Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Anna Gębalska-Berekets: Czym jest dla pani podróżowanie?
Magdalena Moll-Musiał: Sposobem na życie. Jest dla mnie drogą do rozwoju, ale i do poznawania świata oraz siebie samej.
Kiedy zdecydowała się pani na pierwszą podróż?
Dużo podróżowałam jako dziecko wraz ze swoimi rodzicami. Kiedy zaczęłam dorastać i poszłam na studia, to większość czasu wakacji spędzałam właśnie podróżując. Wyjeżdżałam z grupą ludzi ze studiów. Często też wybierałam się z koleżanką w jakąś podróż autostopem. Odwiedzałam też znajomych, którzy mieszkali za granicą. Podróże od zawsze mnie interesowały.
Dzieci w Boliwii dziwią się, że ktoś ma mamę i tatę
Do Boliwii pojechała pani jako wolontariuszka. Zajmowała się pani dziewczynkami z domu dziecka. Skąd taki pomysł?
Do Boliwii najpierw pojechała moja przyjaciółka, która bardzo chciał wyjechać na misje. Pomagałam jej nawet w przygotowaniach i organizacji. Przed jej wyjazdem obiecałam jej, że odwiedzę ją w Boliwii. Pojechałam tam. Kiedy zobaczyłam miejsce pracy mojej koleżanki, stwierdziłam, że gdy ona skończy tam swój pobyt, to wtedy wybiorę się również ja.
Długo pani była na wolontariacie w Boliwii?
10 miesięcy.
Jak wspomina pani tamten czas? Coś szczególnie panią zaskoczyło?
Nowe miejsca zazwyczaj zaskakują. Było to ciekawe doświadczenie. Najtrudniejsze było zaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Ciężej się funkcjonuje. Potrzeba czasu, by organizm przystosował się do nowych warunków. Największy problem miałam z florą bakteryjną. Przebywanie zaś w grupie nowo poznanych ludzi było niezwykle ciekawe. Inne są przyzwyczajenia kulturowe, myślenie.
Musiałam do tego przywyknąć. Tam np. inaczej funkcjonuje rodzina. U nas jest normalne, że dzieci mają mamę i tatę, chociaż ostatnio niepokojąco wzrasta liczba rozwodów. Porównując jednak sytuację z rodzinami latynoskimi, to jednak nie jest u nas aż tak źle. Jest nawet taki żart: "Kobieta ma pięciu synów i każdy ma na imię Pedro. Inna kobieta pyta: - To jak ty ich wołasz? - No po nazwiskach!".
Mniej więcej tak to wygląda. Dla dziewczynek z domu dziecka, którymi wraz z pozostałymi dwiema wolontariuszkami się zajmowałam, było niezwykle dziwne, że posiadamy obydwoje rodziców, którzy są razem i którzy się kochają. I że nasze rodzeństwo ma tych samych oboje rodziców.
Dzieci podróżują od początku!
Kiedy zdecydowała się pani na podróż nie tylko z mężem, ale również małymi dziećmi? Czy takie podróżowanie razem bywa kłopotliwe?
Nasze podróżowanie związane jest z naszą pracą. Prowadzimy warsztaty dla najmłodszych. Przywozimy różne rekwizyty, instrumenty muzyczne, zabawki i stroje z miejsc, do których się wybieramy. Po powrocie tworzymy warsztaty (poznajemyswiat.pl), które pozwalają dzieciom poczuć klimat danego miejsca, doświadczyć namiastki odmiennej kultury i dowiedzieć się ciekawych rzeczy o tym, jak żyją ich rówieśnicy na innych krańcach ziemi.
Nie mieliśmy nigdy pomysłu, żeby wraz z pojawieniem się naszych dzieci zmienić styl życia i przestać podróżować. Nasz synek Mateusz ma obecnie 5 lat, córeczka Marysia 1,5 roku i jest jeszcze maleństwo, które rozwija się pod moim sercem (wywiad został przeprowadzony i opublikowany w 2020 r. - przyp. red.).
Jeśli chodzi o samolotowe podróże, to wzięliśmy ich po raz pierwszy, gdy ukończyli 3 miesiące życia. Było tak w przypadku Mateusza, a potem także wtedy, jak urodziła się Marysia. Byli wtedy po pierwszych szczepieniach. Nasze dzieci są „pamiątkami” z podróży. Mateusz przyjechał np. „na gapę” z Australii.
Gdzie udaliście się państwo po raz pierwszy z dziećmi i jakie wrażenia wam towarzyszyły?
