Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
"Jonasz z 2B" i "Jonasz z maturalnej” to serial emitowany na kanale “Langusta na palmie” o. Adama Szustaka. Rozmawiamy z twórcami produkcji.
Anna Malec: Jak wpadliście na pomysł serialu dla młodzieży, który poza tym, że będzie dla nich atrakcyjny, będzie też pokazywał młode, ciekawe oblicze Kościoła?
Angelika Olszewska: Spotkaliśmy się z o. Adamem Szustakiem niedługo po tym, jak otworzył studio filmowe na Żoliborzu w Warszawie. O. Adam mówił, że brakuje mu właśnie czegoś dla młodzieży. I wtedy wpadliśmy na pomysł stworzenia serialu, który będzie niósł chrześcijańskie wartości. Który będzie inny niż to, co jest dostępne na serialowym rynku YouTube'owym. Coś, co będzie krótkie, żeby faktycznie można było to zobaczyć na przerwie między lekcjami. Od razu też byliśmy zgodni, że stawiamy na jakość, na profesjonalną ekipę i na profesjonalnych aktorów.
W tym tkwi sukces serialu? Profesjonalni aktorzy, biorąc udział w takim projekcie, zachęcają swoją twarzą do tego, by szukać w Kościele swojego miejsca?
Mateusz Olszewski: Myślę, że jedna rzecz to kwestia profesjonalnej ekipy i aktorów. To jest nowa jakość w takich internetowych, katolickich produkcjach. Ale też czegoś takiego jak młodzieżowy serial katolicki jeszcze u nas nie było. Myślę, że udało nam się stworzyć nową formę. Mam nadzieję, że też sama historia zaciekawiła widzów.
Angelika: Dla nas było bardzo miłe to, że nie tylko my dzwoniliśmy do aktorów z pytaniem, czy mają ochotę z nami współpracować. Ale przy drugiej serii też aktorzy sami do nas pisali pytając, czy nie potrzebujemy jeszcze kogoś do obsady. Bo faktycznie, w tej produkcji wszyscy świetnie się ze sobą czuliśmy. Mieliśmy duży luz, dobrze się bawiliśmy, mieliśmy też pewną dozę improwizacji. To jest też sukces tego serialu.
W pierwszym sezonie główny bohater tworzy listę osób, które chciałby "nawrócić". Jaki był cel pisania takiego scenariusza? Chcieliście dać młodym instrukcję obsługi ewangelizacji?
Mateusz: Nie mieliśmy żadnych dydaktycznych celów. Raczej opowiadamy historię chłopaka, który mógłby być jednym z naszych znajomych czy przyjaciół. On jest pełen dobrych chęci, wpada w to zadanie, które ma w serialu, idąc za sercem. Zakochuje się w dziewczynie i tak trafia na spotkanie wspólnoty. Wtedy zaczyna się jego przygoda.
Jego historia jest raczej próbą przyjrzenia się nam samym. Jesteśmy w społeczności kościelnej i to jest częścią naszego życia. Mam takie poczucie, że młode osoby mogą doświadczać pewnego dysonansu między zwyczajnym, codziennym życiem a spotkaniami wspólnoty, życiem w Kościele. A dla nas to jest jedność. Te światy się przenikają, nie ma w nich niczego sprzecznego.
Angelika: Tak, często wydaje, że wspólnota jest czymś hermetycznym. My pokazujemy, że tam przychodzą normalni ludzie, że mają różne pobudki. Nasz bohater, Jonasz, idzie tam za dziewczyną i nie wiadomo, czy robi to, żeby tej dziewczynie zaimponować czy faktycznie miał jakieś swoje głębokie duchowe przeżycie.
Historia Jonasza pokazuje też, że my możemy na różne sposoby próbować mówić o Panu Bogu. Ale ostatecznie to On sam działa w sposób, który może być dla nas nieprzewidywalny.
Mateusz: Przy czym istotna jest sama próba, wysiłek, który nasz bohater wkłada w to zadanie. A Pan Bóg już sam wyprowadza z tego zawsze jakieś dobro.
Pokazujecie, że świat bycia w kościelnych wspólnotach, często niezrozumiały dla osób spoza Kościoła, nie jest jakimś alternatywnym światem. Chcieliście pokazać, że Kościół jest dla normalnych ludzi?
Mateusz: Już w pierwszej serii jest taki wątek. Nasz bohater, który idzie do wspólnoty za dziewczyną myśli, że to jest jakaś sekta. Potem się okazuje, że tam są normalni ludzie, którzy po prostu w ten sposób wzrastają. Dzielą się nie tylko Słowem Bożym, ale też po prostu swoim życiem. Kluczowa jest tu próba odbudowywania jedności, wspólnoty, otwartości. Może też czasami tropienia różnych dziwnych zachowań, ale jednak ostatecznie budowania bardzo potrzebnego poczucia wspólnoty.
