza cios za ciosem – mówi ks. Przemysław Szewczyk, prezes stowarzyszenia Dom Wschodni, który przebywa obecnie w stolicy Libanu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dorota Abdelmoula (KAI): Od kilkunastu dni przebywa ksiądz w Bejrucie. Gdzie zastał księdza wybuch?
Ks. Przemysław Szewczyk: Wybrałem się akurat na spacer nad morze, na szczęście w przeciwnym kierunku niż zazwyczaj, czyli nie od portu do tzw. Skał Gołębich, ale od Skał Gołębich w stronę portu. Kiedy tam byłem, wstrząsnął mną wybuch. Zadzwoniło mi w uszach i zobaczyłem wybijający w górę kłąb dymu, wysoki na setki metrów. Rozmawiając z ludźmi na ulicy, którzy zaglądali do telefonów, by sprawdzić, co się dzieje, zorientowaliśmy się, że coś się stało w porcie. Nasz dom natomiast znajduje się w dzielnicy oddalonej o 7 km i także w tamtej okolicy kilka szyb wypadło z okien, a u nas np. odpadła ze ściany okiennej klapa od klimatyzacji. To pokazuje siłę wstrząsu.
Czytaj także:
Tragiczny wybuch w Bejrucie: Módlmy się za ofiary, ich bliskich i cały Liban
Czy można już opisać skalę zniszczeń?
Ta skala jest niewyobrażalna. Port jest całkowicie zniszczony. Podobnie jak najpiękniejsza dzielnica Bejrutu, przylegająca do portu. To część miasta, która została odbudowana po wojnie domowej i która była perłą tego miejsca, powodem do dumy i symbolem zabliźnienia ran po tej wojnie. Także inne pobliskie dzielnice są bardzo zniszczone.
Część zniszczeń widać już teraz, ale są też uszkodzenia budynków, których nie widać: pęknięcia murów, uszkodzenia fundamentów. Ciężko na razie oszacować, ile budynków będzie w ogóle wyłączonych z użycia. Mój współpracownik pojechał rano do franciszkanów, którzy mają dom w centrum miasta, aby pomóc go odgruzowywać i kiedy zabrali się za sprzątanie, okazało się, że mury są tak popękane, że ojcowie boja się, że będą musieli szukać innego miejsca.
Liban od miesięcy pogrążony jest w narastającym kryzysie politycznym, a ostatnio pogłębiała się także zapaść gospodarcza. Jak na tę tragedię reagują mieszkańcy? Mają jeszcze nadzieję?
Zaraz po wybuchu zareagowali przede wszystkim troską o siebie nawzajem i to było widoczne. Pierwsza myśl: sprawdzić, czy ktoś z bliskich i znajomych nie ucierpiał. Masowo też oddawali krew, godzinami czekali w punktach krwiodawstwa. Dziś od rana towarzyszy im płacz nad tym wszystkim. Mija pierwszy szok i zaczynają być widoczne trwałe zniszczenia. Mer miasta wczoraj, podczas konferencji prasowej, popłakał się, mówiąc o sytuacji, w jakiej znalazło się miasto.
W Liban uderza cios za ciosem. Kryzys polityczny trwa od dekad, kryzys społeczny narasta od roku, kiedy na ulicach zaczęły się manifestacje młodego pokolenia, domagającego się całkowitego przemeblowania systemu politycznego i odsunięcia wszystkich liderów politycznych i religijnych, bez względu na wyznanie. Do tego od pół roku trwa poważny kryzys finansowy, który pozbawił Libańczyków ¾ oszczędności. Tutejszy system finansowy jest w totalnej rozsypce, ludzie nie są w stanie wybrać z kont swoich oszczędności. Teraz jeszcze w ułamku sekundy został zniszczony port, który dla gospodarki kraju był bardzo ważny, oraz centrum stolicy. To koszmar. Trudno wyobrazić sobie, jak Libańczycy patrzą dziś w przyszłość.
Pomimo tych trudności, Liban od lat był dla świata wzorem współpracy i dialogu międzyreligijnego. Czy tę solidarność ponad podziałami widać także teraz?
Myślę, że Liban był wzorem nie tyle w kwestii dialogu, bo ten jest prowadzony bardzo podobnie we wszystkich krajach Bliskiego Wschodu i w Afryce Północnej. Liban był wzorem jako rozwiązanie polityczne, które szanuje tę różnorodność. I rzeczywiście to była wyjątkowa rzecz. Wydaje się jednak, że to przechodzi do przeszłości. Młodzież nie chce tego podziału: prezydent maronicki, premier sunnicki, szyicki szef parlamentu lub odwrotnie. Te ugrupowania się nie dogadywały, system władzy był sparaliżowany, a władzę sprawowały w dużej mierze lokalne partie.
