Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Paolo Cozza to jeden z najbardziej znanych w Polsce Włochów. Sympatię zdobył dzięki programowi „Europa da się lubić”. Z wykształcenia prawnik, zarabia na życie sprzedając akcesoria samochodowe. Nam mówi jak czuje się w Polsce, dlaczego bał się małżeństwa, jakie wartości ceni i jakie włoskie potrawy serwuje na polskim stole.
Anna Gębalska-Berekets: Jest pan prawnikiem, pisze książki, gra w zespole muzycznym i jest dyrektorem handlowym w firmie motoryzacyjnej. W Polsce czuje się pan dobrze.
Paolo Cozza: Tak, czuję się bardzo dobrze. Przyjazd tu był moją świadomą decyzją, a pewne różnice kulturowe między Polską a Włochami nie były dla mnie przeszkodą.
Czemu Polska?
Bywałem tu na wakacjach, przylatywałem na weekendy. Nie mam korzeni polskich, nawet nie znałem języka. I kiedy wszyscy pytali mnie, dlaczego mi się tu podoba, to nie potrafiłem odpowiedzieć. Zastanawiałem się, co mógłbym w Polsce robić. Kierunek studiów, jaki skończyłem we Włoszech, nie dawał mi żadnych perspektyw. Ujęło mnie jednak coś jeszcze. W Polsce następowały przemiany. Spodobała mi się ta energia. Ludzie chcieli robić coś nowego. Byłem przekonany, że każda osoba tworzy przyszłość, bez względu na to, skąd pochodzi. Nie miałem żadnych oczekiwań! Po prostu byłem przekonany, że chcę tu być!
Z przybyciem do Polski związana jest też pewna historia.
Po przyjeździe do Warszawy chciałem się zatrudnić w polsko-włoskiej firmie, gdzie mógłbym wykorzystać znajomość włoskiego prawa, handlu i języka. Rozmowa kwalifikacyjna wypadła bardzo dobrze, ale nie przyjęli mnie!
Z powodu?
Zażyczyłem sobie polską pensję, która była o wiele niższa od tej, którą otrzymywali Włosi. To wzbudziło u nich obawy. Pewnie pomyśleli, że jestem mafiozem, który próbuje ukryć ciemne interesy. To była bardzo romantyczna rozmowa, bo ciągle mówiłem jak mi się w Polsce podoba. A oni byli zdziwieni! Wyciągnąłem z tego lekcję...
Jaką?
Nie można zaniżać swojej wartości!
Duchowość jest dla pana ważna?
Bardzo ważna. Świadoma i niewymuszona. Istotny jest też szacunek wobec ludzi innego wyznania. Wojny religijne są niebezpieczne. Nie lubię, kiedy ktoś mówi jedno, a postępuje inaczej.
Patrzę na czyny! Praktyki religijne są dla mnie ważne, bo pozwalają pracować nad sferą duchową.
Kiedyś powiedział pan, że żona pana oczarowała. Czym?
Nie potrafię wskazać jednej cechy. Gdy widzisz konkretną osobę, wiesz, że to ona. Pamiętam doskonale, kiedy ją poznałem. Nasze wersje się różnią (śmiech). Iwona jest piękna, mądra, zdecydowana, można z nią porozmawiać na każdy temat. I ma niebieskie oczy!
Jakie wartości w żonie pan ceni?
Jest bardzo uczynna, stabilna. Potrafi walczyć o swoje. Jest osobą, która nie stawia wyimaginowanych oczekiwań. Jest dla mnie partnerką życiową. Osobą, na którą mogę liczyć. Jest odważna, samodzielna w myśleniu i działaniu.
Małżeństwo pana odmieniło?
Do tej pory myślałem, że małżeństwo ogranicza człowieka. Bałem się tego. Są osoby, które ograniczają współmałżonka, nie szanują jego zainteresowań, „zabijają” oczekiwaniami. Ja chętnie przejmuję różne obowiązki, także w kuchni.
Jak Polka i Włoch dbają o małżeńskie relacje?
Chyba za dużo rzeczy robimy wspólnie: praca, dzieci... Dlatego trzeba pozwolić drugiej osobie na oddzielne zainteresowania. Dzielić się obowiązkami. Myślimy o sobie i uwzględniamy wspólne potrzeby.
„Nie jestem w stanie obrazić się na żonę na dłużej niż godzinę”. Często się kłócicie?
Obrażanie się na siebie to głupota! Kłótnie odbierają dobrą energię. Druga osoba nie będzie myślała we wszystkim podobnie. Należy na bieżąco mówić o tym, co się czuje.
Jak radzicie sobie z kryzysami?
Ważna jest rozmowa. Lepiej się skonfrontować i powiedzieć, co się dzieje. Bycie razem to nie więzienie. To budowanie rodziny, o którą zawsze powinno się walczyć. To nie jest łatwe zadanie. Rozwód nie jest rozwiązaniem, zawsze można się dogadać.
„Rodzina jest najważniejsza i trzeba zachować odpowiednie proporcje. Niektórzy ludzie przykładają zbytnią uwagę do pracy…”. Jak pan dba o te proporcje?
Walczę o równowagę. Za dużo pracuję, mam tego świadomość. Telefony, maile powodują, że nie można się odłączyć od obowiązków na dłuższy czas. To niebezpieczne zjawisko. Lubię swoją pracę, ale najważniejsza dla mnie jest rodzina.
Co łączy Polaków i Włochów w podejściu do rodziny?
Jesteśmy rodzinni.
A co nas dzieli?
Myślę, że Włosi mają więcej szacunku do starszych. Poświęcają się dla nich, opiekują. Nawet teściową (śmiech). Seniorów we Włoszech bardziej się słucha, nie traktuje się jak niepotrzebnych. W Polsce często oddają rodziców do ośrodków, dzieci powierzają opiekunkom, by kontynuować karierę. We Włoszech to rzadsze. Są sytuacje krytyczne, ale częściej zajmujemy się dziećmi i dziadkami sami.
Jakim ojcem jest Paolo Cozza?
Dzieci mówią, że najlepszym. Syn powiedział, że bardzo dobrym – dałem mu właśnie telefon (śmiech).
Jest pan autorem dwóch książek kulinarnych. Włoska kuchnia sprawdza się na polskim stole?
Smakuje Polakom. Składniki nie są drogie, a przygotowanie potraw nie wymaga dużo czasu. Ostatnio gotowałem dla całej szkoły!
Czyżby spaghetti?
Makaron na bazie pesto. Dla 400 osób! Nauczycielki mówiły, że dzieci tego nie lubią. Zjadły wszystko! W kuchni włoskiej nie można iść na kompromis i kombinować. To zmienia smak.
Polacy kochają włoską kuchnię.
Jest prosta, to jej największa zaleta.
Dba pan o włoskie tradycje w Polsce?
Gotuję włoskie dania na wigilię i święta. Przed większymi uroczystościami Polacy stresują się w związku z przygotowaniami. Kłócą się o podział zadań. Ja zachowuję spokój. Najczęściej robię makarony z owocami morza. Lubię pikantne potrawy.
A co dla dzieci?
Obiady na zamówienie. Każde lubi co innego. Słucham propozycji i działam. Przygotowanie posiłków sprawia mi większą przyjemność niż prowadzenie z dziećmi niekończących dyskusji (śmiech).