Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 18/04/2024 |
Św. Ryszarda Pampuri
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

Jak powstaje kazanie? I co może pójść nie tak?

BIBLIA

poylock19 | Shutterstock

Ks. Michał Lubowicki - 16.08.20

Dla samego kaznodziei byłoby dobrze, gdyby pamiętał, że podczas święceń zapytano go: „Czy chcesz mądrze i pilnie spełniać posługę słowa, głosząc Ewangelię i wykładając prawdy katolickiej wiary?”, a on odpowiedział: „Chcę” – i że z wierności temu „chcę” będzie kiedyś rozliczony.

Kazanie: „newralgiczny” element mszy

Kazanie. Nie najważniejszy, ale jednak ważny – dla wielu „newralgiczny” – element liturgii. Niejednokrotnie to on decyduje, czy będziemy chodzić na tę akurat mszę do tego właśnie kościoła, czy też poszukamy innej godziny lub wręcz innej parafii (i zostawmy na razie na boku dyskusję, czy to dobrze, czy źle).

Kazanie: występ czy udręka?

Czym jest kazanie dla księdza, który je głosi? Zadaniem? Wyzwaniem? Obowiązkiem? „Występem”, za którym mniej lub bardziej przepada? Bywa pewnie bardzo różnie.

Jedni kaznodzieje mają większe zdolności „mówcze”, inni mniejsze. Jedni nigdy nie doświadczyli tremy, inni borykają się z nią za każdym razem, choć wygłaszane właśnie kazanie jest już nie zliczyć którym w ich kapłańskim życiu. Jedni wychodzą na ambonę zawsze przygotowani, inni z lekceważącym nastawieniem: „coś tam powiem”.

Są tacy, którzy wiedzą, co chcą powiedzieć, choć idzie im to opornie. Inni znów mówią płynnie, pięknie i kwieciście, ale nie do końca idzie ustalić o czym.

Bywa również i tak, że dziś akurat kaznodziei „mówi się dobrze”, a następnego z kolei dnia niekorzystny biomet, duchota w kościele i krzyczące dziecko w bocznej nawie nie pozwalają mu zebrać myśli. Są kaznodzieje zdyscyplinowani, którzy zawsze mają jeden główny wątek i nie przekraczają nigdy zalecanych przez papieża Franciszka dziesięciu minut oraz tacy, którzy wiecznie (jak to określa księżowski „slang”) „nie mogą wylądować”.


POPE FRANCIS

Czytaj także:
Franciszek: Homilia nie może przekraczać 10 minut. I musi być dobrze przygotowana

Jedni posługują się schematycznymi frazami (swoistą kościelną „nowomową”), inni mają dar ujmowania starych prawd w świeże słowa zdolne poruszyć słuchacza. Jedni teoretyzują, inni o czym by nie zaczęli mówić, zawsze w końcu mówią o sobie (acz nie zawsze jest to prawdziwe „świadectwo”). Bywa różnie i dobrze o tym wszyscy wiemy.

Kazanie czy homilia

Czym bywa i czym może być (zarówno „na plus” jak i „na minus”) kazanie, wiedzą wszyscy, którzy w miarę regularnie chodzą do kościoła.

A czym powinno być?

Podczas mszy świętej powinna to być zasadniczo wyłącznie homilia, czyli wyjaśnienie Słowa Bożego, komentarz do czytań, które przed chwilą usłyszeliśmy. Oczywiście komentarz ten powinien jakoś „wiązać” wysłuchane Słowo z życiem słuchaczy – podpowiadać i zachęcać do wcielania Słowa w codzienną praktykę naszego zwykłego życia.

Natomiast „kazanie”, które można wygłaszać przy innych okazjach niż liturgia (na przykład podczas nabożeństw), nie musi się ściśle wiązać z proklamowanym wcześniej Słowem Bożym. Może podejmować dowolne tematy – oczywiście związane z wiarą i duchowością. Przy czym zaznaczmy, że ten podział na „homilię” i „kazanie” jest dość umowny – dlatego dalej będziemy używać obu terminów zamiennie.

