Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Tata kupił mamie ostatnio bombonierkę z okazji rocznicy ślubu. Czegoś takiego Wiola dawno nie widziała.
Jej tata nadużywał alkoholu, a ona musiała grać rolę odpowiedzialnej, troszczącej się o rodzeństwo. Kiedyś powiedziała: „Dość”. Znalazła nowe towarzystwo, związała się z chłopakiem, który... też był alkoholikiem. I znów była tą silną.
Nawrócenie, później jeszcze kilka znajomości w poszukiwaniu „Mister Right”.
W końcu Wiola założyła społeczność „Katolickich singli”. Na organizowanej przez siebie imprezie poznała „prawdziwego mężczyznę”. Ale Paweł nie zawsze taki był. Gdy 2 lata wcześniej jego przyszła żona odmawiała nowennę o dobrego męża, on właśnie... nawracał się.
Wytrwałość
– Co jest dla was najważniejsze w tej historii? – pytam na początku rozmowy.
Wiola: – Wytrwałość w modlitwie. O swojego męża modliłam się latami. Myślałam, że może mam być sama, źle rozeznałam powołanie? Ale Pan Bóg przypominał mi, przez różne osoby czy sytuacje, żebym się nie poddawała.
– Jesteś organizatorką wesel. Czy to cię frustrowało, że kolejne, ale nie twoje? – Tę pracę rozpoczęłam już po moim nawróceniu, jednak historia, którą chcę dziś opowiedzieć, zaczyna się dużo wcześniej...
Bunt
Wychowałam się w katolickiej rodzinie, lecz nie miałam osobistej relacji z Bogiem ani poczucia, że Go znam.
W domu trudna sytuacja: tata pił. Miałam starszego brata, urodziło się młodsze rodzeństwo, którym się zajmowałam. Przyszedł moment buntu. Znalazłam swoje towarzystwo, zaczęły się imprezy, już nie byłam tak pomocna w domu.
Miałam ogromne pragnienie miłości. Poznałam faceta, który zainteresował się mną, wziął na randkę... Za jakiś czas był moim narzeczonym, zamieszkaliśmy razem i prawie wzięliśmy ślub. Wydawało mi się, że mnie kocha i stworzymy rodzinę.
A tak naprawdę nie byłam szczęśliwa. Będąc w relacji, czułam się samotna. Przeżywałam konflikt wewnętrzny. Chciałam żyć po Bożemu, w czystości, ale miałam wrażenie, że jeśli to powiem, chłopak mnie zostawi.
Tęsknota
Ciągle tęskniłam za Bogiem, jednak bałam się stracić coś, co – jak wtedy sądziłam – było spełnieniem moich marzeń. Tamten związek trwał sześć lat. Rozstawaliśmy się kilka razy. W końcu podjęłam ostateczną decyzję.
Teraz mogłam „poświęcić się Bogu” i żyć w czystości. Ale co to za trud, jeśli z nikim się nie jest? To jeszcze nie był moment prawdziwego nawrócenia. Nie pozwoliłam Panu Bogu zapełnić wewnętrznej pustki i potrzeby miłości. Ciągle oczekiwałam na człowieka, który mi to da. Weszłam w kolejną trudną relację, która trwała półtora roku.
Było bardzo źle, czułam frustrację, że ciągle to ja muszę zabiegać o związek. We wszystkich moich relacjach tak się działo. Pojawiła się myśl, by pojechać na mszę świętą oraz modlitwę o uzdrowienie. I wtedy zaszła zmiana...
Zmiana
Tam Pan Bóg, przez jedną z osób zaprosił mnie do wspólnoty. Dałam Mu szansę na dotyk serca. Już kilka lat buduję relację z Jezusem, nie wyobrażam sobie życia bez Niego, bez Eucharystii, modlitwy...
Poczułam, jak cenną wartością jest czystość. Nie umiałabym wrócić do poprzedniego życia, które – z obecnej perspektywy – wydaje mi się koszmarem. Rozeznałam też, że chciałabym mieć męża i rodzinę. Przez wiele lat modliłam się w tej intencji litanią, przez wstawiennictwo św. Józefa.
Nieraz poznawałam kogoś w gronie wierzących i wydawało mi się, że to „ten”. Znów jednak mocno zawiodłam się na kimś, bo za bardzo byłam przekonana, że Pan Bóg chce tej relacji.
List
Po tej porażce, ale z Panem Bogiem u boku, trafiłam na nowennę o dobrego męża. Akurat chorowałam, spędzałam sama czas w domu, a ta modlitwa pozwoliła mi się wyciszyć (jestem na co dzień dość energiczna) i lepiej poznać samą siebie. W ostatni dzień trzeba było napisać list do przyszłego męża. Napisałam, włożyłam do szuflady.
Minął rok, półtora. W międzyczasie zaczęłam organizować spotkania „Katolickich singli”, bo pragnęłam stworzyć ludziom wyznającym chrześcijańskie wartości możliwość wspólnej modlitwy, poznania się, zabawy, budowania relacji. Ale byłam tak pochłonięta sprawami organizacyjnymi, że sama nie miałam czasu z nikim dłużej porozmawiać.