Angelika: Drugi sezon dzieje się już w trakcie pandemii. Jonasz jest już w tym świecie covidowym i doświadcza w związku z tym jakiegoś kryzysu wiary, przestał chodzić na spotkania wspólnoty. Nagle jego kumpel, który w pierwszym sezonie był tym, który stronił od Kościoła, jest bliżej niż on. Jonasz trochę unika, trochę nie ma czasu, a Pan Bóg jednak się o niego upomina.
Pokazujemy tu pewną drogę, którą większość z nas przechodzi. Po pierwszym młodzieńczym zakochaniu przychodzi moment kryzysu, inne rzeczy zaczynają zaprzątać naszą głowę. Jonasz przeżywa maturę, poszukiwanie ojca, rozstanie z dziewczyną... Czyli coś, co dotyczy wielu młodych osób.
Czy podjęcie takich tematów wynika z waszego osobistego doświadczenia?
Mateusz: Przygody Jonasza nie są wzięte wprost z naszego życia. Ale widząc, jak wygląda ten świat, świat wspólnoty i różne rozterki licealne, mamy bazę do tworzenia tych sytuacji i zdarzeń. Ale wynika to też w naszego bycia we wspólnotach, najpierw młodzieżowej, teraz rodzinnej.
Angelika: W drugim sezonie dotykamy tematu ojcostwa. Tak, jak w pierwszej serii Jonasz robił listę osób, które będzie w jakiś sposób próbował nawracać, tak tutaj robi listę osób, które mogą mu pomóc w odnalezieniu ojca. Podejmujemy głębszy temat poszukiwania ojca, ojcostwa, swoich korzeni. Mamy tutaj też postać św. Józefa, który patronuje drugiej serii.
Ojcostwo – temat drugiego sezonu, to ważny wątek, z którym ostatecznie każdy w jakimś stopniu musi się zmierzyć. Nie za poważny temat na lekki serial dla młodzieży?
Mateusz: Poruszamy ten temat, dajemy widzowi pole do rozważań. Ale te poszukiwania są nadal z pewnym przymrużeniem oka, z poczuciem humoru. Te perypetie są przemieszane. Z jednej strony trudności, dramaty naszego bohatera, z drugiej – zderzenie z rzeczywistością czasem przyjmuje dość komiczną formę.
Angelika: Niezależnie od tego, ile rzeczy nas czasem dzieli, czy w poglądach, czy w podejściu do niektórych kwestii, to czymś, co łączy ludzi, jest poczucie humoru. Mieliśmy dużo takich informacji od osób spoza Kościoła, czy będących na jego granicach, że to jest fajny serial, choć tematyka może nie jest do końca ich. Podobał im się właśnie styl, poczucie humoru. Zależało nam na tym, żeby to było lekkie, tam, gdzie jest to oczywiście możliwe.
Macie sygnały od młodzieży, jak przyjęli ten serial, co o nim myślą?
Angelika: Mamy super historię o dziewczynie, która przysłała nam trzy ręcznie dziergane wieloryby i ręcznie napisany list, w którym dziękuje nam za "Jonasza". Pisze, że bardzo jej to pomogło w życiu, rozwiązało różne problemy. Dostajemy wiele takich wiadomości. Ludzie mówią, że Jonasz przypomina im ich samych, że też mieli takie sytuacje, że w czymś im ten serial pomógł.
Mateusz: To, co się udało, to to, że ten bohater i jego przygody mogą być na tyle blisko, że oglądając je widz ma poczucie wspólnego przeżywania, zrozumienia, refleksji. To lekkie podejście też sprawia, że łatwiej nam na niektóre rzeczy spojrzeć z dystansem.
Co serialowy Jonasz ma wspólnego z Jonaszem ze Starego Testamentu?
Matusz: Nasz Jonasz unika zadania, które zostało mu dane. Najpierw ma duży opór, boi się, najchętniej uciekłby i zostawiłby tę Niniwę, niech zostanie zniszczona, nie chce się angażować. Ma też pewnie naturalny lęk przed działaniem, przed podejmowaniem tematów wiary, zastanawia się, jak mówić o Bogu, jak zacząć. Bierze swój challenge na klatę.
Biblijny Jonasz zostaje połknięty przez wieloryba. Nasz Jonasz zostaje połknięty, wrzucony w wir zdarzeń. Obaj, mimo chęci ucieczki, decydują się podjąć rękawicę.
Planujecie kolejne sezony?
Mateusz: Póki co skupiamy się na postprodukcji i na tym, żeby ten serial jak najlepiej wyglądał. Ale mamy nadzieję, że na tym nie skończymy.