separateurCreated with Sketch.

Matka Czacka pragnęła Kościoła tulącego tych, którzy powracają i modlącego się za zagubionych

ELŻBIETA RÓŻA CZACKA

Siostry zakonne z Elżbietą Różą Czacką (z lewej)

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dawid Gospodarek - 14.05.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jeden z wychowanków zakładu w Laskach wspomina, jak bardzo płakał po utracie wzroku. Wtedy matka powiedziała do niego – Władku, jeszcze będziesz szczęśliwy, bo i ja jestem szczęśliwa. Jej słowa spełniły się w życiu pana Władysława w 100 procentach.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

„Pragnęła Kościoła żyjącego w miłości, tulącego tych, którzy powracają i modlącego się za tych, którzy się zagubili, którzy poszukują... Pragnęła gorąco wzajemnego szacunku, prawdy, ufności" – tak o matce Elżbiecie Róży Czackiej mówi s. Radosława Podgórska FSK.

Bł. Matka Elżbieta Róża Czacka

Dawid Gospodarek (KAI): Jaka dla osób, z którymi współpracowała, którymi się opiekowała czy z którymi miała codzienne relacje, była Róża Czacka? Co można powiedzieć o jej charakterze, sposobie bycia?

S. Radosława Podgórska: Matka Elżbieta Róża Czacka – jak wspomina wielu niewidomych absolwentów – była osobą pełną dobroci, troskliwą i oddaną służbie osobom takim, jak ona – tym, którzy nie widzą. Z własnego doświadczenia wiedziała, jakie konsekwencje i jakie wymagania stawia utrata wzroku, dlatego – chyba jak nikt inny – znała to cierpienie i doskonale umiała dać innym osobom dobre podstawy, można powiedzieć, startu w nowe życie.

Dążyła do tego, aby osoby niewidome mogły dzielić się z innymi swoim potencjałem, ponieważ nie widzieć to nie znaczy nie móc nic dać – dlatego duży akcent kładła na dobre wykształcenie. Uważała, że można dawać, przede wszystkim świadectwo, że dysfunkcja wzroku nie wyklucza z możliwości podzielenia się swoimi talentami w społeczeństwie, oraz że swoim życiem można świadczyć o tym, że nie widzieć to nie znaczy znaleźć się w punkcie przysłowiowego „końca świata”.

Owszem, początek nie jest łatwy. Dlatego oprócz bycia dobrą i ciepłą, matka Elżbieta – z empatią – umiała stawiać wymagania w życiu codziennym.

W pierwszych latach działalności, już jako siostra Elżbieta, zamieszkała razem z dziećmi w zakładzie przy ulicy Polnej w Warszawie. Jej pokoik w ciągu dnia pełnił rolę rozmównicy, zakrystii, biura itp., a wieczorem rozkładała cieniutki siennik i spała na podłodze. Warto przypomnieć, że jeszcze parę lat wstecz była hrabianką Różą i była bardzo schorowana. Podobnie było w Laskach. Matka, choć miała już swój skromny pokoik, zachowywała w nim warunki spartańskie.

Jeden z wychowanków wspomina, jak bardzo płakał po utracie wzroku i po przyjeździe do zakładu dla niewidomych. Wtedy matka powiedziała do niego: – Władku, jeszcze będziesz szczęśliwy, bo i ja jestem szczęśliwa. Jej słowa spełniły się w życiu pana Władysława w stu procentach.

Matka wymagała od dzieci życia w prawdzie i uczciwości. Wiemy ze wspomnień, że gdy zdarzały się jakieś nieporozumienia w internacie chłopców czy dziewcząt, matka Elżbieta interweniowała osobiście. Natomiast w sprawach Dzieła założonego przez siebie była nieugięta – podejmowała upokarzające kwesty na rzecz ośrodka oraz dźwigała codzienną troskę o uregulowanie zaległych pożyczek. Miała też wielką roztropność i dalekomyślność.

Pomimo ciągłego braku funduszy, umiała patrzeć – oczyma duchowego rozsądku – daleko do przodu i patronowała np. w budowie porządnych, jak na czasy międzywojenne, budynków internatów dla dzieci. W zabieganiu i trosce o codzienną egzystencję nigdy nie zaniedbała modlitwy, ponieważ wiedziała, że dzięki wierze ma głęboki wzrok duszy – Bożego prowadzenia – który daje dobre rozeznanie i moc w trudach każdego dnia.

