– W nauczaniu Kościoła na temat ochrony życia nie znalazłem nic, co wyzwalałoby agresję lub zachęcało do stosowania przemocy w postaci presji i demagogii wobec ludzi o innych poglądach – mówi Jakub Bałtroszewicz. Zwraca też uwagę, że agresja rodzi agresję: – Ktoś musi to wreszcie przerwać – powinni to być chrześcijanie – stwierdza.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jakub Bałtroszewicz jest Prezesem Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny oraz Fundacji JEDEN Z NAS.
Małgorzata Bilska: Co dla ciebie znaczy określenie pro-life? Ja słyszę: szanuj życie; jest darem Boga. On uczy: nie zabijaj. Ani narodzonych, ani zanim przyjdą na świat; ani fizycznie, ani niszcząc kogoś tak, że odbierze sobie życie.
Jakub Bałtroszewicz: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem jako dzieciak czy dorastający jedynak. Kiedy skończyłem 18 lat, mama mi powiedziała, że abortowała dziecko przede mną. Mogłem mieć siostrę. I że ja sam jestem ocaleńcem. To całkowicie przedefiniowało moje życie i zacząłem robić to, co robię. Dla mnie pro-life oznacza właśnie ten moment, w którym bardzo młoda kobieta rozważająca aborcję – tak, jak wtedy moja mama – potrzebuje wsparcia męża. Tata niestety chciał tej aborcji.
Dlatego muszą działać takie organizacje społeczne, które pomogą kobiecie. Ludzie, którym zaufa i przyjdzie do nich, nie bojąc się odrzucenia, osądzenia, napiętnowania. Jeśli siądziemy, porozmawiamy, uda nam się wspólnie znaleźć jakieś wyjście i dziecko się urodzi. Kiedy zakładałem fundację JEDEN Z NAS, założyłem, że jeżeli moja praca ocali życie choć jednego dziecka, to warto iść tą drogą.
Osobiste doświadczenie przekułeś na działalność. Ona jest osadzona także w nauczaniu Kościoła. Który dokument jest tu dla ciebie kluczowy? Encyklika „Evangelium Vitae”?
Oczywiście. Jednak inspiracją zawsze było autentyczne doświadczenie. Nigdy nie traktowałem wezwania do pro-life jako wojny, spięcia ze światem. To ma być obszar przyjazny człowiekowi. Tu się włącza innych do działania, czeka na kobietę, nie ocenia, lecz otacza troską, co sprawia, że kobieta nie czuje się osamotniona. W nauczaniu Kościoła na temat ochrony życia nie znalazłem nic, co wyzwalałoby agresję lub zachęcało do stosowania przemocy w postaci presji i demagogii wobec ludzi o innych poglądach.
Aborcja kryzysem męskości
Jan Paweł II napisał: „W dziele kształtowania nowej kultury sprzyjającej życiu, kobiety mają do odegrania rolę wyjątkową, a może i decydującą, w sferze myśli i działania: mają stawać się promotorkami »nowego feminizmu«, który nie ulega pokusie naśladowania modeli »maskulinizmu«, ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego, działając na rzecz przezwyciężania wszelkich form dyskryminacji, przemocy […] [EV,99]. Maskulinizacja w jego dokumentach oznacza walkę o władzę i przemoc. Cechy wojownika, macho. Dlaczego polski ruch pro-life zaczął skręcać w stronę agresywnej walki, skoro Jan Paweł II zdecydowanie krytykował maskulinizację tego typu, a sam – pomimo walki z komunizmem – nie był agresywny?
Jako mężczyzna odczytuję ilość aborcji jako przejaw kryzysu męskości; dojrzałego ojcostwa. To nie jest tak, że kobiety są złe i chcą zabijać dzieci, usuwać ciążę. A (jak twierdzą feministki) to „mój brzuch, moja sprawa”. Ale przecież każde dziecko ma dwoje rodziców; jest „nasze”, a nie „twoje” czy „moje”. Takiej prawdziwej, odpowiedzialnej za słabszych męskości bardzo mi w Polsce i naszej kulturze brakuje. Są setki Piotrusiów Panów, którzy uprawiają seks, bo jest fajnie, ale jak pojawia się dziecko – „to nie moja sprawa!”. Spychają odpowiedzialność na kobietę. Prawdziwy mężczyzna to ten, który działa w oparciu o archetyp opiekuna. Niedojrzałością jest także stosowanie przemocy. Męskość to siła charakteru, a nie siła militarna – i taka jest cała Ewangelia. Wojownik, macho traktuje osoby przedmiotowo w sferze seksualnej i w sferze używania władzy. Konflikty rozwiązuje siłą. Ktoś, kto przemocy nie stosuje, bo za przykładem Jezusa zło zwycięża dobrem, przez pogan bywa wyszydzany jako zbyt słaby. Macho ma uprawiać seks, polować, bić wroga i przywozić łupy z wojny.