Jak powstaje kazanie?

Czy też: jak powinien wyglądać proces jego powstawania? „Szkół” jest pewnie wiele. Pomijamy tu oczywiście „patologiczne” przypadki, w których kaznodzieja zupełnie się nie przygotowuje, bo albo ma „gotowca”, albo wychodzi z założenia, że „coś tam powie”, tudzież sporadyczne sytuacje, w których naprawdę i nie z jego winy przychodzi mu mówić „z biegu”.

Jakkolwiek by ten proces nie przebiegał (i ile by nie trwał), to w przypadku kaznodziei poważnie traktującego zadanie głoszenia Słowa Bożego zawsze zawierać on będzie kilka tych samych elementów:

1Osobiste spotkanie ze Słowem

Zanim zadam sobie pytanie: „co mam powiedzieć na kazaniu?”, potrzebuję odpowiedzieć sobie na pytanie: „co to dzisiejsze (czy niedzielne) Słowo Boże mówi konkretnie i osobiście do mnie?”.

Taka jest droga Słowa. Aby rzeczywiście głosić innym Żywe Słowo Żywego Boga, sam muszę najpierw się z Nim spotkać, doświadczyć Jego mocy, pozwolić Mu się dotknąć. Krótko mówiąc: jako kaznodzieja nie mogę przyjąć założenia, że skoro „mam” święcenia, to od tej pory w Kościele jestem już tylko „nauczającym”. Muszę pozostać uczniem, czyli tym, który nieustannie słucha.

Bez tego zasłuchania kaznodziei w słowo, które Bóg kieruje osobiście do niego, bardzo szybko odkryje, że nie ma o czym mówić. Zacznie więc szukać „tematów zastępczych”. Najczęściej skończy się to moralizowaniem. Czasem gorszymi głupstwami, jak słynne (i miejmy nadzieje, że nie aż tak częste, jak niektórzy twierdzą) „politykowanie na ambonie”.

Ciekawym doświadczeniem jest to, że nieraz zdarza się, że Pan Bóg niemal zupełnie co innego mówi przez dane słowo osobiście do mnie, a co innego będzie chciał przez nie powiedzieć do ludzi, którym będę potem to słowo przepowiadał. Tak czy owak to osobiste spotkanie ze Słowem Bożym i poddanie się mu jest niezbędne, jeśli kaznodzieja ma rzeczywiście głosić Dobrą Nowinę, a nie tylko „książkowe hasła”.

2Nieustające studium Słowa Bożego

Ten drugi punkt zawiera się właściwie niejako w pierwszym. Bo jeśli jestem naprawdę uczniem, to znaczy, że jestem wciąż ciekaw Słowa Bożego. Także na takim bardzo „ludzkim”, intelektualnym poziomie.

A to z kolei znaczy, że sam wciąż chcę to Słowo odkrywać, zgłębiać, coraz lepiej poznawać. Będę więc sięgać do różnych tłumaczeń (lub tekstów oryginalnych, jeśli znam biblijne języki), do dawnych i współczesnych komentarzy, także do homilii innych głosicieli. Ale nie po to w pierwszym rzędzie, by „znaleźć coś nowego”, czym „zaskoczę” słuchaczy, lecz dlatego, że mnie samego Słowo pasjonuje.

3Spotkanie z człowiekiem

Brzmi dość „banalnie”, ale to także bardzo ważny element. Zupełnie inaczej głosi się kazanie do anonimowego tłumu parafian, których kaznodzieja kojarzy zaledwie z coniedzielnego widzenia, a inaczej do ludzi, których zna osobiście – z ich problemami i radościami, nadziejami i troskami.

