separateurCreated with Sketch.

„Najprzewielebniejsza Ewidencjo!”: kard. Wyszyński w dowcipnych anegdotach

KARDYNAŁ STEFAN WYSZYŃSKI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - publikacja 22.03.21, aktualizacja 01.08.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kiedy czyta się „Zapiski więzienne” kard. Stefana Wyszyńskiego, uderza to, jak bardzo ich autor był wymagający wobec siebie. Widać jednak i drugą, bardziej łobuzerską, stronę jego osobowości.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W końcu nie bez powodu w liście do Stanisławy, swojej siostry, umieścił wiadomość dla drugiej z nich: „Jankę pociesz – powiedz, że w naszej rodzinie już był jeden Stefan, z którym było wiele kłopotu”.

Nieświęte początki

Autor tych słów bynajmniej nie przesadza. Zachowała się całkiem długa lista jego dziecięcych wybryków. Kolega ze szkoły w Zuzeli wspominał, jak z przyszłym kardynałem ciągali dziewczyny za warkocze, a także że opracowali technikę blokowania klasówek.

Otóż wtedy na środku każdej ławki był kałamarz, z którego korzystali uczniowie. Wniosek był prosty: nie ma atramentu, nie będzie czym napisać sprawdzianu. Przyszły książę Kościoła więc chyłkiem, razem z kolegami, wylewał cenny płyn, a naczynia wypychał bibułą.

Kiedyś też pokłócił się, jeszcze jako dzieciak, z siostrami i ze złości popruł im szmaciane lalki, po czym je spalił (czyżby jakieś inkwizytorskie zapędy?). Kiedy ojciec chciał mu wymierzyć karę, syn schował się pod fortepianem, a pokrzywdzone stanęły murem i zaczęły bronić brata: „Tato, on się nawróci!”.

Wiele lat później, już jako kardynał, ks. Wyszyński podsumował tę historię krótkim: „Jak widać, nawróciłem się!”.

Prymicyjne spostrzeżenie

Stefan Wyszyński chorował na gruźlicę, a fatalne warunki we włocławskim seminarium tylko pogorszyły jego stan. Z powodu jego olbrzymiego osłabienia przesunięto mu święcenia o miesiąc.

Kiedy przyszedł do katedry, by odprawić mszę prymicyjną, natknął się na starego zakrystiana. Ten popatrzył na młodego księdza i stwierdził: „Z takim zdrowiem to na cmentarz, nie do ołtarza”. Jak to pierwsze wrażenie może mylić…

Posiłek – czas święty

Zarówno we wspomnieniach z okresu uwięzienia, jak i z czasów bardziej spokojnych, już na wolności, zachował się opis pewnej stałej praktyki kardynała. Świąteczne posiłki w miejscach odosobnienia, a także zwykłe obiady już w domu na Miodowej czy w kurii w Gnieźnie były czasem, kiedy nie wolno było poruszać dyskusyjnych lub smutnych tematów.

Kardynał Wyszyński bardzo dbał o to, by był to czas spokojny, pełen żartów i swobody. Sam z chęcią opowiadał wtedy anegdoty – zasłyszane, ale i historie z własnego życia. Tych miał całą masę. Łącznie ze wspomnieniem, jak podczas jednej z wizytacji zdenerwowany parafianin przywitał go donośnie tytułem: „Najprzewielebniejsza Ewidencjo!”.

Okładka książki „Zapiski więzienne”

Pączki na Miodowej

Inną praktyką „spożywczą” prymasa były spotkania ze studentami w tłusty czwartek. Urządzano wtedy w kurii zawody na to, kto zje najwięcej pączków – rekordzista miał wchłonąć ponad dwadzieścia za jednym posiadem.

Niewątpliwą atrakcją tych spotkań był widok gospodarza, na co dzień pełnego powagi i majestatu. Dowcipkując, chodził po sali z pączkiem nabitym na widelec i karmił opornych. Chciał mieć pewność, że nikt nie wyjdzie z tego spotkania głodny.

Do dziś ten ciepły aspekt osobowości prymasa Wyszyńskiego zachował się w dowcipie krążącym na KUL. Otóż naprzeciwko wejścia do stołówki w gmachu głównym postawiono tam pomnik przedstawiający słynne homagium, podczas którego Jan Paweł II nie pozwolił przed sobą klęknąć kardynałowi. Studenci stwierdzili, że tak naprawdę to moment, w którym prymas powstrzymuje papieża przed wejściem do jadłodajni. I szepcze ostrzegawczo na ucho: „Karol, nie idź tam! Dziś znów mielone!”.

Jak widać, fama dowcipnisia nie opuszcza kardynała nawet po śmierci.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.