Celem pierwszej podróży Mateusza była Hiszpania. Wtedy był to koniec września, po sezonie wakacyjnym. Było wtedy mało ludzi, piękna pogoda. Dla mnie warunki były wyśmienite. Dziecko zachowywało się spokojnie. Dużo czasu spędzaliśmy na plaży i wspólnych spacerach. Nie mieliśmy wtedy żadnego konkretnego planu zwiedzania, oprócz paru miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Nosiliśmy Mateuszka w chuście.
Wspominam ten czas bardzo dobrze. Miesiąc później polecieliśmy we trójkę na Teneryfę. Wynajęliśmy tam auto i penetrowaliśmy różne miejsca wyspy, większość czasu spędzając na łonie natury – na plażach, wśród roślinności czy pry wulkanie El Teide. Z Marysią byliśmy najpierw w Turcji. Nie podróżowaliśmy wtedy na własną rękę, ale z biurem podróży. Zależało nam bardziej na odpoczynku, a nie na aktywnym zwiedzaniu.
Później we czwórkę byliśmy tydzień w Davos, w Alpach Szwajcarskich. Zatrzymaliśmy się w Niemczech, zwiedzając różne ciekawe zakątki i kupując rekwizyty do tworzonego wówczas przez nas warsztatu „Niemiecka Bajka”. Trzy dni jechaliśmy do Davos i potem trzy dni wracaliśmy. Dla malutkiej wówczas Marysi była to ekstremalna wyprawa. Wjeżdżaliśmy na górskie szczyty kolejką i spokojnie sobie z nich schodziliśmy, chłonąc pejzaże, piękno alpejskiej przyrody, oddychając świeżym powietrzem. Mateusz miał wtedy 4 latka i naprawdę super sobie ze wszystkim radził.
Często słyszycie, że podróżowanie z dziećmi to szalony pomysł, a jako rodzice zachowujecie się nieodpowiedzialnie?
Nieraz słyszeliśmy takie słowa i to nawet wcześniej, gdy podróżowaliśmy z mężem jeszcze bez naszych dzieci. Inni ludzie przekonywali nas, że to nie ma większego sensu i lepiej jakbyśmy siedzieli w domu. Zawsze mieliśmy jednak swoje zdanie na temat podróżowania i poznawania nowych miejsc. Dzieci rozwijają się lepiej poprzez wrażenia, a nie poprzez pamięć. Podobnie człowiek dorosły też nie jest w stanie wszystkiego zapamiętać.
Nasza pamięć jest selektywna i każdy z nas zwraca uwagę na coś innego. Rodzina przyzwyczaiła się już do tego, że podróżujemy razem z dziećmi, zabieramy je w różne miejsca świata. Dzieci są radosne i zadbane. Widać też, że wyjazdy im służą. Wtedy krytyka otoczenia się wycisza. Jesteśmy jednak ludźmi, którzy rzadko kierują się opinią innych. Gdyby tak było, musielibyśmy zrezygnować z wielu planów.
Często ludzie dziwią się, że nasze warsztaty są popularne. Wiele osób nie wierzyło nam, że będziemy mogli żyć z podróżowania. A okazało się, że nasza firma realizuje aż 500 warsztatów dla dzieci w miesiącu. Nasza praca związana jest z podróżami, dlatego trudno byłoby z nich zrezygnować. Ważne jest to, żeby robić to, co się czuje i czego się pragnie.
Uważam, że to, co robimy, ma ogromne znaczenie – kształtujemy nowe pokolenie ludzi, którzy znają swoją tożsamość i jednocześnie nie boją się tego, co odmienne. Są w stanie prowadzić dialog z osobami, które wyglądają inaczej. Podchodzą do świata z ciekawością, a nie lękiem. Wkładamy w naszą pracę całe serce, dlatego nasze zajęcia są dopracowane, dostosowane do dziecięcych możliwości poznawczych oraz rzeczywiście rozwijają dzieci na wielu płaszczyznach.
Dzieci, rodzice i przygoda: jak się przygotować?
Jak dzieci reagują na nowe miejsca?
Bardzo je cieszy podróżowanie oraz odkrywanie nowych miejsc. Oczywiście nieraz są zmęczone i to jest naturalne. Mateusza interesuje przyroda, lubi oglądać zwierzęta i nowe rośliny. W zeszłym roku byliśmy na wyprawie po parkach narodowych w Stanach Zjednoczonych.