Jest na przykład niebagatelna zależność między tym, jak ksiądz słucha w konfesjonale, a jak głosi na ambonie. Jasne, że znów wiele tu zależy od charakteru danego kapłana, od jego zdolności nawiązywania relacji poza własnym księżowskim środowiskiem. Niemniej charakter to jedno, a świadomie wybrany „styl” funkcjonowania w relacjach z ludźmi to drugie.

Niebywale ważne jest, czy homileta w ogóle chce znać „swoich” słuchaczy, wejść w ich świat, poznać ich wątpliwości, pytania, problemy, potrzeby (także te duchowe). Inaczej grozi mu niemiłosiernie, ale do bólu trafnie obśmiane przez siostrę Małgorzatę Borkowską tłumaczenie przedszkolakom „immanencji Boga”, a mniszkom klauzurowym potrzeby modlitwy.


HOMILIE

Czytaj także:
Homilie, kazania: nie da się mówić do ludzi, nie wysłuchując ich

4(Dodatkowe?) „Aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”

Cytatem z… – no właśnie – zasygnalizujmy jeszcze kwestię „warsztatu” kaznodziei. Warsztatu w najbardziej prozaicznym tego słowa znaczeniu. Dykcja, emisja głosu, staranność mowy, zasób słownictwa i tak dalej. Nie są to rzeczy najważniejsze, ale nie są też zupełnie bez znaczenia.

Oczywiście jąkający się „nieśmiałek” – o ile naprawdę się modli – będzie głosił nieporównywalnie „skuteczniej” pod względem duchowym niż praktycznie niewierzący krasomówca, który „wykonuje zawód: ksiądz”. To jasne i szkoda czasu na dyskusje.

Ale nie ukrywajmy, że dla „zwykłego wiernego” takie prozaiczne kwestie również mają znaczenie – nie pierwszorzędne, ale nieraz istotne. Znów – jedni mają większe zdolności, drudzy mniejsze. Ale nie są to rzeczy nie do wyćwiczenia. W znakomitej większości przypadków wystarczy, że kaznodzieja o nie zadba.

To znaczy?

Włoży trochę wysiłku – zwróci uwagę na to, jak mówi (głośność, wyraźna dykcja, logiczna konstrukcja zdań), poćwiczy, wysłucha krytycznej uwagi, poprosi kogoś zaprzyjaźnionego o „recenzję”, sięgnie po dobrą (niekoniecznie zawsze religijną) książkę, zatroszczy się o to, jakimi treściami napełnia sobie głowę w wolnym czasie.

Głosić godnie i umiejętnie

Dawniej przed odczytaniem Ewangelii kapłan modlił się (po łacinie):

Obmyj serce moje i wargi moje, Wszechmogący Boże, bym świętą Twą Ewangelią godnie i u m i e j ę t n i e mógł głosić.

Z „nowego” polskiego tekstu tej modlitwy, nie wiedzieć czemu, wypadło owo „umiejętnie”. A szkoda…

Ostatecznie dobrze by było (dla samego kaznodziei przede wszystkim), by stale pamiętał, że podczas święceń zapytano go: „Czy chcesz mądrze i pilnie spełniać posługę słowa, głosząc Ewangelię i wykładając prawdy katolickiej wiary?”. On zaś odpowiedział (świadomie przecież i szczerze): „Chcę”. I z wierności temu „chcę” będzie kiedyś rozliczony. A ponieważ „ośmielił się zostać kapłanem i przyjąć nadaną mu władzę, rozrachunek z nim będzie o wiele surowszy…”, jak pisał w jednej ze swoich książek emerytowany szkocki wojak, Bruce Marshall.




Czytaj także:
Ksiądz wygłosił niezwykłe kazanie i zapłacił za nie życiem. Możliwa beatyfikacja


OCZY MĘŻCZYZNY

Czytaj także:
Najbardziej odważne kazanie, jakie w życiu słyszałem…

Tags:
ksiądzmsza
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail