separateurCreated with Sketch.

Gdzie zaczyna się nieczystość? Jak dbać o czystość w małżeństwie? I o co chodzi w abstynencji seksualnej?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W małżeństwie czystość realizować się będzie także (a nawet: szczególnie) w bliskości seksualnej, na sposób erotyczny. Seks małżonków jest więc realizacją czystości. Oczywiście nie zawsze.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Większości z nas słowo „czystość” padające w kontekście religijnym kojarzy się z całym zestawem mniej lub bardziej zrozumiałych zakazów i ograniczeń dotyczących aktywności seksualnej, często sprzecznych zarówno z naszymi osobistymi pragnieniami, jak i z wzorcami, które wydają się być powszechnie uznawane.

Tymczasem czystość to o wiele więcej niż abstynencja seksualna.

Czystość – tak jak rozumie i głosi ją Kościół w swoim nauczaniu – to „integracja płciowości w osobie”. Chodzi w niej o taką jedność, spójność i harmonię tego, co w nas biologiczne, emocjonalne i duchowe, która pozwoli wchodzić w zdrowe relacje z innymi. Budować je i rozwijać w taki sposób, by przynosiły zaangażowanym w nie szczęście.

Chrześcijańska wizja człowieka opiera się na dwóch podstawowych przekonaniach zaczerpniętych wprost z Biblii. Po pierwsze: człowiek jest istotą cielesną, psychiczną i duchową jednocześnie. Wszystkie te trzy elementy są ważne i muszą być zharmonizowane, aby mógł poprawnie funkcjonować i być szczęśliwym.

Po drugie: człowiek jest stworzony na obraz Boży, a więc na obraz jedności we wspólnocie. To zaś oznacza, że może się rozwijać, realizować i osiągać szczęście jedynie w relacjach z innymi osobami. A nie w pojedynkę, będąc skupionym wyłącznie na sobie i realizowaniu własnych tylko potrzeb.

Osiągnięcie tej wewnętrznej spójności, którą nazywamy „czystością”, nie jest zatem celem samym w sobie, ale jedynie niezbędnym środkiem do celu, jakim jest poprawne funkcjonowanie w relacjach, prowadzące do naszego szczęścia.

Człowiek – tak jak rozumie go chrześcijaństwo – osiąga szczęście, do którego został stworzony, w relacjach: świadomie dając siebie (na bardzo różnie sposoby) drugiemu człowiekowi – czyniąc siebie darem.

Jednak, aby rzeczywiście móc dać siebie, musi najpierw siebie „posiadać”. To „posiadanie” siebie nazywamy panowaniem nad sobą. Idzie o to, by być wolnym: by mieć samemu nad sobą władzę. By to człowiek świadomie kierował swoimi odruchami biologicznymi i emocjami, a nie one nim.

A wiec jeszcze raz: żeby być szczęśliwym, człowiek potrzebuje kochać drugiego. Kochać to dawać siebie drugiemu. Mogę dać siebie, jeśli mam siebie. Mam siebie, jeśli nad sobą panuję. Jeśli nie panuję nad sobą (we wszystkich zintegrowanych wymiarach swojej osobowości), nie mam siebie, a więc i nie mogę naprawdę siebie nikomu podarować. Mogę realizować takie czy inne odruchy i instynkty. Być może przyniesie mi to częściowe „spełnienie”, ulgę, satysfakcję, ale nie szczęście, które możliwe jest do osiągnięcia jedynie w miłości.

Ujmując to w możliwie skondensowany sposób, można by powiedzieć, że czystość to po prostu wolność, będąca nieodzownym warunkiem prawdziwej miłości. Naprawdę kochać można tylko w sposób wolny. W czystości chodzi więc o wolność, która umożliwia prawdziwą miłość.

Jako środki prowadzące do tej wolności – pomagające ją budować i umacniać – Kościół wskazuje: „poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotkanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie” (KKK 2340).

Warto zwrócić uwagę na nieprzypadkową kolejność tych środków wymienionych w zwięzłym katechizmowym paragrafie.