Po powrocie synek opowiadał babci o szyszkach sekwoi i sosny cukrowej, uczył, jak odróżnić niedźwiedzia grizli od czarnego i o tym, co ciekawego zobaczył. Dzieci dostają w takich parkach specjalnie książeczki edukacyjne. Za odkrycie miejsc wymienionych w publikacji otrzymał znaczki. Nosił je dumnie i bardzo się z nich cieszył. Marysia wtedy większość czasu spędziła w nosidełku. Miała wtedy zaledwie pół roku, gdy wyjechaliśmy. Zachowywała się spokojnie. Miałyśmy wtedy dużo czasu dla siebie na pogłębienie więzi.
Z wykształcenia jest pani psychologiem. Jakich rad udzieliłaby pani rodzicom, którzy chcieliby podróżować z małymi dziećmi?
Na początek warto byłoby pojechać w znane miejsce. Będą tam nasze dzieci i to zmieni taki klimat wyjazdu. Dzieci mają swój specyficzny sposób poznawania rzeczywistości i zapewne dzięki nim rodzice także zupełnie inaczej spojrzą na nową przestrzeń. W znanym miejscu nie będzie towarzyszył rodzinie stres związany chociażby z barierą językową czy odmienną kulturą oraz tradycjami.
Nie warto też nastawiać się na ekstremalne wyzwania. Dzieci zmieniają życie dorosłych i sposób podróżowania. Nie będziemy z małymi dziećmi wspinać się na wysokie szczyty. Jest to jednak bardzo indywidualna sprawa. My wiele rzeczy robimy wspólnie z dziećmi i nasze wyjazdy nie są wcale uboższe. Są inne. Starszym dzieciom można wiele spraw wyjaśnić. Jeśli chodzi o młodsze, to rodzice tutaj decydują za nie. Dobrze jest z humorem podejść do wyjazdu, do siebie nawzajem oraz do dzieci.
Warto złapać trochę dystansu i zaplanować kierunek podróży oraz sprawy organizacyjne - miejsce noclegowe. Gdy jechaliśmy do Stanów Zjednoczonych, z wyprzedzeniem zarezerwowałam na trasie noclegi na całe dwa miesiące. Polecam zatrzymywanie się w domach. Coraz więcej jest możliwości wynajęcia pokoju w domu lub całego mieszkaniu. Takie miejsca dają większą swobodę niż hotele.
Podróże zmieniają nastawienie i myślenie dzieci. Mój Mateusz nie problemu z akceptacją dzieci o innym kolorze skóry. Chłopczyk mieszkający niedaleko nas, będący dzieckiem małżeństwa europejsko-afrykańskiego, jest najlepszym kolegą naszego syna.
Jest pani autorką warsztatów podróżniczych, które stymulują rozwój dzieci. W czym to się dokładnie przejawia?
Warsztaty tworzymy razem z mężem, właściwie większość scenariuszy zaprojektował on. Czasem włącza się w to nasz zespół. Celem warsztatów jest przedstawienie dzieciom w przystępny sposób, oparty na zabawie, wybranego kraju lub zagadnienia przyrodniczego, np. pustyń, wulkanów czy życia podwodnego.
Dajemy dzieciom nowe doświadczenia poprzez angażowanie zmysłów, zaproszenie do nowych zabaw, etniczne rekwizyty, muzykę, taniec i eksperymenty. Dzieci rozwijają się przez to, że chłoną wrażenia. Nowe bodźce uelastyczniają mózg i powodują wzrost kreatywności i inteligencji, Dodatkowo, w trakcie zajęć pokazujemy wiele rodzajów sztuk i zapraszamy dzieci do próbowania swoich sił.
Na przykład tworzymy malarstwo aborygeńskie czy japońskie ikebany, robimy przedstawienie indonezyjskiego teatru cieni czy pokazujemy greckie maski. Mamy kilkaset instrumentów muzycznych, na których gramy, korzystamy też z nagrań etnicznej muzyki. To powoduje otwarcie na nowe pasje, rozwój zainteresowań.
Najgłębszą warstwą przekazu na naszych warsztatach jest dzielenie się naszymi wartościami: szacunkiem do innych i do planety ziemi. Pokazujemy dzieciom, że ich rówieśnicy mogą wyglądać zupełnie inaczej, bawić się zupełnie odmiennymi zabawkami i jeść inne jedzenie, ale w środku mają takie same serduszka: chcą mieć przyjaciół, kochać i być kochanymi.