Niestety, kilka organizacji pro-life dobrze się czuje w archetypie wojownika i to niezależnie od płci ich liderów. Pamiętajmy jednak, że cel nigdy nie uświęca środków. Walcząc o najważniejszą nawet sprawę, nie możemy używać narzędzi, metod i języka „przeciwnika”. Wtedy nasza walka przestaje być po prostu ewangeliczna i chrześcijańska. Nie widzę też powodu, dla którego – co robi Fundacja Pro-Prawo do Życia lub Fundacja Życie i Rodzina – trzeba łączyć kwestię pro-life i sprzeciw wobec postulatów ruchu LGBT. Doprowadzono do kuriozalnego połączenia w jednej organizacji wątków, które łączone być nie powinny. I to narzędziami, które nie są ewangeliczne. Prędzej czy później obrócą się przeciwko nam.
Czyli?
Weźmy przykład ustawy projektu #StopLGBT Kai Godek, która chce zakazać głoszenia pewnych poglądów i organizowania manifestacji w demokratycznym państwie. We Francji wprowadzono takie prawodawstwo, ale… dotyczące działalności ruchów pro-life. Mówienie kobiecie, że jest dla niej alternatywa wobec aborcji jest tam zagrożone karą więzienia. Jeżeli my, ludzie pro-life, zakażemy poglądów niezgodnych z wartościami, które wyznajemy, co przeszkodzi naszym oponentom zakazać ich nam, kiedy wygrają wybory? To jest nieprzemyślane. Nie ma długofalowej strategii, ważne jest uderzenie na oślep. I okładanie się nawzajem. Proszę mnie nie zrozumieć źle, Kaja Godek jest niesamowicie zasłużona dla sprawy ochrony życia, ustawa obywatelska #ZatrzymajAborcję, eliminująca z polskiego prawa aborcję eugeniczną, pod którą zebrano blisko 800 tys. podpisów Polaków to absolutnie jej zasługa, sam zresztą pomagałem jej zanosić podpisy do Sejmu RP i ciągle mam nadzieję, że wyjdzie z tzw. „zamrażarki sejmowej”. Te wielkie i ważne zasługi jednak nie powinny przesłaniać konstruktywnej krytyki co do metod działania i strategii.
Czytaj także:
Widzieć oboje pacjentów. Kiedyś wykonywał aborcje, teraz prowadzi klinikę pro-life
Pro-life bez agresji
Agresja, agresywne wykluczanie przynoszą doraźne korzyści. Tyle że chrześcijaństwo mimo błędów i grzechów trwa 2 tysiące lat z powodu strategii Jezusa. On wybrał zwycięstwo przez krzyż.
Korzyści są też fundraisingowe. Mam czasem wrażenie – i mówię to z dużym bólem – że nie chodzi tu wcale o to, by złapać króliczka, tylko ciągle go gonić. Organizacje, które budują swój wizerunek na archetypie wojownika są agresywne, stracą tlen w chwili, gdy cały ruch wygra swoją walkę. Prawdziwa praca pomocowa dla organizacji opiekuńczych zacznie się dopiero wtedy, gdy walka o normy kulturowe szanujące życie zostanie wygrana. Wierzę w to, że strategia Jezusa jest skuteczna i dlatego jestem katolikiem pro-life.
Kiedyś zapytałem Mariusza Dzierżawskiego z Fundacji „Pro-prawo do życia” co fundacja ma zamiar zrobić w zakresie działalności pomocowej. Odpowiedział mi, że nie są tym zainteresowani, bo chcą działać metodami według nich najskuteczniejszymi, a tu przecież trwa wojna. Według mnie nie ma wojny. Wojnę się generuje.