Jednego sylwestra organizowaliśmy we trzy osoby. Akurat gorzej się czułam i poruszałam się o kuli. I chyba właśnie dlatego... Paweł miał szansę mnie dogonić! Poprosiłam go o pomoc w sprawach komputerowych.
Oszalałeś?
Spędzaliśmy z sobą trochę więcej czasu. Dowiedziałam się, że dla niego Pan Bóg jest najważniejszy, co mnie zainteresowało, bo nie chciałam już „ciągnąć” kogoś za sobą i marzyłam o mężu, dla którego Bóg będzie na pierwszym miejscu.
Gdy „motyle” zaczynały poruszać się w moim brzuchu, powiedziałam Bogu: „Oszalałeś? Przecież to w ogóle nie jest mój typ!”. Ale kilka sytuacji bardzo mnie zaintrygowało...
Jedna z nich miała miejsce, gdy wyszliśmy wieczorem na spacer i zatrzymaliśmy się na chwilę, by porozmawiać. Naprzeciw stała latarnia, która świeciła mi prosto w oczy. Gdy zwróciłam na to uwagę, Paweł przesłonił ją sobą. Nie dałam po sobie poznać, że byłam w szoku. Myślałam, że nie ma już takich mężczyzn.
Zaręczyny
Później spotkaliśmy się w Krakowie. Postanowiłam opowiedzieć mu o moich słabościach i chorobach. Na tamten moment – przy lekach, jakie brałam – nie mogłabym mieć dzieci. A on na to: „A co powiesz na adopcję?”.
Mieszkaliśmy 300 km od siebie. W piątki po swojej pracy Paweł przyjeżdżał do mnie autobusem. Nie narzekał na odległość czy zmęczenie. Nocował w pokoju gościnnym w domu moich rodziców.
W tygodniu dużo rozmawialiśmy przez telefon. Poznaliśmy się 30 grudnia 2018 r., a już 11 maja 2019 r. zaręczyliśmy się. Potem mój narzeczony przeprowadził się bliżej, byśmy mogli częściej się spotykać.
Razem uczestniczyliśmy w mszach świętych, zrodziła się jedność duchowa. Wiele lat szukałam miłości, wydawało mi się, że kocham, ale gdy poznałam Pawła, poczułam niezwykłą różnicę.
Uzdrowienie
Moi rodzice bardzo go polubili, praktycznie od razu. Tata wielokrotnie widział, jak płaczę przez różnych facetów i serce mu się krajało. Teraz widać było radość na jego twarzy. Od kilkunastu lat mój tata jest trzeźwy, a nasza rodzina bardzo się odbudowała.
Podczas rozmów z Pawłem, już po zaręczynach, przypomniało mi się, że mam list, który napisałam po nowennie o dobrego męża. Gdy dowiedział się, że odmawiałam ją w grudniu 2016 r., usłyszałam: „W tym momencie właśnie przechodziłem swoje nawrócenie”.
Dziś myślę, że to niesamowite, ile Pan Bóg dał nam poczekać, zanim się spotkamy, by mógł nas jeszcze ukształtować. Byśmy mogli siebie samych pokochać, pozamykać i pozmieniać pewne sprawy. Paweł uciekłby, gdyby mnie wtedy poznał! – śmieje się Wiola.
Pustka
Głos zabiera jej mąż: – Też pochodzę z katolickiej rodziny, ale wiara była bardziej tradycją niż czymś żywym. Co niedzielę zjawiałem się w kościele, bo tak wypadało, do spowiedzi przystępowałem tylko na święta.
Po studiach wyprowadziłem się do większego miasta, podjąłem pracę. Myślałem, że coś się zmieni na lepsze, ale tak naprawdę wkraczałem w coraz większą pustkę. Moja codzienność składała się z pracy i siedzenia w domu przed komputerem. Każdy dzień był taki sam.
Trwałem w grzechu nieczystości, pojawiła się pornografia. Przez jakiś czas mi to odpowiadało, bo prowadziłem życie bez problemów, nie musiałem się nikim opiekować, o nikogo troszczyć. Tyle, żebym coś zjadł i poszedł do pracy.
Sądziłem, że tak już będzie do końca. Ale uratowało mnie to, że jednak co tydzień przychodziłem do kościoła.
Pieśń
Na jednej z niedzielnych mszy usłyszałem pieśń, która bardzo mi się spodobała. Próbowałem ją odszukać w internecie. Padały w niej słowa: „Niepojęty, niezmierzony”. Trafiłem na nagranie ze Szkoły Nowej Ewangelizacji z Lublina. Sprawdziłem, czy jest taka szkoła w mieście, w którym mieszkam.
Okazało się, że jest i za 2 tygodnie organizują kurs „Nowe życie”, więc się na niego zapisałem! Od tamtego czasu zaczęła się moja droga z Panem Bogiem. Wtedy po raz pierwszy Go spotkałem i doświadczyłem Jego miłości.