Jeśli mogę, chciałabym zaprosić dzieci z całej Polski do Akademii Dzielnego Odkrywcy. To nasz program zajęć online – internetowych spotkań podróżnikami na żywo. Kolejny cykl rozpoczyna się 7 sierpnia. Zapraszam serdecznie – zapisy – www.dzielniodkrywcy.pl.
W podróżach Bóg jest bliżej
Co panią szczególnie zachwyca w podróżach? W jednym z wywiadów powiedziała pani, że „podróże pozwalają na odkrycie Boga i wychodzenie poza horyzont codzienności”.
W podróżach zachwyca mnie przyroda. W wielu miejscach byłam, a za każdym razem coś nowego mnie zachwyca. Oczekiwania, które posiadam, nie pokrywają się z tym, czego doświadczam w konkretnym miejscu. Jest to niezwykłe uczucie. Jestem pod wrażeniem różnorodności, która nas otacza.
Fascynujące jest to, że możemy tą różnorodność poznawać. Podróże pozwalają na wyjście poza utartą nieraz strefę komfortu. Wyrażam podziw dla Pana Boga, który to wszystko stworzył. Podczas wypraw poznaję ludzi, rozmawiam z nimi. Uczę się wielu rzeczy od nich. Są dla mnie inspiracją.
Gdzie chcielibyście pojechać razem w najbliższym czasie? Macie już plany?
Mateuszowi marzy się powrót do Egiptu. Ja z kolei chciałabym pojechać do Nowej Zelandii i Patagonii. Zresztą mieliśmy tam jechać, zanim dowiedziałam się o tym, że jestem w ciąży z trzecim dzieckiem. Mojego męża interesuje najbardziej Afryka.
Tak sobie myślę, że gdybyśmy chcieli to wszystko pogodzić, to musielibyśmy się wybrać w podróż dookoła świata. Zobaczymy jak dalej będzie z rozwojem pandemii. Musimy być przede wszystkim bezpieczni i chronić też nasze dzieci. Po narodzinach trzeciego dziecka chcielibyśmy kupić campera i pojechać nim zwiedzać Europę.
Przygotowujecie się jakoś specjalnie do podróży? Kupujecie przewodniki, czytacie książki na temat danego kraju?
Czytamy przewodniki oraz książki. Ale nie tylko. Rozmawiamy także z ludźmi, którzy byli w danym kraju. Szukamy też informacji na forach internetowych, w mediach społecznościowych. Na zaplanowanej trasie odwiedzamy znajomych. Wiele dowiadujemy się już na miejscu od ludzi tam mieszkających. Otwarci jesteśmy także na spontaniczne wyjazdy. Wtedy decyzja o tym, co robimy i jak organizujemy czas należy już do nas bezpośrednio.
Niektórzy pewnie zazdroszczą państwu podróży. Mają też swoje podróżnicze marzenia, ale coś ich powstrzymuje. Jak zmienić „chcieć” na „zrobić”?
Przyszło mi do głowy teraz coachingowe zadanie. Usiądź gdzieś wygodnie i zamknij oczy. Wyobraź sobie swoje życie: jak będzie ono wyglądało, jeśli nie pojedziesz w miejsce, które jest na liście marzeń. Potem wyobraź sobie drugi film, z tobą w roli głównej. W nim pojechałeś w to miejsce. Wróciłeś, masz piękne doświadczenia. Zapytaj samego siebie - jak się czujesz? Takie zadanie zmienia w wielu ludziach nastawienie i motywuje ich do podążania drogą marzeń.
Warto dać sobie szansę i przełożyć marzenia na konkretne działanie. Zastanów się nad budżetem i terminem. Niektórzy boją się utraty pracy i rezygnują z realizacji planów, byle jej nie stracić. Przez wiele lat pracowałam w dziale rekrutacji jako psycholog. Polityka firm polega często na tym, bo pokazać ludziom, że poza daną firmą nie ma świata.
Tymczasem poza pracą jest piękny, zdumiewający świat i warto go poznać. A rynek pracy jest ogromny i nowe zatrudnienie bez problemu znajdzie się. Czasem warto zastanowić się nad zmianą pracy na taką, w której będziemy mieć więcej wolności osobistej. Własna działalność gospodarcza może pomóc w pogodzeniu obowiązków z realizacją marzeń podróżniczych. Nie jest to rozwiązanie dla każdego, ale wielu ludzi z niego korzysta, realizując część swoich zadań zdalnie, a część delegując. Uważam, że powiedzenie „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” jest prawdziwe. Szkoda, by praca (która ma nam służyć) była jedynym ograniczeniem w dążeniu do spełnienia pragnień.