Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kasia Sierakowska, @pani_kasia_po_godzinach: Brak przestrzeni to moja frustracja. Trudno w ciągu doby znaleźć moment, w którym nie „wisi” na mnie któreś z dzieci. To piękne, rozczulające i cudowne, ale też zwyczajnie, po ludzku, męczące. Każdy zmysł da się przebodźcować – nikt nie dziwi się, kiedy mówisz, że głowa ci „puchnie” od hałasu, albo że oczy cię bolą od patrzenia w ekran. Rzecz ma się inaczej, jeśli chodzi o dotyk.
Mało się o tym mówi, zdaje się, że mało kto to rozumie. Wiele kobiet ma poczucie winy – bo przecież to ciągłe noszenie i tulenie to taka kwintesencja macierzyństwa, prawda? Wiele razy marzyłam, by usiąść sama w kąciku, żeby nikt mnie nie widział i nie dotykał. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, śpi na mnie dziecko. Jak sobie z tym poradziłam? Na początek pozwoliłam sobie na te uczucia! A później... później zabrałam dzieci do lasu.
Loading
Iwona Górkiewicz, @iv_gor: Moja pierwsza duża frustracja to karmienie piersią. Miałam ogromne trudności przy każdym dziecku, aby karmić piersią. Przy pierwszym było najtrudniej. Wciąż czułam się gorsza, że daję dziecku jeść butelkę. Frustrowało mnie to, że mimo, że tak bardzo chcę i tak bardzo się staram, wciąż mi to karmienie piersią nie wychodzi. Trochę jakbym była wybrakowana. Dopiero przy kolejnych dzieciach dawałam sobie wolność. Nie idzie? Trudno. Ale długo to we mnie pracowało. W końcu zadałam sobie pytanie: czy lepiej, aby moje dziecko męczyło się, a ja z nim, czy lepiej, aby moje dziecko było najedzone i spokojne, co też na mój spokój wpływało?
Ktoś może powiedzieć, że może zbyt szybko się poddawałam, ale to był długi proces –pogodzenia się z tym, że nie zawsze może wyjść, że moje decyzje o zaprzestaniu starań o karmienie piersią to nie kaprys, że nikomu krzywdy nie robię; pogodzenie się z tym, takie wewnętrzne. Wtedy odpuściła frustracja.
Iwona Górkiewicz, @iv_gor: Druga frustrująca sprawa to wszelkie zabawy z dziećmi – kompletnie nie dają mi radości zabawy w odgrywanie ról, zabawy lalkami, wymyślanie historii, wszelkie plastyczne zajęcia. Zawsze robiłam to pod przymusem, byłam wykończona takim spędzaniem czasu z dziećmi. Wcześniej widziałam w tym swoją winę... Jak to nie chcesz się bawić z własnym dzieckiem? Nudzi cię to? Jak tak można? No i po takich pytaniach frustracja była ogromna. Ale z czasem jak postawiłam bardziej na poznanie siebie samej, swoich potrzeb, na to, by zajrzeć w głąb siebie. Zrozumiałam, że ja nie muszę tego robić.
W zamian za to proponuję aktywność, która będzie dla mnie przyjemnością, która da mi fajny czas z dziećmi, a nie męczarnię. Zdecydowanie lepiej nie zmuszać się do tego, co spowoduje nasze złe samopoczucie, lepiej spędzić czas tak, żebym i ja jako mama czerpała z tego radość.
Loading
Katarzyna Giska, @inzynier_kasia: Frustracja – jedna z nieodłącznych części mojego macierzyństwa. Pojawia się, gdy mój kubeczek jest prawie pusty. Z życia wzięte: posprzątam, wyjdę do WC, wracam – przeszło tornado, wychodzimy do kościoła, ubiorę dziecko na 5 min. przed wyjściem, pójdę ubrać siebie – wracam – dziecko brudne. Śpieszy mi się, moje dzieci akurat w tym momencie przestają współpracować. I tak codziennie, od nowa.
