Ksiądz Krzysztof – pracując tyle z ludźmi – łatwo mógł ulec przeciążeniu. Nie unieść nie tylko ludzkich ciężarów, ale też krytyki, z jaką się spotykał. A tymczasem jego życie kwitło: pasjami, przyjaźniami, przyjmowaniem i wypuszczaniem w świat głębokich treści.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Czytając i słuchając ks. Krzysztofa Grzywocza, mam myśl, że uosabiał on dojrzałe zaopiekowanie w sobie wysokiej wrażliwości. I to w taki sposób, że ona mogła go ubogacać w każdej sferze życia. A przecież pracując tyle z ludźmi – jako psychoterapeuta, wykładowca, ojciec duchowy w seminarium czy po prostu ksiądz – łatwo mógł ulec przeciążeniu. Nie unieść nie tylko ludzkich ciężarów, ale też krytyki, z jaką się spotykał. A tymczasem jego życie kwitło: pasjami, przyjaźniami, przyjmowaniem i wypuszczaniem w świat głębokich treści.
Nie zostawił nigdzie wprost żadnego testamentu opiekowania się wrażliwością. Jednak gdy słuchamy tego wysoko wrażliwego człowieka (jakim bezsprzecznie był), odnajdziemy o tym bardzo wiele. O dbaniu o siebie, o swój dobrostan, równowagę i potrzeby. Uczył szacunku i pokory w spotykaniu się z sobą samym. I chyba najłatwiej byłoby mi zacząć to odnajdowanie tropów opiekowania wrażliwości od tytułu jednego z podrozdziałów w jego poruszająco pięknej książce „W duchu i przyjaźni” (jej redakcję zakończył na dzień przed zaginięciem w Alpach). Znajdziemy tam zdanie:
Słuchaj bliźniego swego jak siebie samego.
Chociaż ten fragment odnosi się do momentu, gdy ks. Krzysztof pisze o kierownictwie duchowym – zdanie to mówi ogromnie wiele o samoświadomości i samoopiece. O używaniu „radaru wrażliwości”, by wiedzieć, co się u mnie dzieje.
Ks. Grzywocz i wrażliwość
„Słuchanie siebie” to kierowanie uwagi na siebie przy pomocy trzech części „ucha”, o jakich ks. Grzywocz wspomina: cielesnej, psychicznej i duchowej. Słucham więc, co się dzieje z moim ciałem. Dlaczego boli mnie głowa? Albo czemu zaczynam ziewać? Zauważam też swoje uczucia. Mogę się z nimi witać (choćby były najtrudniejsze na świecie lub budziły wstyd), wchodzić z nimi w dialog i pytać, o czym ważnym chcą mi powiedzieć.
Podobną rolę pełni dialog z własnymi potrzebami. Pozwala oglądać, jak mają się u mnie te najważniejsze z nich: potrzeba bezpieczeństwa, więzi, osobistej wartości, duchowości, bycia branym pod uwagę czy dostrzeganym. Pytanie własnych potrzeb o ich kondycję zresztą już w jakimś stopniu zaspokaja tę ostatnią – bycia widzianym właśnie. Bo widzę siebie.
Osoby wysoko wrażliwe mają skłonność do zamrażania swoich uczuć, by nie doświadczać ich intensywności – to skutkuje przeciążeniem i eskalacjami, także w relacjach z innymi. Ludzie wysoko wrażliwi wybuchają albo mają wszystkiego dosyć, kiedy nie nadążają za tym, co się u nich dzieje lub ignorują sygnały z ciała. Ks. Krzysztof jest niedościgły w opisywaniu sposobów budowania kontaktu z sobą samym. „Co czujesz?”, „Jakim kolorem namalowałbym to uczucie?”, „Co słyszy uczucie lęku albo pragnienie czułej więzi?”. Dlaczego to ważne? Bo jak pisze ks. Krzysztof – „Jeśli coś nazywam, nadaję temu imię, jestem w dobrym kontakcie z tą rzeczywistością.”
Uzdrawiająca przyroda
Ważnym narzędziem samoopieki była dla niego samotność – po to właśnie, by słyszeć siebie. Także w kontakcie z przyrodą, którą opisuje jako uzdrawiającą i regulującą. Kolejnym sposobem dbania o siebie, jaki odnajdujemy w jego spuściźnie, jest umiar i smakowanie małymi porcjami. Jak w historii o podarowanej jednej pralince albo o herbacie parzonej z jednego listka zioła, jaką został kiedyś poczęstowany. Jako istotne wsparcie w obsłudze siebie opisywał także rozum, który pomaga odróżniać rzeczywistość od własnych myśli o niej.
Przez wszystkie przypadki odmieniał bliskie i głębokie więzi oraz wsparcie. Bo, jak pisał z przejęciem, „człowiek jest najbardziej wrażliwą istotą świata. Nikogo nie można zranić tak jak człowieka – ani drzewa, ani zwierzęcia”. Osoby wysoko wrażliwe, skłonne do zarażania się cudzymi emocjami i przeżywania krytyki, znajdą też wiele światła w zdaniu, jakie podawał za fundament wszelkich relacji:
Ja to ja, a ty to ty.
I choć opisywał bliskie więzi jako niezbędne do życia, pokazywał, jak samotność otwiera na pragnienie Boga i możliwość spotkania się z Nim. Z Tym, w którym początek ma poczucie własnej wartości, czyli wewnętrznej i akceptującej siły, na której wrażliwość może się oprzeć.
Czytaj także:
Przyjaźń: czuły testament człowieczeństwa ks. Krzysztofa Grzywocza
Czytaj także:
Ks. Krzysztof Grzywocz o opiekowaniu się poczuciem własnej wartości
Czytaj także:
Co najbardziej niszczy nasze życie? Ks. Grzywocz zadał to pytanie znanemu naukowcowi