Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pożegnanie chłopca odbyło się w kościele pw. Ducha Świętego w Świdnicy. Słowo do zebranych wygłosił ks. Tomasz Filinowicz, który przez ostatnie miesiące życia Franka sprawował nad nim opiekę duchową.
Taka wielka jest we mnie bezradność wobec tajemnicy dziecięcego cierpienia i śmierci. Tak wiele pytań, na które pokornie z zawstydzeniem odpowiadam "nie wiem". Kiedy nie tak dawno z Frankiem przygotowywaliśmy się do Pierwszej Komunii Świętej, na jednym ze spotkań mówiłem mu, że życie człowieka jest jak podróż. Ma swój start, swoją metę i swoje drogowskazy – przykazania Boże, które mają nam pomóc dotrzeć do celu. I choć znaki są jednakowe dla wszystkich, to jednak każda podróż jest inna. Ta Frankowa była wyjątkowa, bo Franek był wyjątkowy. Była też krótka, bo niespełna ośmioletnia – mówił ks. Filinowicz cytowany przez „Gościa Niedzielnego”.
Kapłan zwrócił uwagę na analogie między ostatnimi miesiącami życia chłopca a konającym Chrystusem. Podkreślił, jak w trakcie swojej walki z chorobą mógł liczyć na wsparcie medyków.
Na tej drodze były i stacje, na których Weronika ocierała twarz, a Szymon pomagał dźwigać krzyż. Na ustach Franka pojawiał się wtedy uśmiech. Bo byli obok niego oddani lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, krewni i dziesiątki czasem pozornie obcych ludzi. Tych, którzy wyciągali pomocną dłoń. Każdy i każda z nich starał się zrobić co możliwe, by krzyż stał się lżejszy. Ten uśmiech towarzyszył także w dniu Pierwszej Komunii Świętej, gdy Franek przezwyciężał grymas bólu na twarzy, by w jego miejsce pojawił się uśmiech. Były i upadki pod ciężarem krzyża, chwile zwątpienia, bezradności.
Mamę Franka porównał z kolei do Maryi, która także pozostała do końca przy umęczonym Synu.
Kapłan opowiadał także o świadectwie, które do końca dawał chłopiec troszcząc się o innych, by im podarowaną słodkością lub dobrym słowem poprawić nastrój. Mówił o tym też tato żegnanego dziecka zachęcając, by uczestnicy pogrzebu poczęstowali się cukierkami, ponieważ tego chciałby jego syn.
Pan Paweł – tata Franka zabrał głos i skierował kilka słów do zebranych i swojego synka.
Przez swoje siedem lat życia dałeś nam dużo radości. Pamiętamy chwile spędzone z tobą. Wspomina je z czułością twoja mama. Z radością wspominamy też chwile wspólnego pielgrzymowania na Jasną Górę. Szedłeś do Matki Bożej zanim skończyłeś dwa latka i dotarłeś na miejsce cztery razy. Ostatnie 9 miesięcy były trudnym, ale pięknym czasem z tobą. Przez ten czas w szpitalu byliśmy bardzo blisko, przeprowadziliśmy też wiele głębokich rozmów. A zawsze, kiedy wracałeś do domu, chciałeś coś przywieźć swoim braciom. Często była to guma do żucia, jakiś napój czy cukierki. Chciałeś, by to były prezenty za twoje pieniądze. Podobnie postępowałeś na oddziale szpitalnym, gdzie budziłeś tym duże zaskoczenie…
Ojciec rodziny zwrócił się również do pozostałych swoich dzieci, podkreślając, że to nie Pan Bóg zabrał im ukochanego brata, lecz choroba – „Bo Pan Bóg jest Bogiem życia, a nie śmierci”.
Franek wędrował w pielgrzymce na Jasną Górę. Stąd też w pogrzebie prócz rodziny i przyjaciół uczestniczyli także pątnicy pierwszej grupy Pieszej Pielgrzymki Diecezji Świdnickiej na Jasną Górę, z którą chłopiec kroczył aż czterokrotnie.
Ks. Przemysław Pojasek dodał, jak duże znaczenie miała wspólnota pielgrzymkowa w ostatnich miesiącach życia chłopca. Zmobilizowała się w modlitwie, ale także służyła pomocą przy opiece nad pozostałymi dziećmi. Kapłan podkreślił, że „choć nie udało się wybłagać cudu uzdrowienia, dla wszystkich były to prawdziwe rekolekcje”.
Źródło: Gość Niedzielny