Mowa tu najpierw o potrzebie poznania i zrozumienia siebie – zarówno pod względem biologicznym, jak i emocjonalnym, przy jednoczesnym wzięciu pod uwagę sfery duchowej. W tym kontekście Katechizm mówi dalej, że z jednej strony czystość jest bardzo osobistym zadaniem, a z drugiej podkreśla konieczność i prawo człowieka „do otrzymywania informacji i wychowania, które szanują moralne i duchowe wymiary życia ludzkiego” (KKK 2344).

Człowiekowi – zwłaszcza młodemu – potrzebna jest więc zdaniem Kościoła odpowiednia edukacja seksualna. Sensownie zarządzać i kierować można jedynie tym, co się zna i rozumie.

Dalej wskazana jest potrzeba nauki panowania nad sobą – rozwój cnoty umiarkowania, który nazywa się tu ascezą. Polega ona na umiejętności odpowiedniego do sytuacji panowania nad swoimi instynktami i pragnieniami. I nie chodzi bynajmniej o ich brutalne stłumienie, ale świadome zarządzanie nimi i realizację poddaną rozumowi i dokonująca się w rzeczywistej wolności.

Katechizm zastrzega jednocześnie, że uczenie się czystości jest długotrwałym procesem, obejmującym absolutnie wszystkie etapy życia. Procesem tym kierują „prawa wzrostu, który dokonuje się etapami naznaczonymi niedoskonałością i dość często grzechem”.

Niesłychanie ważny jest tu realizm w patrzeniu na człowieka w perspektywie jego dojrzewania i rozwoju. Czystość nie jest w nauczaniu Kościoła bezwzględnym wymogiem nieliczącym się z ludzką kondycją. To raczej wezwanie skierowane do kogoś, kogo się rozumie, szanuje i wspiera – także w momentach zagubienia, niepowodzeń i słabości.

Wiele krzywdy można wyrządzić człowiekowi (zwłaszcza młodemu), kiedy w katechezie, głoszeniu lub konfesjonale zapomni się o owym „prawie wzrostu”, o którym tak wyraźnie przypomina Katechizm.

Wreszcie Katechizm rozróżnia między moralnym i duchowym wymiarem czystości. Nie jest ona jedynie wymaganiem religijnym, ale także etycznym. To znaczy, że wezwanie do czystości wynika nie tylko z przykazań Bożych, ale z moralnej natury człowieka. Niezależnie od wyznawanej lub niewyznawanej przez niego wiary.

Człowiek, który lekceważy konieczność panowania nad sobą i wewnętrznej integracji biologiczno-psychiczno-duchowej, występuje nie tylko przeciw planowi Boga (w którego może nie wierzyć), ale również przeciw prawom własnej natury. A co za tym idzie przeciw swojemu własnemu szczęściu.

Z drugiej strony relacja z Bogiem poprzez modlitwę i życie sakramentalne wspomaga proces wzrastania w czystości. A to dlatego, że On nas kocha i nie tylko przygląda się, jak sobie w życiu radzimy, ale chce nam aktywnie pomagać i robi to, jeśli tylko damy Mu do tego okazję.

Jako szczególne i uprzywilejowane miejsce rozwijania czystości Kościół wskazuje… przyjaźń. Zarówno między osobami tej samej płci, jak i między płciami. W przyjaźni uczymy się bezinteresowności dawania siebie i radości bycia obdarowanym, akceptacji odmienności i pielęgnowania jedności, wybaczania i wzajemnego rozumienia.

Jesteśmy w nią zaangażowani jako istoty seksualne (płciowość jest wszak nieodłącznym elementem naszej tożsamości), a jednocześnie odkrywamy, że wcale nie musi się ona koniecznie wyrażać na sposób erotyczny (nawet w najlepszym tego słowa znaczeniu).

Bardzo ciekawie ujął kwestię czystości papież Franciszek, pisząc o czystości św. Józefa: „Czystość to wolność od posiadania we wszystkich dziedzinach życia. Tylko wówczas, gdy miłość jest czysta, jest naprawdę miłością. Miłość, która chce posiadać, w końcu zawsze staje się niebezpieczna, krępuje, tłumi, czyni człowieka nieszczęśliwym.

