7-letni Filip Łuszczyński z Bystrzycy podjął się modlitwy duchowej adopcji. Przez 9 miesięcy gorliwie modlił się za jedno nienarodzone dziecko. Pod koniec grudnia jego modlitwa dobiegła końca, a chłopczyk jest już w trakcie kolejnej. – Muszę się pomodlić za dzidziusia – mówi. Rodzice są pod wrażeniem jego gorliwości i wytrwałości.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Chcę się pomodlić za dzidziusia
25 marca pani Judyta po raz kolejny podjęła się duchowej adopcji dziecka poczętego. Na mszy świętej kapłan zapraszał do podjęcia tej modlitwy. Kobieta przyjęła to zaproszenie. Zwłaszcza, że już wcześniej, nie będąc jeszcze w związku małżeńskim, adoptowała duchowo trójkę nienarodzonych dzieci.
Kolejnego dnia 7-letni Filip zobaczył aplikację duchowej adopcji na telefonie mamy. Chłopiec także chciał pomodlić się w podobnej intencji. – Ja po prostu chcę się modlić za dzidziusia – stwierdził.
„Przygoda” z różańcem zaczęła się jednak dużo wcześniej. Rodzina modli się razem regularnie. – Zawsze podobał mu się mój różaniec na palcu i synek pragnął mieć podobny – mówi Aletei Judyta Łuszczyńska.
Rodzice stwierdzili, że Filip jest jeszcze za mały na taki różaniec i odkładali ostateczną decyzję o jego zakupie. Poza tym dziecko miało wtedy zaledwie 5 lat. Do czasu rekolekcji oazowych rodzin Domowego Kościoła, połączonych z zabawą sylwestrową w grudniu 2019 roku. – Tak bardzo o niego prosił, że wyprosił. Kupiliśmy mu go, od tamtej pory nosi go na palcu nieustannie – dodaje pani Judyta.
W marcu ubiegłego roku Filip wraz z mamą rozpoczęli modlitwę duchowej adopcji. Rodzice byli pełni obaw, czy synek wytrwa w postanowieniu. Zupełnie niepotrzebnie. Chłopiec przypominał mamie o poczynionym zobowiązaniu wobec nienarodzonego dziecka. Zwykle używał słów: „Mamo, jeszcze nie modliliśmy się za dzidziusia, musimy się pomodlić”.
Mamo, musimy się pomodlić
Okazało się, że chłopiec bardziej pamięta o modlitwie niż mama. Zaskakujące były sytuacje, gdy późnym wieczorem wszyscy razem wracali do domu. Zazwyczaj dziecko usypiało w samochodzie. Rodzice przekładali go do łóżka, rozbierali, a dziecko spało aż do samego ranka. Podczas modlitwy było inaczej.
– Za każdym razem po położeniu go do łóżka otwierał oczy i mówił: „muszę się pomodlić za dzidziusia”. Było to dla nas zaskakujące. Zaczęliśmy się modlić w aucie podczas późniejszych powrotów do domu – wyjaśnia mama 7-latka.
Zadziwiająca sytuacja miała miejsce wówczas, gdy dziecko spędzało noc u cioci. – Następnego dnia siostra opowiedziała mi, że musiała się modlić z Filipkiem za dzidziusia na różańcu. Przy kolejnych wyjazdach synek dzwonił do nas i wtedy modliliśmy się wspólnie przez telefon – mówi pani Judyta.
Zdarzało się, że podczas służbowego wyjazdu rodziców chłopiec dzwonił do mamy i przypominał o modlitwie. Pani Judyta szukała wówczas swobodnego miejsca do odmówienia modlitwy. Jak przyznaje, wymagało to od niej odwagi i świadectwa przyznania się do wiary. Wiele osób przechodząc obok niej, słyszało jej głośną modlitwę duchowej adopcji.
29 grudnia modlitwa Filipka dobiegła końca – „jego” dzidziuś się narodził.
Mamy braciszka w niebie
Państwo Judyta i Sławomir Łuszczyńscy są bardzo dumni z syna. – Dzięki duchowej adopcji nie tylko nasz 7-letni potrafi odmawiać różaniec, ale również jego brat, 4-letni Patryk potrafi sam poprowadzić tę modlitwę – opowiada z radością pani Judyta.
Życie religijne, którego uczą rodzice, ma wpływ na postawę chłopców. Bracia wiedzą, że mają trzeciego brata, Grzesia, w niebie. Rodzice nie ukrywali przed nimi tego faktu.
Pani Judyta wspomina zdarzenie z pewnego wieczoru. – Każdego wieczoru czytam dzieciom książkę. Tamtego razu była to lektura o św. Ojcu Pio. Filip wiedząc, że zakonnik miał stygmaty, zaczął mnie pytać: „Mamo, ile ran miał Pan Jezus?”. Odpowiedziałam, że pięć. A on zaczął je wymieniać: „na rękach, głowie, nogach…” Dodałam, że Chrystus miał również przebite serce, na co Filip odrzekł: „Tak, jeszcze serce, ale ono nie jest takie ważne” (nie muszę dodawać, jakie było moje przerażenie). Powiedziałam mu: „Synu jak to nieważne?”. On zaś powiedział: “Bo potem żyje się w niebie”. Wówczas zrozumiałam, jaka moja wiara jest mała – tłumaczy pani Judyta.
W rozmowie z nami kobieta przytacza również przedświąteczną rozmowę 4-letniego Patryka (młodszy brat Filipa) z dziadkiem: „Dziadku, ja jestem teraz dzieckiem, potem będę ojcem, dziadkiem… Gdy mężczyzna dopytał chłopca, co dalej, on odpowiedział: „a potem pójdę do nieba”.
Dla dzieci państwa Łuszczyńskich jest rzeczą naturalną, że poza życiem na ziemi istnieje to wieczne, do którego wszyscy zmierzamy.
A modlitwa tak bardzo spodobała się 7-letniemu Filipowi, że jest on w trakcie kolejnej duchowej adopcji.
Duchowa adopcja dzieci zagrożonych
Zasady modlitwy są proste. Duchowa adopcja to zobowiązanie podjęte w intencji jednego dziecka, zagrożonego zabiciem w łonie matki. Jego imię znane jest Bogu. Przez dziewięć miesięcy osoba ogarnia modlitwą to dziecko. Składa się na nią jedna dziesiątka różańca, codzienna specjalna modlitwa oraz dodatkowe wyrzeczenie się lub ofiara.
Idea tego dzieła pojawiła się po objawieniach fatimskich. Miała to być odpowiedź na wezwanie Matki Bożej o podjęciu pokuty, modlitwy różańcowej i zadośćuczynieniu za grzechy, które ranią jej serce. W 1987 roku ojcowie paulini w warszawskim kościele Świętego Ducha rozpoczęli to dzieło, które wciąż jest kontynuowane.