Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Duchowość związana z kultem Sióstr Duszy Jezusa trafiła mi się jak ślepej kurze ziarnko (śmiech). I było to złote ziarnko!” – o swoim powołaniu (i nie tylko) mówi s. Bogna Młynarz, autorka książek i bloga „Dusza Jezusa”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
S. Bogna jest w zakonie od 30 lat. Nam opowiada o nadziei, jaką daje Bóg. Powołanie przyszło do niej nagle. „Tato, mając nadzieję, że zakon to mój chwilowy kaprys, mówił: Wiesz, jak znudzi ci się tam, to po prostu wyjdź i wróć do domu. Nawet tym siostrom nic nie mów. Przypominam, że klasztor był kilkaset metrów od domu (śmiech)” – wspomina.
Katarzyna Szkarpetowska: W Zgromadzeniu Sióstr Duszy Chrystusowej jest siostra od trzydziestu lat. Gdyby dziś dokonywała siostra wyboru drogi życiowej, wybrałaby tak samo czy inaczej?
S. dr Bogna Młynarz ZDCh: Wybrałabym tak samo, choć gdybym dokonywała wyboru dzisiaj, zapewne byłby on bardziej świadomy. Gdy wstępowałam do zgromadzenia, miałam 20 lat i blade pojęcie o życiu zakonnym. Wiedzę na ten temat czerpałam głównie z książek, które w tamtym czasie czytałam. Były to m.in. dzieła św. s. Faustyny Kowalskiej, św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Wielkiej Teresy. Nawet myślałam o tym, żeby zostać karmelitanką bosą. Ostatecznie wybrałam Zgromadzenie Sióstr Duszy Chrystusowej, bo było pierwszą wspólnotą zakonną, którą realnie poznałam. Po prostu siostry mieszkały w Krakowie niedaleko mojego domu. Można powiedzieć, że duchowość związana z kultem Sióstr Duszy Jezusa trafiła mi się jak ślepej kurze ziarnko (śmiech). I było to złote ziarnko!
S. Bogna o powołaniu
Czym Pan Bóg siostrę uwiódł?
Kiedy rozpoczynałam naukę w liceum plastycznym, wiara nie była dla mnie czymś oczywistym. Owszem, zostałam ochrzczona i, jakby z rozpędu, przyjęłam sakrament bierzmowania, ale moja rodzina była w tym czasie niepraktykująca i dla mnie również Bóg nie był kimś ważnym. Doświadczenie Boga pojawiło się we mnie nagle, jak grom z jasnego nieba i było zaskoczeniem również dla mnie samej. Spotkałam żywego Boga, który mnie zafascynował. Wraz z tą fascynacją zrodziło się we mnie pragnienie, żeby za Nim pójść. I poszłam, nawet się nie zastanawiając. Zaczęłam chodzić do kościoła, modlić się, zaczytywałam się w dziełach mistyków i myślałam sobie: „To jest to!”.
Jak na powołanie zareagowali bliscy?
Postanowiłam wstąpić do zakonu, bo Bóg, który mi się objawił, dał mi tak wiele, że i ja chciałam dać wszystko. Rodzina była oczywiście innego zdania na temat mojej przyszłości. Pamiętam, że mój tato, mając nadzieję, że zakon to mój chwilowy kaprys, mówił: „Wiesz, jak znudzi ci się tam, to po prostu wyjdź i wróć do domu. Nawet tym siostrom nic nie mów”. Przypominam, że klasztor był kilkaset metrów od domu (śmiech).
Zadowolony nie był, jednak nie protestował?
Miałam wolność wyboru, mimo że bliscy nie rozumieli mojej decyzji. Liczyli na to, że po miesiącu, dwóch będę z powrotem. Ja zaś od początku wiedziałam, że nie idę na próbę, ale że to decyzja na całe życie. Z czasem rodzice zobaczyli, że jestem szczęśliwa, spełniona i również oni zbliżyli się do Boga. W ogóle w moim środowisku decyzję przyjęto z akceptacją, chociaż ze z zdziwieniem. W końcu wśród początkujących artystów pomysły oryginalne były na porządku dziennym. Były normą (śmiech).
Bóg jest źródłem nadziei
Głosi siostra rekolekcje, konferencje, pisze książki, a od kilku lat prowadzi również bloga Dusza Jezusa. Ten blog to taki zakątek nadziei. Tej zaś, zwłaszcza w dobie pandemii, szczególnie potrzebujemy i wypatrujemy.