Zgromadzenie założone przez matkę Czacką kojarzy się z pomocą osobom niewidomym, podobnie ośrodek w Laskach. Jednak charyzmat zgromadzenia i fenomen Lasek to dużo szersze zagadnienie i potencjał. Jak siostra by go opisała?

O charyzmacie zgromadzenia w 1919 roku, czyli w pierwszych miesiącach naszego istnienia, matka Elżbieta tak pisała: „Głównym celem jest wynagradzanie Panu Jezusowi za duchową ślepotę ludzi. [...], a wypraszając ofiary dla naszych niewidomych i służąc im – przy nich się utrzymujemy”. Charyzmat nasz – służby niewidomym na duszy i na ciele – pozostaje niezmienny, ale my – siostry – każdego dnia do niego staramy się dorastać.

Także do słów, która mamy zapisane w naszych Konstytucjach, m.in. że: służąc niewidomym na każdym etapie ich życia, dążymy do tego, aby oni nieśli swój krzyż z miłości ku Bogu i w ten sposób włączyli się w dzieło Odkupienia. Z krzyża niewidomych i sióstr, zjednoczonego z męką Chrystusa, wyrasta apostolstwo względem niewidomych na duszy, czyli ludzi dalekich od Boga wskutek niewiary lub grzechu, ludzi zamkniętych na świat duchowy, ogarniętych zwątpieniem lub złamanych ciosami życiowymi – nie rozumiejących sensu cierpienia.

Potencjał Lasek był inny w okresie dwudziestolecia międzywojennego, a inny jest obecnie. Można powiedzieć, że przystanią był dom rekolekcyjny i prowadzeniem służył ks. Władysław Korniłowicz. Wiele osób świeckich z jego kręgu – często odkrywających wiarę na nowo – tworzyło duchowość inteligencji katolickiej, skupionej w grupie zwanej „Kółko” czy przy periodyku Verbum.

Ważna była też posługa naszych sióstr, m.in. s. Teresy Landy, absolwentki Sorbony, lekarki – s. Katarzyny Steinberg, s. Joanny Lossow czy też s. Marii Gołębiowskiej, s. Katarzyny Sokołowskiej – absolwentki Akademii Sztuk Pięknych czy s. Nulli Westwalewicz – poetki. W okresie powojennym środowisko osób pragnących żyć głębiej w nurcie Kościoła skupiało się wokół ks. Tadeusza Fedorowicza. Teraz jest inaczej: nie mnie oceniać, czy lepiej czy gorzej, ale dom rekolekcyjny w Laskach jest nadal otwarty dla wielu osób i grup pragnących żyć jak najgłębiej w Kościele.

Siostry franciszkanki

Proszę opowiedzieć o zgromadzeniu sióstr franciszkanek dziś – ile jest sióstr, w jakie dzieła są zaangażowane, jak wygląda kwestia powołań? Czy liczą siostry, że beatyfikacja założycielki przyciągnie nowe kandydatki?

Jesteśmy wspólnotą małą, ale międzynarodową. Obecnie zgromadzenie liczy sto dwadzieścia cztery siostry Polki, cztery z Ukrainy, jedną z Albanii, trzydzieści dwie siostry z Indii (tam posługujące) i dwie siostry z Afryki (Rwanda i Kenia). W Polsce centrum służby zgromadzenia jest Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Laskach, mniejszy, o podobnym charakterze w Rabce, oraz w Sobieszewie – przedszkole i dział wczesnego wspomagania rozwoju dziecka niewidomego; w Żułowie (lubelskie) służymy w Domu Pomocy Społecznej dla Niewidomych Kobiet.

Wszystkie placówki prowadzi Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, a nasze zgromadzenie, według założeń matki Elżbiety, zostało powołane do służby w placówkach Towarzystwa.

Natomiast poza granicami Polski znajdują się placówki dla dzieci niewidomych: szkoły, internaty, placówki rehabilitacyjne. Jesteśmy na Ukrainie – dwie wspólnoty, w Indiach – cztery wspólnoty i w Rwandzie – dwie wspólnoty. Obecnie w nowicjacie w Polsce są dwie siostry, jedna nowicjuszka w Indiach i cztery w Rwandzie. Nieustannie modlimy się, aby Pan powoływał nowe osoby do służby niewidomym na ciele i na duszy.