Nazwiska Kai Godek i Mariusza Dzierżawskiego są znane głównie z mediów. Oboje mają zasługi dla ruchu pro-life, które ostatnio zostały dramatycznie przyćmione przez radykalną politykę i furgonetki atakujące osoby LGBT. Ich organizacje nie należą do Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny. Dlaczego?
Fundacja Pro-Prawo do Życia Mariusza Dzierżawskiego kiedyś do Federacji należała, ale oczywiście poróżniły nas metody działania i proponowana strategia. Natomiast Kaja Godek, która kiedyś była jedną z liderek Fundacji Pro, odeszła z niej, argumentując – przynajmniej wobec mnie – że chciano ją wciągnąć do polityki, a przecież upolitycznianie sprawy ochrony życia jest jedną z najgorszych dla nas rzeczy. Potem, jak wiemy, do niej weszła…
Federacja nie chce się zająć polityką?
Wielokrotnie publicznie deklarowałem, że nie jestem zainteresowany polityką, choć miałem takie propozycje. Dla mnie bycie pro-life jest życiowym obowiązkiem. Kiedy widzę, co zaczyna się dziać z ruchem, czuję bunt. Nie wolno sprowadzać aktywności pro-life do wojen, nawet budując cywilizację. To miała być cywilizacja życia, a nie agresji.
Czy używanie słowa „wojna” nie oznacza zgody na ranienie wrogów? Na zabijanie? Zabija się na wiele sposobów. Zakaz stosowania przemocy wynika z piątego przykazania Dekalogu. Jego szczegółowe omówienie zawarte jest m.in. w Katechizmie. Wojny cywilizacyjne toczy się dziś w czasach pokoju militarnego, w sferze publicznej. Jak radzić sobie z konfliktem, z krytyką, nawet z agresją innych, nie stosując pogańskich, agresywnych metod?
To jest bardzo dobre pytanie. Nie wiem dlaczego, ale pierwsze, co mi przyszło do głowy, to historia św. Juana Diego z Meksyku. Był Aztekiem. Misjonarze przyjechali do Ameryki Południowej wraz z konkwistadorami, którzy podbijali ziemie, mordowali mieszkańców i cywilizowali ich na siłę. Przemocą, zastraszając biednych ludzi. Wielu Indian zostało też – jako poganie – siłą ochrzczonych. Nagle Maryja przyszła do jednego z nich, zwyczajnego Juana Diego. Pewnego dnia zobaczył piękną kobietę, przedstawiła mu się jako Matka Boża z Guadelupe. Objawienia trwały przez kilka dni. Nieufnie podszedł do nich tamtejszy biskup Juan de Zumárraga, Hiszpan. Nie mógł uwierzyć, że Maryja, ot tak, objawiła się jakiemuś prostemu Aztekowi. Przekonał go obraz, który w cudowny, niewytłumaczalny dla nauki i rozumu sposób pojawił się na poncho Juana Diego. Obraz Maryi jest czczony w sanktuarium w Guadelupe (jest to najstarsze i uznane przez Kościół objawienie maryjne). Maryja ma ciemną karnację i wygląda jak Indianka, kobieta z ludu Juana Diego.
Jan Paweł II siłę czerpał z maryjności. Może pora wziąć serio jego słowa i uznać, że najgorsze, co może się przytrafić ludziom „za życiem”, to maskulinizacja ich metod?
Nestor polskiego ruchu pro-life, prof. Włodzimierz Fijałkowski, mówił, że do pro-life’u ludzi się nie zmusi. Pro-life ma pozyskiwać ich przykładem życia, wrażliwością, podejściem do człowieka. My nie chcemy straszyć kawałkami rozerwanego w czasie aborcji dziecka!
Dla ludzi wierzących to tak, jakby pacyfiści sprzeciwiali się wojnie, rozwieszając na ulicach banery ze zdjęciami fragmentów ciał ofiar wojny.
Jeżeli jestem pro-life, patrząc na to, czuję gównie ból. To są kawałki zwłok człowieka. Jak jestem przeciw, to jeszcze bardziej zamykam się na życie. Agresja rodzi agresję. Ktoś musi to wreszcie przerwać – powinni to być chrześcijanie.