separateurCreated with Sketch.

Krzysztof Zanussi: Czy warto umierać za smartfona?

KRZYSZTOF ZANUSSI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
RTCK - 25.04.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zanussi: Każdy może stać się bohaterem i poświęcić coś dla dobrej sprawy. To może być własna przyjemność, wygoda, pieniądze czy sława, a w tym najbardziej skrajnym przypadku nawet życie.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pozwólcie najpierw na jedno niewygodne spostrzeżenie. Otóż oddanie życia za coś lub kogoś jest w programie wszystkich terrorystów. Kamikadze japońscy zakładali, że umrą w ataku, i robili to dobrowolnie dla swojej ojczyzny. Terroryści arabscy godzą się z tym, że zginą, ale są przekonani, że jeśli oddają swoje życie świadomie, wejdą do nieba.

Podstawowe pytanie brzmi: Co to znaczy „świadomie”? Na ile człowiek jest sobą w całości w danym momencie życia, a na ile jesteśmy zawsze tylko cząstką siebie, a dopiero w jakimś wyjątkowym momencie osiągamy pełnię autoświadomości? Może dopiero z perspektywy zakończonego życia można mówić o kimś jako o pełnej osobie?

Jeśli chodzi o tych wszystkich, którzy zabijają w zaślepieniu, to podejrzewam, że oni tylko jakąś malutką cząstką siebie rozumieją coś ze swojego istnienia – reszta pozostaje w ciemnościach. Tak samo jest z samobójcami. W porywie chwili odnoszą wrażenie, że wybrali swój los świadomie, a tak naprawdę tylko maleńka cząstka ich chce własnej śmierci.

(…) A jak to było z ojcem Maksymilianem Kolbe, który w Auschwitz dobrowolnie oddał życie za innego więźnia, zupełnie mu nieznanego, a Kościół ogłosił go świętym? Nie ukrywam, że o tym człowieku krąży wiele negatywnych świadectw. Był trudny, czasem uprzykrzony, no ale z drugiej strony wielu świętych miało niełatwe charaktery, choćby św. Paweł czy Augustyn. Święci bywali utrapieni, o. Pio też nie był aniołem. (niech mi oni wszyscy wybaczą, bo powtarzam tylko to, co powszechnie się o nich mówi).

Ojciec Kolbe oddał życie za życie kogoś anonimowego, za życie zupełnie przypadkowego człowieka. Żeby chociaż umarł za bohatera, za kogoś, kto np. da świadectwo temu, co przeżyli w obozie. Chcielibyśmy, żeby w ludzkim rachunku istniało jakieś proste uzasadnienie jego ofiary – coś, co pozwoliłoby powiedzieć, że było warto. Nie. On oddał życie po prostu za drugiego człowieka, bliźniego. I ten bliźni niczym się nie wyróżnił. Niczym się nie zasłużył.

Jestem przekonany, że ojciec Kolbe do swej decyzji przygotowywał się przez całe życie. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że takiej decyzji nie podejmuje się pod wpływem przelotnych uczuć. To był jego program: On tak rozumiał chrześcijaństwo, że ma oddać życie za drugiego człowieka, podobnie jak Chrystus umarł za niego.

W tym momencie dopiero dramat tego człowieka nabiera pełnego wymiaru. Kolbe konał podobno kilkanaście dni, ale wiadomo, że esesmani proponowali mu kilkakrotnie w czasie jego agonii, że w każdej chwili może wyjść. Że gdyby się rozmyślił, to proszę bardzo, tamten więzień pójdzie umierać, a jego wypuszczą. Dlaczego esesmani go kusili? Bo chcieli bardzo, żeby się okazało, iż człowiek jest niezdolny do oddania życia za drugiego człowieka. A Kolbe udowodnił, że człowiek jest do tego zdolny. Jak wiemy, dobito go zastrzykiem, bo – mimo że był słabego zdrowia – najdłużej wytrzymał brak wody i jedzenia.

Przyszło mi do głowy, że stan świadomości jest jakby kluczem do znalezienia odpowiedzi na pytanie, co znaczy oddać życie i czy warto to zrobić. Jeżeli śmierć jest wyłącznie aktem desperacji podyktowanym emocją, wtedy nie budzi to we mnie pełnego uznania czy zachwytu. Ba, czasem wręcz nasuwają się słowa potępienia, jeśli jest to akt terroryzmu (…).

To, co zrobił ojciec Kolbe, jest dowodem na to, że człowiek może osiągnąć w swoim człowieczeństwie wymiar nadprzyrodzony, że może siebie samego przekroczyć. I to jest dla mnie prawdziwa transcendencja, wyjście poza siebie. Dlatego kiedy pytam, czy za coś warto umierać, a zaraz potem myślę, że Maksymilian Kolbe umarł z miłości do Chrystusa, którego widział w drugim człowieku, to żarty się kończą. I nigdy już nie powiem, że nie ma niczego, za co warto oddać życie.

To jest wyzwanie straszliwie trudne. Bo łatwo zapisać się do chrześcijan, ochrzcić się, ale potem trzeba zrozumieć, że być może ktoś nas kiedyś postawi przed takim zadaniem, przed jakim został postawiony św. Maksymilian. Musimy się modlić, aby tak się nie stało. Ale – gdyby się stało – módlmy się, abyśmy sprostali.

To musi na koniec zabrzmieć patetycznie. Nie może być inaczej, skoro mówimy o sprawach ostatecznych, od których nie ma ucieczki. Życie trzeba przeżyć na najlepszy dostępny nam sposób. Można je przeżyć byle jak, strwonić, ale można też – przy najbardziej niesprzyjającym losie – osiągnąć pełnię własnego człowieczeństwa. Decyduje o tym suma naszych decyzji podejmowanych każdego dnia. Raz banalnych, a innym razem – kiedy sytuacja nas do tego zmusi – bohaterskich.

Warto wierzyć, że każdy może stać się bohaterem i poświęcić coś dla dobrej sprawy – to może być własna przyjemność, wygoda, pieniądze czy sława, a w tym najbardziej skrajnym przypadku nawet życie. Bo myślę, że nawet życie warto czasem poświęcić. Ale nie za smartfona.

*Fragment książki K. Zanussiego, Czy warto umierać za smartfona?, RTCK 2021; tytuł, lead, skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.