Mamy cichą i pełną ufności nadzieję, że beatyfikacja Matki stanie się inspiracją dla nowych powołań. Ale też mamy świadomość, że beatyfikacja Matki nie zastąpi świadectwa naszego codziennego życia. Każda z nas codziennie pragnie i stara się dawać dobre świadectwo życia ewangelicznego – w nawróceniu, modlitwie, wierności krzyżowi, w służbie i w życiu wspólnotowym.

Jakiego Kościoła pragnęła matka Czacka?

Myślę, że matka Elżbieta przede wszystkim pragnęła być posłuszna Kościołowi jako Mistycznemu Ciału Chrystusa. I pragnęła, by wszyscy ludzie Kościoła byli wierni Panu Bogu, szli za Jezusem i współuczestniczyli w Jego zbawczym dziele odkupienia.

Gorąco modliła się o wstawiennictwo Matki Bożej stojącej pod krzyżem. Pragnęła Kościoła żyjącego w miłości, tulącego tych, którzy powracają i modlącego się za tych, którzy się zagubili, którzy poszukują... Pragnęła gorąco wzajemnego szacunku, prawdy, ufności.

Matka Czacka i prymas Wyszyński

Czego nauczył się ze współpracy z matką Czacką prymas Stefan Wyszyński? Co mu dała relacja z nią?

Myślę, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie może być lektura przemówienia ks. Prymasa na pogrzebie matki Elżbiety 19 maja 1961 roku. Ks. Prymas z dużym szacunkiem i empatią charakteryzuje najważniejsze aspekty osobowości matki i jej służby.

Przytoczę dłuższy fragment: „W krótszym lub dłuższym kontakcie, służąc niewidomym, czerpaliśmy z bogatego ducha naszej Matki i z duchowości tego ubłogosławionego przez Boga miejsca. [...] To był człowiek, który nieustannie stał w obliczu swego Najlepszego Boga; człowiek, który wiedział, że Bóg jest Miłością, przede wszystkim – Miłością! Człowiek, który wytrwale czerpał z niezgłębionego źródła Bożej miłości! Dlatego zdołała tylu ludzi wokół siebie obdzielić i pożywić Miłością.

Podobno w obliczu człowieka, najbardziej wymowne są oczy. Przez nie patrzy dusza z całym swym bogactwem. Nie dane nam było oglądać duchowości Matki przez jej oczy, ale jej twarz wyręczała oczy, jej twarz mówiła… To była wymowna twarz! Odsłaniała i zdradzała tajemnicę służebnicy dobrej i wiernej. [...] Jej twarz miała zawsze jakiś uśmiech, zatopiony w przedziwnej powadze i pogodzie.

Ten uśmiech wiązał ją nieustannie z Bogiem i z Jego dziećmi na ziemi. Uważna wewnętrznie na Boga ukrytego, nigdy nie traciła kontaktu z otoczeniem, z ludźmi, którym służyła. To było przedziwne w jej życiu. Było to życie niezwykle wrażliwe na głos Kościoła świętego. Jakże była delikatna w swym posłuszeństwie wobec Stolicy Świętej, wobec swego arcybiskupa i kapłanów!

[...] Ale szczególnie wrażliwa była na ducha Kościoła świętego. Dlatego Dzieło zapromieniowało życiem liturgicznym. Była bardzo wrażliwa na to, aby we wszystkim dostosować się do wskazań Kościoła świętego w organizacji modlitwy i życia liturgicznego w Laskach, toteż i Zgromadzenie, i Dzieło zasłynęło szczególnym zrozumieniem życia liturgicznego.

Sam byłem tym przedziwnie ujęty, gdy czasu wojny przez kilka lat odprawiałem tu Mszę świętą, otoczony rodziną niewidomych. Wystarczyło powiedzieć jedno słowo Introitu, ażeby z ust naszej dziatwy laskowej potoczyły się słowa modlitwy Kościoła powszechnego. Był to wynik wielkiej pracy naszej Matki. W ten sposób kształtowała siebie i swoją rodzinę: zgromadzenie i niewidomych. [...]