Wczorajsza eksplozja na pewno postawi pod jeszcze większym znakiem zaufania trwanie dotychczasowego systemu i to jest najbardziej niepokojące, gdyż może wywołać poważne konsekwencje polityczne, za którymi idą zawsze działania militarne. Tutaj wszystkie ugrupowania polityczne mają swoje milicje, a ludziom dość łatwo przychodzi chwycić za broń.
Jak ksiądz patrzy na te postulaty młodych ludzi dotyczące zmian? Przykład chociażby Tunezji czy Egiptu pokazuje, że rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i niestabilna niż postulowane zmiany.
Trudno powiedzieć. Młodzi mają tę świeżość spojrzenia, ale też naiwność czy złudzenia, że skoro jakieś zmiany są dobre i powinny nastąpić, to należy ich dokonać. Same idee państwa równego, bez podziałów na wyznania są tymi, które przywoływał Synod Biskupów dla Bliskiego Wschodu i o których jest mowa w posynodalnej adhortacji „Ecclesia in Medio Oriente”. Kościół bardzo zabiega na Bliskim Wschodzie o to, aby państwa były świeckie i to jest też głos młodego pokolenia.
Powstaje natomiast pytanie, na ile młodemu pokoleniu nie brakuje tego doświadczenia, które nabywa się po latach: że nie każdy jest zdolny do wszystkiego i nie wszystko, co dobre w założeniach, jest dla każdego wykonalne. Pewne postulaty i zmiany społeczne mogą być niewykonalne w takiej, a nie innej grupie, narodzie czy przy konkretnych układach sił religijnych, społecznych i etnicznych. Człowiek sam siebie pyta czasem, czy jest w stanie zrobić to, co zamierzył. A co dopiero, kiedy przed takim pytaniem staje całe społeczeństwo, w dodatku podzielone i ze skomplikowaną historią.
Pojechał ksiądz do Libanu w związku z planowanym otwarciem filii stowarzyszenia Dom Wschodni w tym kraju. Jakie były wasze pierwotne założenia, dotyczące tej działalności i czy możemy już teraz powiedzieć, jak zmienią się w następstwie wczorajszej tragedii?
Nasze plany na pewno się zmienią. Podjęliśmy decyzję o legalizacji naszej filii, ponieważ stowarzyszenie się rozrasta, a nasza działalność w Syrii, Libanie czy Egipcie jest na razie wykonywana przede wszystkim przez lokalne wspólnoty i parafie, które wspieramy. Chcieliśmy też zalegalizować naszą działalność w Libanie ze względu na dostęp do Syrii, gdzie mamy naszych partnerów – w warunkach pokojowych z Bejrutu do Damaszku są tylko 3 godziny drogi.
Obecnie czekamy na legalizację dokumentów. Tu, w Libanie, nastawialiśmy się na projekty kulturowe, edukacyjne, działalność religijną, wymianę doświadczeń między Polakami a Libańczykami. Cios wczorajszej eksplozji sprawia, że centrum Bejrutu do złudzenia przypomina dziś centrum Aleppo. Dlatego część naszych projektów dedykowanych Syrii przeniesiemy też pewnie do Libanu, aby pomóc mieszkańcom odbudować miejsca pracy. Ludzie tutaj są pozbawieni oszczędności, dzięki którym sami mogliby te straty odbudować. Nie są tak bogaci, by w ciągu tygodnia zapłacić komu trzeba, by wstawił nową szybę czy naprawił zniszczenia w sklepie, czy zakładzie pracy. Wielu z nich od dawna żyje w biedzie.
Jak w Polsce możemy włączyć się w tę pomoc?
Zawsze pomocą jest trwała pamięć. Bo pierwszy odruch niesienia pomocy jest spontaniczny. Dziś nasze oczy zwrócone są na Bejrut, ale zachęcam do tego, żeby utrzymać to spojrzenie trochę dłużej. Sprawdzić, co tu się będzie działo za miesiąc, dwa. Nawiązywać kontakty z osobami, które tu są nie tylko wtedy, kiedy wybucha port, ale też później, gdy on nadal nie będzie działał.
Jeśli jest dysproporcja między naszą zasobnością i stylem życia a trzecim światem, w którym Liban coraz bardziej się pogrąża, nasze serce otwiera się dość spontanicznie. Papież Franciszek przypomina nam o „nawróceniu portfela”, by nasze pieniądze nie służyły tylko zaspokajaniu naszych potrzeb, ale i pomocy ubogim.
Czytaj także:
Wesprzyjmy mieszkańców Bejrutu! Wybuch zniszczył ich domy, miasto jest w ruinie
Czytaj także:
Dzięki Szarbelowi nasza miłość przetrwała. Imię świętego nosi nasz syn. Świadectwo