Często szukamy powodów, żeby się usprawiedliwić, zagłuszyć sumienie czy wręcz zrzucić winę na współmałżonka. Ta droga prowadzi jedynie do głębokich zranień.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Każdy, kto jest w małżeńskiej relacji i podchodzi do niej poważnie, wie, jak ważne jest to, by dbać o nią nieustannie. Jednocześnie każdy wie, że czasami nie jest to takie proste, a już na pewno nie wtedy, kiedy przeżywamy trudne momenty.
Jest jednak taki wróg małżeństwa, do którego lepiej się nie zbliżać, unikać go, a już na pewno nie przywiązywać się do niego. Dobrze znany nam “Hymn o miłości” podpowiada najlepiej, jak kochać i między innymi z tego źródła wiemy, że „miłość nie unosi się pychą”. To właśnie ona często niszczy naszą małżeńską relację.
Dlaczego ja?
To pytanie warto sobie zadać, ilekroć pokłócimy się z naszym współmałżonkiem. Ale nie pytając, “dlaczego to ja mam wyciągać rękę na zgodę, kiedy to on zawinił?”, tylko w kontekście głębszej analizy.
Warto zadać sobie pytanie, czy faktycznie nie ma żadnej winy z mojej strony, czy faktycznie nie ma żadnego powodu, żebym mogła czy mógł powiedzieć “przepraszam”. Być może problem zaczął się od mojego męża czy żony, ale często w trakcie nierozstrzygniętego wciąż sporu ranimy się nawzajem postawą, słowami, oskarżeniami czy innym zachowaniem, które jest dalekie od miłości.
Na pewno znajdą się takie rzeczy, za które będę mógł przeprosić, pomimo że cały konflikt został zapoczątkowany przez współmałżonka. Ta postawa, gdzie przekraczamy siebie i wyciągamy rękę na zgodę, wymaga pokory. Jednocześnie zmusza do myślenia męża czy żonę, wzbudza refleksję i pokazuje postawę godną naśladowania.
A jeśli faktycznie to ja?
Jeśli to ja zawiniłem i doskonale o tym wiem, nie pozostaje nic innego, jak porozmawiać szczerze z mężem czy żoną. Wydaje się proste, prawda? W praktyce jednak już tak proste nie jest. Często szukamy powodów, żeby się usprawiedliwić, zagłuszyć sumienie czy wręcz zrzucić winę na współmałżonka. Ta droga prowadzi jedynie do głębokich zranień.
Pycha jest w stanie zniszczyć małżeńską relację na tyle, że małżonkowie oddalają się od siebie i ostatecznie oboje albo jedno z nich wybiera drogę na skróty, proponując rozwód. Niezgodność charakterów to jedna z najczęściej podawanych przyczyn rozpadu małżeństwa. Szczerze? Nie znam dwóch osób o takim samym charakterze. Na przykładzie swojego małżeństwa widzę, jak bardzo jesteśmy różni. Widzę też, że to nam w ogóle nie przeszkadza, ilekroć potrafimy być wobec tego i wobec siebie pokorni. Akceptować się i mówić szczerze o swoich pragnieniach, myślach, uczuciach… Zawsze jesteśmy w stanie “spotkać się” w połowie drogi, jeśli tylko nie stawiamy swojego “ja” na pierwszym miejscu.
MY ponad JA
Jeśli już mowa o własnym ego, w sytuacjach konfliktowych warto zadać sobie pytanie, co będzie lepsze dla nas, a nie dla mnie. Nie chodzi o to, żeby zupełnie nie dbać o swoje potrzeby i wyzbywać się pragnień, marzeń czy oczekiwań wobec swojego współmałżonka.
Chodzi o to, żeby częściej myśleć w kategoriach naszego wspólnego dobra. Często pycha jednego małżonka ściera się z pychą drugiego. Wówczas nie pozostaje nic innego jak stanąć w prawdzie. Żeby to miało miejsce, musi dojść do spotkania małżonków podczas dialogu małżeńskiego.
Dobrze jest pielęgnować codzienny dialog. W natłoku obowiązków trudno jest znaleźć czas dla siebie. Nie musi to być jednak kilkugodzinna rozmowa. Wystarczy chwila, żeby usiąść, wypić wspólnie herbatę i opowiedzieć sobie wzajemnie o tym, co przeżywamy.
Podczas jednych z rekolekcji małżeńskich para, która należała do grupy organizatorów, podzieliła się swoim sposobem na rozładowywanie codziennych napięć nie tylko małżeńskich, ale także innych. Praktykują tzw. „pięć na pięć”. To znaczy, że najpierw jedno z małżonków przez pięć minut mówi o swoich uczuciach, obawach czy sytuacjach, które przeżywa, później druga osoba. Warto szukać sposobów na to, aby pielęgnować małżeńską relację, żeby JA, nie dominowało nad MY.
Pojednać się przed snem
Wiele razy słyszeliśmy na ślubach czytanie o tym, żeby zawsze pojednać się przed snem. Nie przez przypadek jest ono tak często wybierane właśnie w tym szczególnym dniu. Wiele razy stoimy przed tym wyzwaniem w małżeństwie. Są takie pary, które podchodzą do tego bardzo radykalnie i pilnują tego skrupulatnie, co wychodzi tylko na plus ich małżeństwu i rodzinie.
Są jednak takie małżeństwa, u których pycha zwycięża i to niepojednanie przeradza się w ciche dni, które są zabójstwem dla relacji, ponieważ przez ten czas można snuć różne domysły, pielęgnować w sobie żal do współmałżonka i odwlekać pojednanie. A czasem im dalej w las, tym bardziej nie wiadomo już, o co tak naprawdę chodzi.
Dlatego warto na bieżąco wyjaśniać małżeńskie nieporozumienia i tym samym zwyciężać pychę, mając w pamięci słowa wspomnianego wyżej hymnu. Bo miłość nie unosi się pychą…