Na czele rodziny niewidomych postawił Wam Bóg niewidomą Matkę. Bóg zawsze tak działa, że przystosowuje ludzi, których posyła, do możliwości tych, do których posyła. Tak przecież uczynił ongiś z własnym Synem! [...] Dał Wam Matkę niewidomą, która chodziła po tej ziemi z zamkniętymi oczyma, ale z otwartym sercem i z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, jak wy, najlepsze dzieci Laskowej rodziny, chodzicie z zamkniętymi wprawdzie oczyma, ale z otwartym sercem i z dłońmi przed sobą.

Powiemy – nieszczęście, tragedia życia! O! to nieszczęście jest waszym błogosławieństwem, bo któż lepiej zrozumie was, dzieci rodziny Laskowej, jak nie ta wasza Matka niewidoma?! Kto wie, jak rozwinęłoby się Dzieło Niewidomych, gdyby jego założycielką była istota widząca! Kto wie, czy zdolna byłaby was zrozumieć do głębi i wniknąć w psychikę młodzieży niewidomej! Czy umiałaby włożyć tyle energii w poznanie duchowości niewidomych, ile włożyła Matka Elżbieta, gdy nieustannie zaczytywała się w literaturze dla niewidomych i o niewidomych, i gdy zachęcała do ciągłych studiów, zarówno członków Towarzystwa, jak i siostry ze zgromadzenia.

To jest jakaś przedziwna, delikatna linia Boga, który dobiera sobie ludzi właściwych dla zadań szczególnych. I tak na czele wielkiej rodziny niewidomych postawił Matkę niewidomą, jak ongiś na czele rodziny Bożej postawił Boga-Człowieka. Bóg jest Ojcem do końca, i to dla wszystkich. Do wszystkich chce przemawiać językiem dla nich zrozumiałym. Bóg jest wolny od narzucania swego stylu. On raczej wczuwa się w nasze możliwości i działa na nas nie według swoich, ale według naszych możliwości – delikatnie, oględnie. Taka też była Matka Elżbieta. [...]

Życie laskowe i ziemia laskowa uprawiane są trudem. W pocie czoła zdobywa się tutaj ziemię. Dlatego ta ziemia, uprawiana ofiarą, miłością i wyrzeczeniem, wydała owoc stokrotny. A na czele tego Dzieła Niewidomych, powstałego z ofiarnej pracy, pozostanie zawsze postać lekko pochylona, ostrożnie stąpająca, z zamkniętymi oczyma, z otwartym sercem i z dłońmi wyciągniętymi do ludzi, którzy potrzebują pomocy. Niech trwa w naszej świadomości i pamięci, niech wyznacza ślady dla dalszego trwania i rozwoju Dzieła!

[...] Współpraca z Matką łatwa nie była, bo Matka wymagała: wymagała od siebie, wymagała od innych. Umiała w tych wymaganiach być nawet niezwykle surową, jakkolwiek wszyscy czuli, że surowość jej podyktowana jest wielką miłością dusz, sprawy i Dzieła. Dobrze robili ci, którzy zrozumiawszy, że jest to ponad ich siły, odchodzili. Ale dobrze robili i ci, którzy zrozumiawszy, że jest to ponad ich siły, szukali siły gdzie indziej… Ci ostatni wiedzieli, że krzyż jest nadzieją życia i w krzyżu szukali mocy i oparcia. Tylko dzięki takiej postawie absolutnego wyrzeczenia się siebie i ochotnego dźwigani ciężaru dnia można było służyć Dziełu i ociemniałym, oddając się im całkowicie. [...]

A teraz testament! Odwaga moja będzie tutaj chyba największa. [...] Pytacie o testament? Testamentem Matki jest jej życie. Miała ona dwoje rąk, nie miała oczu, miała serce jedno. Tym jednym sercem i dwojgiem rąk wiązała Dzieło i zgromadzenie. Dziełu potrzeba serca i rozumu wiarą oświeconego. Obok roztropności, mądrości tego świata, umiejętności i wiedzy potrzeba wiele serca! Dzieło rozwijać się będzie nadal z pomocą serca i przez serce. To mówiła do Was Matka – i niech Wam to pozostanie jako gwarancja całości dzieła przez Matkę stworzonego.

