separateurCreated with Sketch.

Czy złość może stać się życiodajną siłą? Co robić, by tak było?

ZŁOŚĆ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Złość może się opiekować i nami, i ważnymi sprawami w naszym życiu, i bliskimi nam ludźmi wtedy, gdy zostaje najpierw przyjęta i wysłuchana.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Zauważam ostatnio, zaczepiana w sieci ocenami i krytyką, że ludzka złość ogromnie się marnuje. Więc jestem sobie w ciszy z tymi zaczepkami, oddycham i… nie wchodzę w to. Przypominam sobie, że złość to nasz opiekun, dany nam z Nieba razem z całą uczuciowością, byśmy umieli się zorientować, o co nam w życiu chodzi. Nie po to, by innym dowalać, rozmontowywać się wewnętrznie czy robić inne fajerwerki. Zaczynając od zwykłych, codziennych i rodzinnych sytuacji, w których złość może być po coś, a nie po nic. Stawać się życiodajną siłą, a nie zarzewiem destrukcji.

 

Zamieniamy złość w agresję

Zamieniamy złość w agresję, bo coś nam to daje. Wybuch sprawia, że przybywa nam poczucia mocy. Im więcej mamy doświadczeń braku wpływu i bezsilności, tym bardziej kusząca staje się agresja. Można to porównać z sytuacją cofania się, aż poczujemy za plecami ścianę. Jesteśmy jednak wtedy już o wiele kroków poza granicami własnego bezpieczeństwa i tolerancji na frustrację – dlatego i reakcja może być bardzo spektakularna.

Dzięki wybuchowi w końcu nas widać i słychać. Na twarzach naszych bliskich też to widać. Rezonują z nami napięciem lub chowają się w sobie, by burza minęła. Napięcie tego, który się wkurza i wykrzykuje rozmaite słowa, najpierw wzrasta, a potem opada. Otoczeniu jednak napięcia tylko przybywa.

Nasze korzyści, jak poczucie mocy i rozładowanie napięcia, są pozorne, dlatego złość, która ujawnia się w kłótniach, docinkach i dowalaniu nie tyle coś sprawia, co staje się marnowaniem energii. Gdy krzyczymy, inni przestają nas słyszeć, bo mają dużo własnego lęku albo złości do zaopiekowania. Jeśli nasze słowa brzmią jak atak – wymyślają obronę. Reagują nie na potrzeby, o których nasza złość miała im opowiedzieć, ale na formę, w jakiej zostały wyrażone. Niezwykle rzadko cokolwiek z naszych słów bywa zrozumiane, stąd często pojawiające się w takich sytuacjach pytanie: „O co ci chodzi?”. To zresztą bardzo ważne pytanie.

 

Dlaczego wybuchamy?

Trzeba być mistrzem empatii, by umieć czytać złość drugiego człowieka i widzieć, że ona jest tam dlatego, że coś ważnego się stało; to szczęście, jeśli mamy takie relacje, gdzie drugi człowiek to widzi. Często jednak nie, bo – jak mówi Stephen Porges, neurobiolog – bardzo trudno w konflikcie być jednocześnie uczestnikiem (czyli stroną) i obserwatorem.

Wybuch zmniejsza szansę na to, by dostać od otoczenia tego, czego potrzebujemy (szacunku, bycia branym pod uwagę, bliskości, kontaktu itp.) i na ogół powoduje, że robi się jeszcze trudniej. I wiele energii potrzeba, by potem odbudować dobry klimat w domu, posklejać połamane zaufanie i zaopiekować nadwyrężone relacje.

A tymczasem złość może się opiekować i nami, i ważnymi sprawami w naszym życiu, i bliskimi nam ludźmi wtedy, gdy zostaje najpierw przyjęta i wysłuchana. Zanim zaczniemy działać pod wpływem jej gwałtownej „instrukcji”, potrzebujemy rozszyfrować wiadomość, z jaką przychodzi.

A przychodzi opowiedzieć nam o ważnych rzeczach. Na przykład, że kończą się nam zasoby i potrzebujemy jak najszybciej odpocząć (od nadmiaru bodźców, pracy) lub wyrównać braki (snu, relaksu, ładowania akumulatorów). Złość opowiada także o naszych wartościach, potrzebach i granicach. Złościmy się, gdy nie dzieje się coś, na czym nam bardzo zależy.

 

Działać mądrze i skutecznie

Dlatego złość potrzebuje być zapraszana do przyjaznego kręgu przy ognisku własnego wnętrza. Można po prostu z nią posiedzieć i dać jej odezwać się do nas samych, by wyjawiła, o co jej chodzi tak naprawdę. Czy o to, że ktoś wszedł w butach na umytą podłogę, czy że dawno nas nikt nie przytulił. Czy o to, że ktoś wydał o sto złotych więcej, niż myśleliśmy, czy dlatego, że się boimy o jutro albo chcemy więcej zaufania.

Możemy więc przytulić siebie w tym, jak nam trudno, opłakać to, co utracone. Pomóc może w tym kontakt z kimś, kto umie słuchać bez oceniania i brania stron, i nas akceptuje. A kiedy ciśnienie opadnie, możemy zapytać siebie: „To jak ja naprawdę konstruktywnie mogę zadbać o to, by w moim życiu wydarzyło się to ważne i cenne coś, co jest mi potrzebne?”. I ową ważną energię złości użyć do działania, które będzie dla nas dobroczynne, mądre i skuteczne.



Czytaj także:
Gdy niepokój o przyszłość staje się obsesją


enfant; ado
Czytaj także:
Czy dzieci muszą wiedzieć wszystko o naszej przeszłości?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.