Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
28 kwietnia wspominamy św. Joannę Berettę Mollę (1922-1962), włoską lekarkę. Świętą ludzką tak bardzo, że jej mąż Piotr Molla przyznał z niedowierzaniem:
Nie jestem przekonany, żebym żył ze świętą.
Joanna i Piotr Mollowie
Poznali się w grudniu 1954 r. W kwietniu 1955 r. byli już zaręczeni. Z ich okresu narzeczeńskiego pozostały przepiękne listy, z których przebija głęboka miłość, wzajemny szacunek, serdeczna przyjaźń i pragnienie życia blisko Boga.
Pobrali się 24 września 1955 r. Ich małżeństwo trwało niecałe 7 lat.
Mieli 4 dzieci. Na początku ostatniej ciąży Joanna dowiedziała się, że w jej macicy rozwinął się włókniak. Mimo zaleceń lekarskich odmówiła dokonania aborcji. Zmarła tydzień po porodzie, 28 kwietnia 1962 r.
Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie nosiła było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące.
Joanna Beretta Molla: święta (nie)zwyczajna
Joanna chodziła po górach, jeździła na nartach, odwiedzała teatr i filharmonię. Lubiła dobrze wyglądać. Przed czwartym porodem poprosiła męża, który wyjeżdżał służbowo do Paryża: „Przywieź mi magazyny mody. Jak urodzę Gianninę, chcę dobrze wyglądać”.
Była lekarką na 100 procent, mamą na 100 procent, żoną na 100 procent. Człowiekiem na 100 procent. Piotr Molla wspominał:
Twoim bezgranicznym marzeniem, jako żony, było mieć dzieci. Dużo dzieci. Wspaniałych i dobrych.
(...) Za każdym razem, gdy oczekiwałaś dziecka, ileż było w Tobie modlitwy, ufności w Bożą Opatrzność, a także ile męstwa w cierpieniach! Przy każdym porodzie cóż za hymn dziękczynienia wznosiłaś ku Bogu!
Chciałaś, aby zaraz po chrzcie, jak tylko skończą się ceremonie, każde z dzieci było ofiarowane i powierzone szczególnej opiece Matki Bożej Dobrej Rady.
(...) Cieszyliśmy się w pełni radością z naszych dzieci, żyliśmy dla nich i byliśmy z nich tacy dumni.
A Ty wciąż miałaś w sobie radość z życia, cieszyłaś się i zachwycałaś pięknem stworzenia, górami i śniegiem na ich szczytach, koncertami muzyki symfonicznej i teatrem – jak w czasach Twojej młodości, jak w czasach naszych zaręczyn.
W domu ciągle pracowałaś: Nie pamiętam byś kiedykolwiek się położyła, a nawet abyś odpoczywała w ciągu dnia. Chyba że byłaś w niedyspozycji.
(...) Twoje postanowienia i czyny były zawsze w pełnej zgodzie z Twoją wiarą. Były zgodne z duchem, jaki Cię ożywiał i z zaangażowaniem apostolskim z czasów Twojej młodości. Pełne zaufania Bożej Opatrzności i ducha ogromnej pokory.
W każdej sytuacji odwoływałaś się zawsze i powierzałaś się woli Bożej.
Każdego dnia, pamiętam, miałaś zarezerwowany czas na modlitwę i rozmyślanie, na Twoją rozmowę z Bogiem i na Twoje dziękczynienie za niewypowiedziany dar naszych cudownych dzieci. I byłaś taka szczęśliwa.
(...) Wiele razy prosiłaś, bym wybaczył Ci, że sprawiasz mi zmartwienia.
Miała w sobie tyle zwyczajności! Trudno się dziwić, że Kościół inspiruje się jej świętością.
Zajrzycie do kilku z jej myśli: