separateurCreated with Sketch.

Dla tych, którzy myślą, że „nie zasługują na miłość”

PRZYTULENIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gdy ktoś mówi: „Nie mam czasu teraz”, myślimy: „Nikt nie chce spędzać ze mną czasu”. W dodatku nie mając doświadczenia bezpiecznej bliskości, możemy doświadczać przerażenia, gdy ktoś uwagę jednak nam poświęci.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Myśli, że „nie zasługuję na miłość”, „coś jest ze mną nie tak” są trudne do zatrzymania, bo mają swój wiek. Towarzyszą im równie stare uczucia: osamotnienia, odizolowania, wstydu albo i rozpaczy. Nie ma na nie szybkich sposobów, bo żyliśmy z nimi nieraz i tyle, ile wskazuje PESEL. Ponieważ jednak biorą się z iluzji, warto się nimi zaopiekować, by życie nie upłynęło nam w krainie nieprawdy.

Nasze myśli o sobie i to, z czym kojarzymy bliskość, biorą początek z najwcześniejszych relacji. Nie kształtuje ich pierwsze nieszczęśliwe zakochanie ani problemy w dorosłych relacjach, choć oczywiście mogą one wzmacniać te pierwsze wzorce. Bardzo często zresztą tak nieświadomie wybieramy: ludzi i sytuacje, którzy nam tylko potwierdzą pierwsze i najgorsze założenia o nas samych.

Kiedy przychodzimy na świat, czerpiemy wiedzę o sobie od najbliższych opiekunów. Żaden człowiek sam nie wpadłby na pomysł, że „coś z nim jest nie tak” i że jakaś wada czyni go niezdatnym do pokochania. Dzieci za to łatwo biorą na siebie uczucia i gesty rodziców względem nich. To, że mama ma smutną twarz, gdy podchodzi do niej maluch. Że jest zawsze niezadowolona. Że tata zawstydza przy gościach, wołając za dorastającą córką: „Co ty taka zgarbiona”, a przy obcych: „chudzielec”.

Ciągle za mało mówimy o tym, jak wielki wysiłek podejmują dzieci, by zasłużyć na miłość. Stają się supergrzeczne i dopasowane do oczekiwań albo „zwracają na siebie uwagę” ryzykownymi zachowaniami, by w końcu doświadczyć, że rodzicom na nich zależy. Dzieje się to od najwcześniejszych miesięcy i lat życia. Dzieci także doskonale wyczuwają, że to, co robią, jest dla rodziców nadal niewystarczające. I ostatecznie nie istnieje taka rzecz, którą mogłyby uczynić, by doświadczyć akceptacji, troski, szacunku, empatii i zainteresowania. Ponieważ nie umieją pomyśleć, że to rodzice nie potrafią ich kochać, zapamiętują, że to wszystko o nich. „To ja nie zasługuję na miłość”. „To we mnie jest coś, przez co nikt nie może mnie pokochać”.

Jeśli z takim doświadczeniem wyruszamy w świat młodzieńczych i dorosłych relacji, to jakbyśmy startowali do maratonu bez jednej nogi. Nasze radary wyłapują wszystkie „dowody”, które „potwierdzają” nasze założenia. Gdy ktoś mówi: „Nie mam czasu teraz”, myślimy: „Nikt nie chce spędzać ze mną czasu”. W dodatku nie mając doświadczenia bezpiecznej bliskości, możemy doświadczać przerażenia i dezorientacji, gdy ktoś uwagę jednak nam poświęci. A nawet sabotować relację, by uprzedzić jej spodziewany koniec i doprowadzić do jej pogmatwania i zerwania szybciej.

Kolejne zagrożenie polega na tym, że coraz bardziej głodni miłości – możemy uznawać za nią cokolwiek, co nadchodzi i nie rozróżniać, kiedy jesteśmy w relacji traktowani dobrze, a kiedy nie.

Nie ma innej drogi do zmiany tego, co nazywamy naszym „losem” (skazującym nas na samotność), niż skonfrontowanie się z tymi myślami i zaopiekowanie się nimi. Najlepiej też nie czekać na moment, gdy ból odbierze nam wszelkie życiowe siły, ale działać już. Wybrać się na psychoterapię, gdzie nie tylko poznamy swój sposób przeżywania bliskości, ale i dowiemy się, na co zasługiwaliśmy i opłaczemy niezaspokojone potrzeby.

Jednocześnie możemy spotykać się ze swoimi myślami tu i teraz – i wchodzić z nimi w dialog. Sprawdzać, czy są prawdziwe. Ilu ludzi na świecie by potwierdziło, że „nie zasługuję na miłość”? Ze wsparciem kogoś, kto się na tym zna, możemy weryfikować bolesne „dogmaty” naszego poranionego wnętrza. I podejmować kolejny i kolejny krok wiary w inną rzeczywistość. Na przykład wiary w to, że gdy ktoś mówi, że mnie lubi, to mnie lubi. A jak nie ma czasu, to nie ma czasu, a nie coś ze mną jest nie tak.

Możemy też uczyć się miłości do siebie. Brania siebie pod uwagę. Wybierania bez naruszania siebie. Traktowania siebie samych dobrze, czule i delikatnie. By nie było tak, że sami odmawiamy sobie miłości i jej głód, który w nas rośnie, staje się studnią bez dna, której żaden śmiertelnik nie zaspokoi. A przecież tylu ludzi może nam podać jej karmiący kawałek.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!