To prawda. Dzielenie się nadzieją jest niesłychanie ważne. Na co dzień dociera do nas mnóstwo treści, które próbują nam ją odebrać. Warczące, złe słowa, trudne wydarzenia, pełen niepokoju pośpiech. To wszystko niszczy nadzieję, która jest naturalnym środowiskiem rozwoju. Dlatego dawać nadzieję, przywracać ją, to jak rodzić nowe życie. Ale to nie może być nadzieja byle jaka. Nasze ludzkie, małe nadzieje są, siłą rzeczy, ograniczone, krótkotrwałe. A człowiek potrzebuje nadziei, która sięga poza granice śmierci. Takiej, która pokazuje sens trwający na wieczność. Źródłem tej nadziei przez duże „N” jest Pan Bóg. On i tylko On.
Pisałam kiedyś na blogu serię tekstów o nadziei, które – jak się okazało – wyświetlały się jako propozycja, gdy ludzie wpisywali w wyszukiwarkę takie frazy jak: jestem w rozpaczy, brakuje mi nadziei, co zrobić, by nie stracić nadziei? Zamiast trafić na przepis, jak skutecznie popełnić samobójstwo (w internetach jest ich mnóstwo), dostawali dawkę nadziei i światełko w tunelu. I o to właśnie chodzi. To jest, moim zdaniem, największa wartość pisania, mówienia. Zamiast jałowych dyskusji i słownych przepychanek, których pełno zarówno w świecie realnym, jak i wirtualnym, dzielenie się dobrym słowem, które, z łaską Boga, w odpowiednim momencie znajdzie drogę do serca człowieka.
Powołanie do świętości
Na początku października zmarł siostry tata. Czy poczucie, że istnieje kochający Bóg, przynosi ukojenie w takiej chwili jak śmierć bliskiej osoby? Siostrze w tym trudnym momencie życia wiara dała siłę?
Prawdę mówiąc, sama byłam zaskoczona tym, jak wielki pokój, mimo bólu i żałoby, towarzyszył mi w momencie odchodzenia taty. W tych trudnych dniach czułam się otulona Bożą miłością. Poczucie obecności Boga, to, że On jest i nad wszystkim czuwa, było dla mnie niezwykle kojące. Tata dwa dni przed śmiercią wyspowiadał się, przyjął Komunię świętą i sakrament namaszczenia. Było to jego ostatnie świadome działanie. Nie mam wątpliwości, że przeszedł do lepszego świata.
Co w obliczu śmierci przestaje mieć znaczenie, a co nabiera szczególnej wagi?
Na pewno przestają mieć znaczenie nasze małe racje, o które toczymy spory z innymi ludźmi. Dobre, głębokie relacje są zbyt cenne, by tracić je tylko po to, by „moje było na wierzchu”. Perspektywa śmierci odsłania kruchość życia, jego ulotność. Pokazuje, że nasz czas na ziemi jest krótki, więc nie warto go marnotrawić na walkę z drugim człowiekiem.
Trwa oktawa Wszystkich Świętych. Mówi się, że my, którzy żyjemy, którzy jesteśmy jeszcze w drodze, umieramy, a ci, którzy umarli, już żyją. Czy oni mogą nas inspirować duchowo?
Jak najbardziej! Ci, którzy odeszli przed nami, są naszymi braćmi i siostrami w Panu. To bardzo cenne towarzystwo. Nie tylko święci, błogosławieni, ale też nasi bliscy, o których wiemy, że przeżyli życie godnie, sensownie, w bliskości z Panem Bogiem, mogą być dla nas inspiracją i wzorem. Oczywiście, nie chodzi o naśladowanie w znaczeniu kopiowania kogoś ze świętych. Każdy człowiek jest inny i ma własną, niepowtarzalną drogę do świętości (Pan Bóg nie chce drugiej św. Faustyny, tylko chce doprowadzić do świętości mnie, Bognę!), ale możemy obficie korzystać z doświadczenia tych, którym udało się dojść do celu. Dlatego warto z nimi być w kontakcie – zarówno z tymi, którzy są w niebie, którzy już oglądają Boga twarzą w twarz, jak i z tymi, którzy jeszcze oczyszczają się w czyśćcu.
Czytaj także:
Uśmiech w obliczu śmierci. Ta młoda karmelitanka odeszła do Pana w opinii świętości
Czytaj także:
9 znanych osób, które myślały o poświęceniu życia Bogu
*S. Bogna Młynarz – doktor teologii duchowości, należy do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusowej. Autorka książek „To Bóg szuka człowieka”, „W Jego ranach” oraz bloga „Dusza Jezusa”, na którym pisze o sprawach boskich i ludzkich. Mieszka w Krakowie