separateurCreated with Sketch.

„Chodź, pobawimy się w związek”, czyli relacje na niby. Dlaczego w nie wpadamy?

ZABAWA W ZWIĄZEK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Hanna Kowalska - 17.11.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Na pytanie, czy są parą, zwykle odpowiadają: „to skomplikowane” lub wprost: „nie”. Z reguły tłumaczą to posiadaniem „otwartej głowy”, a kiedy druga strona odważy się spytać: „czym właściwie jest nasza relacja?”, najczęściej pada odpowiedź: „nie jestem jeszcze gotowy, gotowa na związek”.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Pamiętacie z dzieciństwa zabawę w dom, w salon fryzjerski, w sklep? Wszystko było identyczne jak w prawdziwym życiu, choć tak naprawdę zupełnie inne: plastikowe garnuszki, różowa suszarka na baterie, „zabawkowe” pieniądze. Ale naśladowanie zachowań dorosłych i ich prac sprawiało wtedy wielką frajdę, stanowiąc także ważny element rozwoju dziecięcej psychiki i różnych umiejętności. A potem zaskoczyła nas ta dorosłość i już wszystko robimy na serio. Czy jednak na pewno?

Relacje damsko-męskie w XXI wieku zostawiają tu całkiem szerokie pole do popisu. Zaczęło się niewinnie – od portali i aplikacji, które mają ułatwiać poznanie osób płci przeciwnej stanu wolnego, a skończyło na tym, że socialmediową łatwą dostępność wszystkiego, przeogromny wybór i zero zobowiązań przenieśliśmy w sferę związków.

 

Relacje – to skomplikowane

Tym sposobem powstały relacje typu situationship. To taka właśnie zabawa w związek, odtwarzanie zachowań bliskości i przywiązania, bez ich faktycznego istnienia. Dwoje ludzi czuje się ze sobą dobrze, mnóstwo czasu spędzają razem, mają wspólne zainteresowania i tematy, obdarzają się nawzajem czułością, bywa, że pomieszkują ze sobą, ale na pytanie, czy są parą, zwykle odpowiadają „to skomplikowane” lub wprost „nie”. Z reguły tłumaczą to posiadaniem „otwartej głowy”, a w zaciszu domowym, kiedy druga strona odważy się spytać: „czym właściwie jest nasza relacja?”, najczęściej jest lawirowanie i finalnie odpowiedź: „nie jestem jeszcze gotowy, gotowa na związek”.

 

Coś zazgrzytało

Kiedy zdarzy się właśnie to: on ją lub (częściej) ona jego spyta: „kim jesteśmy jako my? Jak – i czy w ogóle – widzisz naszą wspólną przyszłość?”, to znaczy, że para właśnie dobrnęła do punktu, w którym „lekko, łatwo i przyjemnie” okazało się mieć fatalne konsekwencje. Stało się coś, przed czym przestrzegają psychologowie, wskazując możliwe skutki relacji typu situationship – jedna (tylko jedna!) z osób zaangażowała się. Tego w umowie nie było…

Ja powiedziałabym raczej, że tych dwoje nie przeczytało umowy do końca. Zignorowali to, co było napisane na samym końcu drobnym druczkiem. Nie trzeba być psychologiem, by wiedzieć, że każdy z nas ma potrzebę emocjonalnej bliskości i głębokich więzi międzyludzkich. Tylko jedni ją czują i za nią podążają, a drudzy ją wypierają.

Niezależnie jednak od tego, w której grupie się znajdujemy, zabawa w związek jest zabawą z ogniem. Osoba wrażliwsza i pragnąca głębokich relacji prędzej czy później straszliwie się poparzy. A i ta druga nie jest żaroodporna, choć będzie taką zgrywała. W efekcie oboje wyjdą z takiego niby-związku mocno poranieni. Bo situationship to nie jest coś, w czym da się pozostawać latami. W którymś momencie coś zazgrzyta, komuś przestanie odpowiadać ten brak zobowiązań.

 

Po co udawać?

Prawda? Skoro im ze sobą dobrze, to co stoi na przeszkodzie, by byli parą? Jednym z powodów naprawdę może być to, że żyjemy w czasach, w których bez wysiłku możemy mieć mnóstwo rzeczy: informacje, przedmioty, lubienie przez innych (lajki!), nowych znajomych, więc i tu chcemy mieć korzyść bez wysiłku i bez obligujących do czegokolwiek umów.

Ale zwykle prawdziwym powodem jest lęk przed bliskością. Z różnych przyczyn wiele osób na niego cierpi. Będą potrafili wejść w relację, która z założenia nie zawiera autentycznej bliskości, ale w związek już nie. I wchodzą, tylko ugruntowując w sobie ten lęk i spędzając kolejne dni życia w płytkich relacjach.

 

Ratuj się, zanim się zaangażujesz

A może warto zacząć od situationship, a z czasem pojawi się zaangażowanie? Nie. To tak nie działa. Gdy widujesz się z kimś i czujesz, że zaczynasz się coraz bardziej angażować, a widzisz, że on nie, przyjrzyj się tej relacji uważniej. Niech motyle w brzuchu nie odbierają ci trzeźwości spojrzenia na kierunek, w jakim ona zmierza.

To jasne, że tempo, w jakim oboje się angażujecie może być (i najczęściej jest) różne. Ale dopóki jadąc tą autostradą, widzisz go w lusterku wstecznym, jest dobrze. Jeśli zaś widzisz, że bez przerwy znika, zbacza z drogi, to może lepiej wcześniej niż później porozmawiać, jak on postrzega waszą znajomość. Żeby nie zaskoczył cię po roku czy trzech stwierdzeniem, że przecież parą nie jesteście, więc o co ci chodzi… Jeżeli na pytanie o was powie: „Jest dobrze tak jak jest, po co coś zmieniać”, miej odwagę stanąć po swojej stronie. Nie ignoruj tego, co cię uwiera, choć z pozoru jest wam razem tak wspaniale. Uwierz mi, podziękujesz sobie za to.


RELACJA
Czytaj także:
My się po prostu lubimy, czyli 8 sposobów na zbudowanie szczęśliwej relacji


KŁÓTNIA
Czytaj także:
To największy wróg małżeńskiej relacji

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!