Sam Bóg umiłował człowieka miłością czystą, pozostawiając mu nawet wolność popełniania błędów i występowania przeciwko Niemu. Logika miłości jest zawsze logiką wolności, a Józef potrafił kochać w sposób niezwykle wolny (…). Szczęście Józefa nie polega na logice ofiary z siebie, ale daru z siebie (…).

Każde prawdziwe powołanie rodzi się z daru z siebie, który jest dojrzewaniem zwyczajnej ofiarności (…). Tam, gdzie powołanie, czy to małżeńskie, do celibatu czy też dziewicze, nie osiąga dojrzałości daru z siebie, zatrzymując się jedynie na logice ofiary, to zamiast stawać się znakiem piękna i radości miłości, może wyrażać nieszczęście, smutek i frustrację”. (patrz. papież Franciszek, list Patris corde, punkt 7: Ojciec w cieniu). Ten tekst nie wymaga chyba komentarza.

W tym momencie nietrudno będzie już zrozumieć, dlaczego Kościół naucza, że absolutnie wszyscy ludzie wezwani są do czystości. Oczywiście nie zawsze będzie ona polegać na wstrzemięźliwości seksualnej.

W małżeństwie czystość realizować się będzie także (a nawet: szczególnie) w bliskości seksualnej, na sposób erotyczny. Ale tylko w małżeństwie. A to dlatego, że tylko relacja małżeńska mężczyzny i kobiety jest całkowitym oddaniem się sobie nawzajem we wszystkich wymiarach życia, co wyrażone zostaje „językiem ciała” poprzez seks.

Seks małżonków jest więc realizacją czystości. Oczywiście nie zawsze. Nie wtedy, kiedy zależy im (obojgu lub jednemu z nich) wyłącznie na własnym zaspokojeniu, albo wyłącznie na przyjemności seksualnej (nawet obojga, z wykluczeniem możliwości przekazania życia).

Na tej samej zasadzie jednak nieczystością w małżeństwie może być również abstynencja seksualna dyktowana jakimikolwiek innymi względami niż rzeczywiste dobro obojga małżonków.

Bez wdawania się w szczegółowe rozważania, na które nie bardzo jest tu miejsce, należy stwierdzić, że wezwanie i zobowiązanie do czystości, które głosi Kościół, nie ma na celu bynajmniej ograniczenia człowieka i jego udręczenia. Wręcz przeciwnie: chodzi o szczęście człowieka, osiąganie poprzez integralną, rozumną i wolną realizację osoby ludzkiej (także w wymiarze seksualnym) w zdrowych relacjach z innymi.

Nieczystość, czyli zaprzeczenie czystości, jest więc:

W szerokim rozumieniu: funkcjonowaniem w sposób egoistyczny, obliczony jedynie na zaspokojenie własnych potrzeb (niekoniecznie wprost seksualnych). A więc wykluczający logikę daru z siebie realizowaną w relacji z drugim, którego dobro należy uwzględnić.

W węższym rozumieniu (związanym wprost z płciowością): próbą realizowania własnej seksualności w sposób egoistyczny (jak wyżej) i/lub niezintegrowany (na przykład i najczęściej pewnie: jedynie w wymiarze biologicznym lub biologiczno-emocjonalnym bez uwzględnienia wymiaru duchowego i moralnego).

Jako główne wykroczenia przeciw czystości w tym drugim (węższym) znaczeniu Katechizm wymienia:

    Sięgając do odnośnych punktów Katechizmu (KKK 2351-2356) odkryjemy natychmiast, że Magisterium niuansuje wagę tych wykroczeń i odpowiedzialność za nie – zwłaszcza w związku z dobrowolnością podejmowanych działań i świadomością (do której należy także rozeznanie moralne) ich uczestników.

    Wskazuje także na dobro człowieka, w które uderzają konkretne przejawy nieczystości. Kościół nie tylko więc zakazuje, ale stara się też pomóc zrozumieć. Nie traktuje człowieka jak niewolnika, ale jako dziecko, któremu pomaga wzrastać. Nie chce być nadzorcą, lecz pedagogiem.