Czasem te sytuacje denerwują bardziej. Dzieje się to wtedy, gdy dbam tylko o potrzeby innych, a nie swoje. Kiedy coś bardziej denerwuje niż zawsze, to znak, żeby zwolnić, zrobić coś dla siebie. Moje sposoby? Spotkanie z przyjaciółką, wyjście na samotne zakupy, kąpiel przy świetle świec, ciepła herbatka i wieczór w ciszy pod ulubionym kocem, domowe spa. Wszystko w zależności od możliwości. Napełniam kubeczek, a wtedy i życie, i macierzyństwo stają się prostsze.
Loading
Beata Kiernicka, @beata.kiernicka: Dużo mówi się o podążaniu za dzieckiem. Jego potrzebami, rytmem, tempem. I słusznie. Nie można jednak udawać, że zawsze są zgodne z naszymi oczekiwaniami. Zagłuszanie oczekiwań nie sprawi, że znikną. Będą rosły, tylko dużo bardziej dziko niż zauważone i odpowiednio przycięte. Ale od początku. Myślałam, że wraz z urodzeniem dziecka dostałam dar cierpliwości. Długie godziny karmienia, ciągłe noszenie i prysznic w biegu przez wiele miesięcy przyjmowałam ze szczerym spokojem. Było dobrze.
„Nic nie mogę zrobić” zaczęło mi jednak przeszkadzać. Byłam rozerwana pomiędzy opieką nad Józiem (który wymaga ciągłej uwagi), dbaniem o dom i pełnieniem misji w innych obszarach. Cieszyłam się, że – zgodnie ze swoim założeniem – mogę być z synem w domu. Ale tak bardzo frustrowało mnie to, że robienie czegokolwiek poza tym kończy się wielkim bałaganem i płaczem. Zaczęło się to zmieniać, gdy powiedziałam głośno, że spodziewałam się czegoś innego. Oczekiwałam, że Józek „w tym a w tym wieku” usiądzie na dywanie i chwilę się pobawi. Że nauczy się nie wrzucać wszystkiego do toalety i zrozumie, że wspinanie się po regale jest niebezpieczne. Że pozwoli mi spokojnie zrobić obiad albo usiąść na chwilę do komputera. Wciąż tak nie jest. Ale nie myślę „miało być inaczej”.
Jak poradziłam sobie z frustracją? Dzięki prawdzie. Stanęłam naprzeciw drzewka moich oczekiwań i przycięłam je tak, by moja mała roślinka nie rosła w jego cieniu. Nie tłumię ciągłej potrzeby towarzystwa i pomysłowości mojego syna. Będąc w domu, jestem dla mojej rodziny. Na czas innych działań oddaję Józia w ręce dziadków. Już nie próbuję pracować o świcie, wieczorami, w soboty, z dzieckiem pod pachą. U nas to nie działa. Próbowałam.
Jeśli czujesz frustrację, zastanów się, czy jej źródłem nie jest bolesne zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Nie pozwól, by twoje życie schowało się za wyobrażeniami o nim – bo nie dostrzeżesz rozwiązań.
Loading
Justyna Narewska, @mama_dziennikarka: Pamiętam, że kiedy urodziła się moja pierwsza córka, wszyscy się nad nią zachwycali i pytali tylko o to, jak śpi, ile je, czy jest grzecznym niemowlęciem. I to wszystko było w porządku. Tylko w pewnym momencie, kiedy zaczęła mi się już ujawniać depresja poporodowa, robiło mi się przykro, że nikt nie pamięta o mnie. O moich potrzebach. Tak jakbym przestała się liczyć. Przypomniały mi się wtedy słowa mojej znajomej, która w trakcie zorganizowanego baby shower dla mnie, powiedziała: „Pamiętaj, wszyscy teraz będą rozczulać się nad dzieckiem. Ale ty też się liczysz” i podarowała mi wtedy niesamowicie pachnący żel do kąpieli, który wspomaga pielęgnację rany po porodzie. Och, jakże ja byłam jej wdzięczna za ten mały, zwykły podarunek. Leżałam w wannie i wdychałam zapach kasztana i w myślach dziękowałam Bogu za moją doświadczoną znajomą, która sama była już nie tylko mamą, ale i babcią.
Loading