Patrzyłem w niedzielę ubiegłą na ręce Matki i myślałem, czy Matka wie o naszej obecności. Ostatni obraz – ślad jej życia, to różaniec w jej dłoni. Przesuwała ziarnka różańca do ostatnich chwil, a gdy różaniec wysunął się z dłoni, szukała go niespokojnie, aż go jej podano. Ten różaniec był wieńcem serc waszych, ale i jej ufności do swojej rodziny, z której powstało Dzieło. Jej życie było niełatwe, jak i wasze jest niełatwe. Niech obraz waszej Matki wiąże Was różańcem, przesuwanym w słabnących jej dłoniach.

Tyle, najdroższe dzieci, mogę powiedzieć w tej chwili. O, jak wiele można by powiedzieć! Ale Matka nie lubiła, gdy mówiono o niej i o jej dziele. Chciała, by wszystko było w Duchu Bożym, a Duch Boży każe, by zamilkły usta, a mówiły tylko serca…”.

Beatyfikacja matki Czackiej

Jak wykorzystać beatyfikację matki Czackiej w dialogu z osobami krytycznie patrzącymi na Kościół, z niewierzącymi, z osobami może zniechęconymi do Kościoła przez doświadczenie jakiejś niesprawiedliwości czy krzywdy w jego strukturach?

Często modlę się i "pytam" matkę, jak ona by postąpiła? Myślę, że na pewno – teraz w świętych obcowaniu – otacza Kościół pielgrzymujący gorącą modlitwą. Gdyby żyła, myślę, że w szczerym dialogu, poprzedzonym długą modlitwą na kolanach, poszukiwałaby prawdy i – nie pomijając kruchości ludzkiej kondycji – okazała otwartość oraz wsparcie dla osób patrzących krytycznie na Kościół.

Szacunek dla każdego człowieka był podstawą każdego spotkania i wszystkich relacji, ale wypływał on z głębokiego zakorzenienia w Chrystusie i dlatego nigdy nie powodował rozmycia tożsamości i czy rezygnacji z wierności określonym wartościom. Nie wydaje mi się, żeby wchodziła w polemikę...

Co matka Czacka może dać dzisiejszym młodym? Pokoleniu bardzo szybko sekularyzującemu się, nie zainteresowanemu religią, buntującemu się? Czy nowa błogosławiona może być dla dzisiejszych młodych inspirująca?

Ufam, że młodzi zechcą zapoznać się bliżej z matką Elżbietą – mamy przykłady w młodych wolontariuszach, którzy (oczywiście przed pandemią) przyjeżdżali do Lasek. Na pewno matka wstawia się za wszystkimi młodymi, poszukującymi sensu „życia i świata”, ponieważ doskonale znała młodzieńczy bunt wielu wychowanków. Cierpliwie towarzyszyła, choć na rezultat często trzeba było poczekać całe lata.

Myślę, że teraz z Nieba jest i czuwa nad naszymi oczami, które choć widzą fizycznie – są niewidome duchowo, jakby oślepione wielością obrazów zewsząd bombardujących zewsząd. Według mnie jest postacią, która inspiruje do stawiania sobie samym wymagań, nie poprzestawania na miernocie, do oddania „czegoś więcej”. I to więcej może dać każdy, niezależnie od jego sytuacji, statusu, wykształcenia czy zdrowia. Ufam, że w przyszłości młodzi sami będą mogli dać odpowiedź...

Co Kościołowi w Polsce dziś mówi beatyfikacja matki Czackiej? Jaki potencjał niesie i jak go nie zmarnować?

Myślę, że beatyfikacja matki Elżbiety po raz kolejny może nam ukazać, że najważniejsze jest niewidzialne dla oczu. Życie i postać Róży, a potem matki Elżbiety ukazuje, że możliwa jest radykalna przemiana duchowa, na której buduje fundament życia. Można nawiązać do testamentu matki, o którym mówił kard. Wyszyński: „…obok roztropności, mądrości tego świata, umiejętności i wiedzy potrzeba wiele serca!

Dzieło rozwijać się będzie nadal z pomocą serca i przez serce”. Choć mówił w nawiązaniu do Dzieła, wydaje mi się, że beatyfikacja może pozwolić na zatrzymanie nas wszystkich przy swoim sercu, aby je ponownie odkryć, aby zamknąć oczy przed Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie i wyjść przemienionym, obmytym przez Jego zbawczą krew, jak pisała Matka w swoich Notatkach.

KAI/ks

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!