Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Do niektórych się dochodzi przez mózg, a do innych przez inną część ciała” [w domyśle: siedzenie] – te słowa pochodzą nie z wywiadu ze strażnikiem służby więziennej, bezradnym wobec przemocy, ale z kazania dla dzieci komunijnych, wygłoszonego w niedzielę 16 maja tego roku.
Wypowiadane są w konwencji niewinnej, dowcipnej rozmowy, jaką ksiądz, wyposażony w pluszową owieczkę, przeprowadza z dziećmi. Sankcjonuje przemoc w sposób, od którego cierpnie skóra, pęka serce i włosy stają dęba na głowie.
„Bóg myśli, że bicie jest OK”
„Dlatego jak rodzice krzyczą na was i dostajecie klapsa, to się z tego spowiadacie. Mama na mnie krzyczała, bo byłam niegrzeczna. Dostałam klapsa, bo…. Za darmo nie dostaniecie” – kontynuuje kaznodzieja, potrząsając pluszakiem dla emfazy.
„Na miękko” rzeźbi w umysłach i sercach tak małych jeszcze dzieci ścieżkę, o której trudno im będzie zapomnieć: „Bóg myśli, że bicie jest OK. Gdy ktoś mnie bije albo na mnie krzyczy, to znaczy, że to wszystko moja wina”.
W bliskich relacjach dzieci uczą się, jak ludzie mogą traktować siebie nawzajem. Jeśli mama i tata krzyczą i biją – zapamiętują, że można na nie krzyczeć albo je bić. Winę i tak biorą na siebie automatycznie: dziecko bite uważa, że przyczyna tkwi w nim. Rodzic jest na niego zły, bo to ono jest złe.
Nie znając innego świata ludzkich relacji niż własny dom, dziecko nie ma pojęcia, że rodzic się złości, bo nie umie obsługiwać swojego gniewu. Że jest zmęczony albo zezłościł go ktoś inny, lub nie zna się na wychowaniu dzieci (najprawdopodobniej sam doświadczył w domu przemocy). Ale to przecież dorosły opiekun ponosi odpowiedzialność za swoje zachowanie wobec dziecka.
Krzyk, karanie i bicie – to wszystko wpływa na obraz Boga
Jak rozdzierająco brzmią słowa z tego kazania wobec niedawnych (w zasadzie to pojawiających się ciągle) doniesień o ofiarach przemocy domowej. O dziesięciolatku, który w podartej piżamie zgłosił się na policję, uciekając przed ojczymem, wymyślającym latami nieludzkie kary.
O pięciolatku, który sam w domu czekał na pijaną matkę i przed zabraniem go na pogotowie opiekuńcze jeszcze zaprowadził do sąsiadów psa i pogasił światła w mieszkaniu. Co trzeba zrobić pięciolatkowi, by zachowywał się jak mały dorosły i głowa rodziny? Te dzieci przez lata uczyły się chodzić na palcach i nie podpadać, by nie sprowadzić na siebie wściekłości rodziców. Kościół jest ostatnim miejscem, które powinno utrwalać w małych ludziach tę przeniesioną, wziętą na siebie cudzą winę.
Wielu nadal żyje złudzeniem, że krzyki i bicie było, jest i będzie. I mimo tego świat zamieszkują kolejne pokolenia ludzi, którzy dobrze sobie radzą w życiu.
Jednakże to bite kiedyś dziecko dzisiaj jest dorosłym, który żyje w przewlekłym napięciu i nie potrafi poczuć rozluźnienia. To dorosły, który sięga po nałogowe jedzenie, papierosy, alkohol lub seks, żeby poczuć ulgę od lęku zapisanego w ciele. Dorosły, który czuje, że żyje, gdy wszystkich dookoła zadowoli lub na wszystkich nawrzeszczy (często zamiennie). Może to być też perfekcjonista i pracoholik, próbujący udowodnić sobie, że coś znaczy, a jego rodzina (o ile udało mu się ją założyć) może cieszyć się tylko jego psychiczną i fizyczną nieobecnością.
Ci dorośli, kiedyś dostający klapsy, bo im się „należało”, dzisiaj zbierają swoje rozjechane walcem poczucie własnej wartości na kolejnej już terapii. A Bóg? Może w końcu warto zbadać związek krzyku, karania i bicia z obrazem Boga (trochę o tym już pisał jezuita Karl Frielingsdorf w książce „Demoniczne obrazy Boga”). Ilu ludzi tkwi w religijnej nerwicy lub traci wiarę, bo przerasta ich bycie w relacji z kimś, kto przypomina własnych zagniewanych rodziców?
Jak Jezus traktował dzieci
Naprawdę warto brać do ręki Ewangelię i przejąć się miejscem, jakie Jezus daje w niej dzieciom. To my mamy je naśladować w delikatności, prostocie, wrażliwości i kontakcie z życiem. Bo „Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”. (Jak powiedział kiedyś ks. Rafał Chruśliński, nie ma tam nigdzie zdania: „Jeśli nie staniecie się jak dorośli”).
To tam czytamy, że dla tych, którzy dzieci gorszą, lepszy byłby kamień młyński. I cokolwiek, co uczynimy najmniejszym – Jezus odczuwa jak czyny wobec Niego.
Jeśli jako rodzice czujemy bezradność – mamy dzisiaj nieograniczoną ilość konsultacji, kursów, książek. Klaps to czerwona lampka dla rodzica, że potrzebuje zaopiekować się sobą. Bo dalej, z tym co umie i ma, nie zajdzie bez robienia dziecku krzywdy. Często najpierw potrzebuje przypomnieć sobie własny zamrożony ból, strach, upokorzenie, wstyd i złość, gdy sam był bity i poniżany. Przeżyć to i okazać sobie współczucie, bo wcale nie zasługiwał na to wszystko, tylko dorośli nie umieli inaczej. Po to, by odzyskać wobec dzieci akceptację, zaciekawienie ich światem i zdolność towarzyszenia im w sposób, który je buduje i wspiera, a nie rani.
*
Przeczytaj oświadczenie księdza, który był autorem wspominanego tu kazania 👇