Poznałem, że nie jest „grożącym dziadkiem gdzieś z góry, który nas rozlicza ze wszystkich grzechów”, tylko miłującym Ojcem.
Walka
Kurs rozpoczynał się w grudniu 2016 r. Potem wstąpiłem do wspólnoty. Zostałem uwolniony z moich grzechów nieczystości „jak ręką odjął”. Pojawiły się upadki, ale miałem na tyle wiary, że po każdym z nich szedłem do spowiedzi i walczyłem, by być w łasce uświęcającej.
Zacząłem spotykać się z dziewczyną ze wspólnoty, lecz po kilku miesiącach nasza relacja rozpadała się. Zauważyłem swoje braki i doszedłem do wniosku, że muszę coś w sobie zmienić. Potrzebowałem formacji, chciałem zawalczyć o swój rozwój.
Natrafiłem na „Drogę Odważnych” i półroczny kurs „Powołanie do przywództwa” z comiesięcznymi spotkaniami w Niepokalanowie. Te spotkania dużo mi dały. Pokazały, jaki powinienem być, czego szukać, jak budować relację z Panem Bogiem.
Odtąd postanowiłem co tydzień chodzić na adorację, trwać przy Panu, słuchać Jego głosu. Dał mi wtedy ważne słowo: „Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz” (Joz 1,9).
Spotkanie
Zbliżał się koniec roku, znajomy ze wspólnoty powiedział mi o sylwestrze „Katolickich singli” i zapytał, czy się nie wybiorę. Odpowiedziałem: „Czemu nie? Może kogoś poznam?”. Okazało się, że zająłem ostatnie wolne miejsce.
Pamiętam, że Wiola ledwo mogła wejść na stopnie schodów, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy. Od razu mnie zainteresowała. Później polubiłem ją na tyle, że chciałem bardziej ją poznać. Kilka razy widzieliśmy się i rozmawialiśmy przez telefon.
Kiedyś pojawił się u mnie cień zwątpienia, czy to na pewno „ona”. Mieliśmy ustalone, że we wtorki i czwartki zdzwaniamy się. Pomyślałem, że tym razem nie zadzwonię.
Pewność
Ale w czwartki chodziłem też na adorację. Na tej modlitwie Pan Bóg wlał w moje serce głębokie pragnienie, że jednak powinien zadzwonić. Rozwiał wszystkie wątpliwości, które przez cały dzień kłębiły się we mnie.
Od tamtego momentu poczułem, że Pan Bóg chce, żebyśmy byli razem i zostali małżeństwem. Już nie miałem żadnych wątpliwości – kończy swą opowieść Paweł.
A Wiola dodaje: – Modliliśmy się codziennie w intencji czystości, by Pan Bóg dał nam siłę, aby wytrwać w niej do dnia ślubu. Zawierzyliśmy Mu budowanie naszej relacji, przez Maryję.
Pandemia
– Jako osoba, które zajmuje się planowaniem wesel, z radością zaczęłam organizować własne. Uwielbiam swoją pracę. Najpiękniejszy jest moment, gdy młodzi wchodzą na salę pełną gości, a ja im w cieniu towarzyszę, po wielu miesiącach przygotowań i stresu.
I my mieliśmy wszystko perfekcyjnie zaplanowane, ale... przyszła pandemia. 25 kwietnia 2020 r. był nasz ślub i miało być wesele. Poczułam smutek, że nie stanę na środku sali w białej sukni jak księżniczka, by wznieść toast z małżonkiem, wśród wielu gości. Ale tak naprawdę nawet do głowy nam nie przyszło, by przekładać datę ślubu.
Weszły restrykcje, że w kościele może być – oprócz kapłana – pięć osób, a więc my, świadkowie i fotograf. Wtedy mój tata powiedział: „Cale życie marzyłem, że cię poprowadzę do ołtarza, więc chciałbym to zrobić, a potem mogę wyjść z kościoła”. Oboje płakaliśmy.
Szczęście
Dopiero w poniedziałek przed naszym ślubem zniesiono aż tak radykalne obostrzenia. Tata poprowadził mnie do ołtarza i płakaliśmy już we trójkę, gdy podawał moją rękę Pawłowi, mówiąc: „Oddaję ci mój skarb”.
Mieliśmy maleńkie przyjęcie w domu. Był pierwszy taniec, bufet, oczepiny. Jedyna panna w tym gronie – moja siostra – złapała bukiet. Nasz stół prezydialny pięknie przybrano, a ciocia podawała nam rosół jak w restauracji. Było wspaniale – podsumowuje Wiola.
– Wasze wesele miało miejsce w domu rodzinnym, w którym kiedyś brakowało miłości. A teraz Pan Bóg ją do niego wprowadził... Co byście chcieli podkreślić na koniec naszej rozmowy? – pytam małżonków.
Wiola: – Mój mąż jest najpiękniejszym darem od Pana Boga.
Paweł: – A moja żona dla mnie. Moje życie zmieniło się z łatwego i nieszczęśliwego na wymagające i... szczęśliwe.